poniedziałek, 18 marca 2019

Szybki Mózg na Koncertowej

We środę odbył się drugi etap Szybkiego Mózgu, więc oczywiście nie mogło nas tam zabraknąć. Pojechałam taka trochę walnięta, jak to ostatnio i zakładałam udział zdecydowanie rozrywkowy. No, chyba, że da radę... Startowaliśmy z boiska szkolnego, gdzie czekały już na nas malowniczo utkane w ogrodzenie mapy.

Przyznacie, że fajnie to wygląda?



W oczekiwaniu na start.

Tym razem start był masowy. Cały czas sobie powtarzałam, żeby nie biec za nikim, tylko patrzeć na mapę, ale pokusa jest zawsze. Pierwszy punkt był za boiskiem przykrytym na zimę namiotem, w rogu ogrodzenia. Część osób pobiegła od prawej, a część od lewej strony. Ci, co okrążali od lewej i ci, co okrążali od prawej ale wewnątrz ogrodzenia mocno się sfrajerowali, bo lampion wisiał na zewnątrz ogrodzenia. Ja niestety byłam w grupie lewostronnej i jak pomyślałam sobie ile biegłam daremnie i ile teraz muszę "odbiec" z powrotem, to mało mnie szlag nie trafił. Ale co było robić? Pobiegłam. Dwójka w linii prostej nie była daleko, ale oczywiście trzeba było z jedynki wrócić niemal na start i dopiero lecieć dalej. Trójka była łatwa, a na mnie akurat wtedy musiało spłynąć jakieś zaćmienie umysłu i za nic nie mogłam jej znaleźć. A wystarczyło uważnie obejrzeć mapę, jak już się bloków nie umie do trzech zliczyć. Nawet do czwórki dotarłam, co zdecydowanie powinno bardzo mi ułatwić namierzenie trójki, a ja dalej nic - jak jakaś jełopa. Po długich poszukiwaniach wreszcie znalazłam, a i tak mi się wydawało, że powinna być w innym miejscu. Stała jednak dobrze. Ponieważ na czwórce już byłam, więc przynajmniej wiedziałam gdzie jest, a potem mnie w końcu odblokowało. Szło dobrze aż do jedenastki, bo do dwunastki pobiegłam już mocno naokoło. Ale co ja będę na skróty latać, jak jest tyle różnych możliwych przebiegów, nie? Zamiast pobiec na  wschód, północ, zachód, ja pracowicie obiegłam namiot, potem wzdłuż ogrodzenia szkoły i dopiero w dziurę z dwunastką. Ja to mam fantazję...

 Oczywiście, że wybrałam wariant fioletowy:-)

Potem znowu poszło lepiej i tylko na metę nie od razu udało mi się namierzyć, bo jakoś z dwudziestki ciężko mi się wybiegało. Nawigacyjnie ciężko, bo fizycznie ciężko to miałam cały czas. Na mecie czekał już zaniepokojony Tomek, bo myślał, że przepadłam i trzeba będzie mnie szukać.

Na mecie byłam już mocno niewyraźna.

Po sczytaniu wyników nawet się zdziwiłam, że nie jestem ostatnia, a w wynikach ostatecznych okazało się, że bardzo dużo osób (ze wszystkich tras) ma NKL-ki. Ciekawe, co przegapili?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz