środa, 1 listopada 2017

Nocne wariacje na orientację

Na Podkurku nie mogło zabraknąć Wieczornej Gry na Orientację. Wróciliśmy po etapie nocnym mokrzy i zabłoceni (zegarek pokazywał dystans zbliżający się do 40 km z etapów tego dnia)  i od razu upomnieliśmy się o mapę WGnO.
Etap miał być „wyjątkowy” . Chodziło o system elektroniczny potwierdzania swojej bytności na PK. Ot, taka domorosła tańsza alternatywa znanego systemu SI. Takie „zegarki” i chipy NFC znane z różnych pływalni. No, pogoda była pod psem, mokro wszędzie, ale żeby od razu basen?
Do tej pory WGN-y miały charakter sportowy – liczył się czas. Więc odłożyliśmy plecaki, zabraliśmy latarki, wybraliśmy pasujące nam kolorystycznie „zegarki” (ja oczywiście różowy) i pognaliśmy w ciemną noc. Mapa „jak zwykle” okazała się zlustrowana. Tym razem podany był dystans – imponujący 1600 m. I o dziwo, wyszliśmy poza teren bazy. Szybko ogarnęliśmy, że prawa to lewa i pognaliśmy na PK 1 (jeszcze wracałem się dopytać czy kolejność potwierdzeń obowiązkowa). Postanowiliśmy trasę zaliczyć biegiem (szczerze mówiąc nie doczytaliśmy, że jest rozgrywana na zasadach turystycznych), pomimo obuwia typowo niebiegowego. PK1 – łatwizna. PK 2 – bułka z masłem! PK 3 wymagał zbiegnięcia ze ścieżki. Wtedy zorientowaliśmy się, że kompasy zostały przy plecakach. Trochę marnie, bo w nocy wystarczy się obrócić raz dookoła swej osi i nie wiadomo gdzie dalej iść. PK 3 stał jakoś dziwnie, ale podbiliśmy. Znowu trzeba było na azymut – na górkę w lesie. Akurat ciemności rozświeciły znajome latarki. Dopadliśmy Zuzannę z Katarzyną i udało się uzyskać jeden kompas. Wprawdzie go nie użyliśmy po drodze , ale pewność, że jakby co, to się nie zgubimy w ciemnym lesie – bezcenna!


PK 6 – hmm,  gdzieś w okolicy, bo po ciemku to punkt nie do namierzenia bez przeczesania całego terenu. PK 7, bez historii, PK 8 – znany z etapu nocnego. PK 9 to była zgawozdka. Wyraźnie źle stał. Skala 1:4000 daje margines błędu 8 m, a lampion był wyraźnie dalej. Jak tu w zegarku wbić BPK-a? Nie da się. Po grupowej konsultacji wzięliśmy to co było (bo Zuza z Katarzyną nas dogoniły).  10-tka - daleko. Po drodze podmokłe łąki (utopiliśmy się). Wariant naokoło od asfaltu, ale i tak na koniec w jeżyny wpadliśmy. Po jeżynach nie zostało nam nic innego niż szukać „azymutu” na PK 11. Oczywiście azymut „bez kompasu” tylko „gdzieś tam” - znowu miejsce znajome z etapu trzeciego. Chwilka zastanowienia, bo w nocy tego typu granice kultur widoczne nie są. Uff jeszcze ostatni PK 12. Raczej oczywisty (choć mapa niedokładna, bo skarpy brak). Biegiem na metę. Ech, nie ma co lecieć z wyciągniętą kartą i krzyczeć „czas! czas!” bo wszystko elektronicznie. Po odczycie wyników jakaś zawierucha. No tak, autor nie ma wzorcówki, więc sam nie wie gdzie co postawił, a system wymaga wpisania wszystkiego przed startem;-)
Dobra – późno już, czas jechać do domu i przespać się przed jutrem.

Jak widać mocno trenujemy do 50-tki;-)


Teraz to już mamy wyniki  WGnO. 75 pkt karnych. Trzy stowarzysze. Ciekawe. PK 4 jeszcze mogę się zgodzić, choć lampion wisiał mniej niż 8 m od skrzyżowania. No, chyba że było to skrzyżowanie, którego nie ma na mapie! PK 6 także mogę się zgodzić, bo to było „gdzieś w okolicy”, a wariant biegowy nie sprzyja aż tak dokładnemu namierzeniu się w terenie tak mało zróżnicowanym w świetle latarek. PK 12 był na pewno dobry. Aż popatrzyłem na lidarze – na pewno lampion stał do 2 mm od środka kółka. Ale nie będę się wykłócał – bo zajęliśmy fajne 13-ste miejsce!
Na szczęście widać, że nie grozi nam w najbliższej przyszłości system elektronicznego potwierdzania PK w MnO – za dużo jest sytuacji ciężkich do obsłużenia chipem (zaczynając od BPK-a, poprzez punkty podwójne czy PK wymagające podania przypisania wycinka do PK). Ale w wersjach długodystansowych BnO czy rajdów przygodowych, gdzie stawianie drogich stacji SI bez nadzoru jest ryzykowne, lampiony z tanimi chipami NFC mają przyszłość!




C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz