środa, 11 marca 2020

Parkrun i bezdroża w Wesołej

W drodze na parkrun Tomek wypytywał mnie jaką strategię planuję na bieg. No to raz, dwa wymyśliłam, że pierwszy kilometr truchtam powoli, drugi lekko przyspieszam, trzeci lecę szybko, czwarty ciut wolniej, no bo już się zmęczę, a ostatni  na full jeśli dam radę.W sumie całkiem niezła strategia, więc postanowiłam ją zastosować. I wiecie co? Udało się. Poszło lepiej niż tydzień wcześniej. Nie, rekordu nie pobiłam (i pewnie już się nawet do niego nie zbliżę), ale zawsze coś.
Ponieważ w sobotę wypadał prawie 8 marca, więc na mecie każda pani otrzymywała tulipana, ale musiała go przechwycić w locie, chyba, że nie biegła szybko. Mi się udało i nawet mam fotkę z przechwytu, ale Tomek mówi, że wyglądam na nim jak chytra baba z Radomia, więc nie pokażę, trudno. Ale mogę pokazać fotę z ramką. O, taką:

Fota w ramce.

Po biegu od razu ewakuowaliśmy się, no bo WesolInO. A na WesolInO znowu trasa C była bez dróg. Tym razem postanowiłam zaryzykować i podjąć wyzwanie. Zresztą przypomniałam sobie, że po tym terenie już biegałam na mapie bez dróg i właściwie to było nawet łatwiej niż z drogami. Jeszcze w piątek wieczorem próbowałam nauczyć się tych dróg na pamięć, żeby mniej więcej wiedzieć jak lecą, ale z moją sklerozą to nie miało szansy się udać. A potem okazało się, że drogi to w zasadzie do niczego nie są potrzebne, bo i bez nich leciałam z punktu na punkt bezproblemowo. No dobra, przy pierwszym trochę za głęboko i za wcześnie weszłam w las, ale od razu się zorientowałam, więc nawet nie można uznać tego za jakieś tam błądzenie.
Punkty tradycyjnie położone były naprzemiennie po przeciwległych stronach wydmy, żebyśmy mogli sobie poćwiczyć podbiegi i zbiegi. Ze zbiegami to nawet mi szło, gorzej z podbiegami, ale starałam się ze wszystkich sił. W każdym razie zmęczyłam się uczciwie i nie mam sobie nic do zarzucenia:-)
A tak sobie radziłam bez dróg:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz