piątek, 3 listopada 2017

Orientacja precyzyjna

Dramatis personæ:
Tomasz
Renata

Właściwie to lubię orientację precyzyjną. No, może mniej lubię wersję Temp-O, ale chodzenie po ścieżkach i na spokojnie dociekanie, który to lampion jest właściwy jest fajne. A szczególnie gdy właściwy jest ten lampion, którego nie ma!
Nie żebym miał jakieś wielkie doświadczenie w tej kwestii – raz zdarzyło mi się wystartować w takiej pseudoprecyzyjnej orientacji (wyników nigdy nie widziałem), a raz w takich prawdziwych zawodach, gdzie wcale nie byłem taki ostatni:-)

Mnie tam odstręcza już sama nazwa - precyzyjna. Z precyzją to mi nijak po drodze - i w orientacji i w życiu. Zdecydowanie bardziej wolę "na oko", mniej więcej i w przybliżeniu. A najbardziej - jakoś to będzie:-)
 
Podkurek w niedzielę oferował właśnie orientację precyzyjną i BnO. Cały problem, że niedziela przywitała nas deszczem. Do Woli Karczewskiej przyjechaliśmy z samego rana, by zdążyć na zakończenie i pobić brawo naszym Stowarzyszonym dziewczynom za wygranie TU. Ale przybyliśmy ciut za późno i nie było dane nam poznać szczegółowych wyników etapu 2 i 3 (może to i lepiej?)
Po oficjalnym „zakończeniu” Podkurka ruszyliśmy na strat Pre-O. Oczywiście trochę „naokoło” zaliczając brakujące punkty TRInO po Gliniance. I oczywiście znaleźliśmy kolejną rozbieżność w pytaniach TRInO nad Świdrem. Przez czesanie cmentarza w poszukiwaniu tych pomylonych PK udało dotrzeć się nam na strat w stanie dość przemoczonym. My dotarliśmy , a  start jakoś nie dotarł. Precyzyjniej rzecz ujmując, start zaginął w lesie ustawiając lampiony. Zostało czekanie. Na zimnie, w deszczu (no dobrze, niby pod namiotem, ale niewiele to dawało). Ja się ciut rozgrzałem pomagając rozstawiać start BnO, ale Renata marzła. Zmarzła na tyle, że nie zajęła dobrego miejsca w kolejce do startu . Gdy wróciłem (startu jeszcze nie było), kolejka chętnych wiła się wężykiem po całym namiocie. Coś tam próbowałem Mojej Drugiej Połowie przekazać, o co  w tej orientacji precyzyjnej chodzi, ale wyraźnie zdegustowana przedłużającym się czekaniem aktywnie stawiała bierny opór przyswajaniu wszelakiej wiedzy.

Żeby zająć miejsce w kolejce, to trzeba najpierw wiedzieć, że jakaś kolejka będzie, a dopóki tam czekałam, to nawet nie było wiadomo, czy zawody będą, bo najpierw nie było precyzyjnego organizatora, potem okazało się, że w pojedynkę nie ogarnia, potem wyglądało, że pójdziemy według list, co to się skądś znalazły, potem, że najpierw "zawodowcy", a po nich amatorzy, a w końcu wyszło jak zwykle, czyli kto się dopchał, ten był wcześniej.
Zasad zabawy nie ogarniałam, prócz tego, że trzeba gadać jakieś bzdury typu alfa, beta i nie wiem co dalej, bo się greki nie uczyłam. I jak już się paszczą wyda jakichś dźwięk, to przepadło. No, ale jak to? A dopytać się, upewnić, czy zwyczajnie pokonwersować jak kulturalni ludzie? Zupełnie bez sensu.
 
Wreszcie zjawił się cały przemoczony „start” – znaczy twórca trasy i całego zamieszania i pierwszy zawodnik ruszył. Zaczynało się od stanowiska czasowego. Na strat poszły osoby nieświadome o co chodzi i z 60 sekund na zawodnika zaczęły się robić długie minuty. My marzliśmy, starter moknął, a kolejka jakoś się nie zmniejszała. W międzyczasie na trasę ruszali rowerzyści z RJnO… i wracali po pierwszym etapie. A my dalej staliśmy prawie w tym samym miejscu. I tak mieliśmy lepiej, bo starter, gdy na chwilę wpadł po coś pod namiot, przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy (ciekawe czy się pochorował).
Po dobrej godzinie oczekiwania przyszła i pora na nas. Pierwsza poszła Renata. Nawet bardzo długo nie siedziała na stanowisku czasowym. Gdy przyszła moja kolej…. szczerze mówiąc nie widziałem podobieństwa terenu do mapy. Strzelałem. Oba pudła;-( Dostałem mapę i poszedłem.

Stanowisko czasowe. Boguś usiłował wytłumaczyć o co chodzi, ale z zamarzniętym i przemoczonym mózgiem, to nie tak łatwo pojąć o co biega. Przede mną w lesie stała chmara lampionów jakby rozdzielona na dwie części - jedna bardziej w lewo, druga w prawo i kiedy dostałam dwie mapy założyłam, że do każdej grupy jest odrębna mapa. Oczywiście to co na mapie i to co przede mną nijak nie było spójne i nie przystawało do siebie. No, może druga mapka nosiła jakieś znamiona podobieństwa i dlatego lampion z pierwszej wybrałam na chybił-trafił, z drugiej według tego co widziałam przed sobą. Pierwszą odpowiedź przestrzeliłam, ale druga była dobra! Potem dostałam mapę do tej orientacji chodzonej, ale żadnych instrukcji, bo na stanowisko podszedł już Tomek. Jeszcze usiłowałam wydobyć jakąś wiedzę od organizatora, chociażby w jaki sposób legalnie przedostać się w pobliże punktów, na których mam dokonać identyfikacji okazanych podejrzanych, to znaczy lampionów. Dowiedziałam się jedynie, że mam chodzić po ścieżkach. No to poszłam.

Przy pierwszym stanowisku spotkałem Renatę. Raczej nie wiedziała o co chodzi. Tłumaczyłem jeszcze raz – masz lampiony od lewej A, potem B potem C i masz wskazać który właściwy. Może być żaden. Nie – nie można podejść do lampionu i sprawdzić. W tym momencie do lampionu podchodzi jakiś kolejny uczestnik zawodów. Krzyczę mu z daleka, że tak nie wolno :-) Renata łapie mapę i leci dalej mówiąc na odchodne, że będzie strzelała. Zaraz zniknęła mi z oczu. Chyba pomyliła orientację precyzyjną z BnO!  A jakby co, żadnej strzelaniny w lesie nie słyszałem;-)

Już na pierwszym punkcie okazało się, że nie będzie łatwo. Co innego widziałam na mapie, co innego w terenie, a co innego mówiły piktogramy dołączone do mapy. Wychodziło mi, że lampion ma być na kopczyku, kopczyka nie było, Tomek, który doszedł w międzyczasie poradził zaznaczyć Z, czyli że nic z niczym nie bangla i ogólnie do d... No to zaznaczyłam, a na drugi dzień dowiedziałam się, że kopczyk z piktogramów znaczy zupełnie coś innego, a w ogóle to nie ta rubryka informowała o terenie. Ponieważ zmarzłam stojąc i deliberując nad tą jedynką szybko pobiegłam na PK 2 zakładając, że w precyzyjnej bieganie nie jest zabronione.
 
Co tu dużo mówić – w ulewnym deszczu i przy porywistym wietrze ta precyzyjna orientacja nie jest taka fajna. Co chwila wiatr wyrywał mi z ręki parasol, deszcz zalewał okulary. PK 2 szło ustalić dosyć łatwo. Trochę liczenia kroków i wszystko się zgadza. Ale PK 3? 50% szansy na trafienie:-)
Przy PK 4 konsternacja,  bo więcej lampionów niż w opisie. Wokół lampionów jeżdżą rowerzyści, a nawet biegają biegacze z BnO. Zostawiam punkt na powrót.

PK 2 według mapy miał być tuż obok południka, no to wypatrzyłam ten południk na górce i zaznaczyłam najbliższy lampion. Jak się okazało - dobrze. Przy trójce zgłupiałam, bo nie wolno było do niej podejść, a w ogóle to widziałam tylko jeden lampion. Asia, która akurat podeszła do stanowiska wyjaśniła mi, że na mapie mam podaną ilość rozstawionych lampionów i faktycznie w tym miejscu ma być jeden. Nooo, jak jeden to go zaznaczyłam. A okazało się, że to wcale nie ten. Ale z takiej odległości oszacować gdzie stoi? Niemożliwe! Czwórka była bardzo daleko od ścieżki i bez okularów praktycznie widziałam jedynie, że lampiony są. Nie traciłam więc czasu na kombinowanie i zaznaczyłam jakiś przypadkowy wynik. Ponieważ nie mam szczęścia w grach losowych, więc oczywiście nie trafiłam.
 
PK 5 – także losowy, powinien być na lewo od ścieżki, a ten który mógłby być właściwy, stoi ciut na prawo. PK 6 fajna zmyłka. Ustawiono lampiony „jedna przecinkę za wcześnie”. Kto dobrze nie liczył przecinek, podbijał źle;-) PK 7 i 8 normalne – daje się namierzyć i wybrać. Przy PK 9 konsternacja – nie rozumiem opisu. I chyba słusznie nie rozumiem, bo punkt ostatecznie anulowano. PK 10, 11,12, normalne. Leje coraz bardziej. PK 13 fajny, bo stoi wyraźnie źle, ale daje się podejść i sprawdzić. PK 14 po pomiarze azymutów się zgadza. PK 15 stoi jakoś tak „za daleko”, aż obchodzę wydmę z drugiej strony. Ewidentnie lampion stoi źle. Tu ściga mnie telefon od małżonki: zamarzam. Zostaje przejść w tryb BnO. Jeszcze ta nieszczęsna czwórka. Podejmuję decyzję, ale i tak potem ten punkt anulowano. I biegiem na metę.

Piątkę i szóstkę robiłam w biegu, bo powoli zamieniałam się w sopelek lodu. Dodatkowo od deszczu rozpuszczała mi się mapa, więc musiałam się sprężać, póki miałam jeszcze na co patrzeć. Przy szóstce wyprzedziłam już z połowę zawodników, którzy wychodzili przede mną i miałam pewność, że nawet jeśli nie będę precyzyjna, to przynajmniej szybsza:-) Piątka i szóstka nie wydawały mi się trudne, ale na piątce nie zauważyłam na mapie jednej górki bo mi się skryła między ścieżkami, a przy szóstce nawet przez myśl mi nie przeszło, że można robić takie zmyłki z ustawianiem lampionów w innym miejscu niż zaznaczono na mapie. Tym sposobem zaliczyłam dwa pudła. Siódemkę i ósemkę trafiłam, albo tak genialnie oszacowałam gdzie co stoi:-) Dziewiątki i dziesiątki w ogóle mi nie zaliczono - może dlatego, że w dziewiątce ciut nie zmieściłam się z dziurkami w kratce, a dziesiątka odbiła się słabo. Miałam już tak zgrabiałe ręce, że ledwo ściskałam dziurkacz. PK 11, 12 i 13 - trafiony, zatopiony, mimo że zaznaczane niemal w biegu. No bo zimno. 14 i 15 znowu postawione daleko od ścieżki i g...o było widać, to nie tracąc czasu wbiłam cokolwiek (znowu nie trafiłam) i biegusiem wróciłam na metę po drodze wyprzedzając jeszcze kilka osób:-)
 
Gdy widzę Moja Drugą Połowę już wiem, że nie pójdziemy na BnO. Pewno bym tego nie przeżył (znaczy BnO tak, ale co by mi  Żona w domu zrobiła…).
Teraz już są znane wyniki. Mam 3 miejsce w open, a swojej kategorii amatorów (A-Open) 2.  No i wszystko jasne czemu lubię tę orientację precyzyjną! Tylko szkoda, że u nas tak rzadko rozgrywane są zawody w tej formule….

Strasznie dziwna ta orientacja precyzyjna. Logiki w tym za grosz - trzeba wybrać właściwy lampion, ale podejść do niego to już nie można. To niby jak z daleka mam zobaczyć czy on stoi na ścieżce, w dołku, na kopczyku, czy innej formie terenu. Jak zdecydować, kiedy widzę tylko, że lampion jest?? No jak?
Nie wiem, może jak kiedyś popróbuję w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych, to jakiś sens w tym odkryję, ale na razie nie jestem przekonana do tej formy rozrywki.

Mapa po przejściach
 

3 komentarze:

  1. Budowniczy się o dziwo nie rozchorował (jak to możliwe to ja nie wiem).
    Co do niezaliczenia punktów 9 i 10 to punkt 10 został potwierdzony w kolumnie 9 (w 9 były 2 potwierdzenia a w 10 żadnego). Pewnie przez pomyłkę ale tym sposobem nie ma możliwości ustalenia prawidłowego zaznaczenia. Zwłaszcza, że zastosowany został własny perforator :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 53 year old Software Consultant Phil Nevin, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Fishing. Took a trip to Historic Bridgetown and its Garrison and drives a Pathfinder. wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń