czwartek, 10 kwietnia 2025

Trenujemy na ostatnich ZZK , a Tomek trenuje jeszcze szerzej niż wskazuje mapa.

Mistrzostwa mistrzostwami, ale trenować też trzeba. W sobotę odbyły się ostatnie w tym sezonie Zimowe Zawody Kontrolne, czyli właśnie taki trening. Nawet pogoda dostosowała się do nazwy i zrobiło się zimno. Że niby jednak zimowe te zawody. 
Trasy były dość długie - na mojej średniej 5 km, ale nie wypadało zapisywać się na najkrótszą.  Zresztą ostatnio dobrze mi się biegało na longu, to co to jest 5 km?

Szykujemy się do startu

I ruszam w las.

Na jedynkę ruszyłam ścieżką, ale bardzo szybko musiałam się z nią rozstać, bo jakoś nam było nie po drodze. Szkoda. Ponieważ trochę z tym zwlekałam, to musiałam w terenie odnaleźć kreskę, którą zostawiłam gdzieś po prawej stronie. Na szczęście w terenie były punkty na tyle charakterystyczne, że kreskę odnalazłam i na punkt wyszłam idealnie.
Kreski już nie porzucałam i biegłam nią na dwójkę, ale kawałek przed dwójką zauważyłam lampion. W sumie od razu wiedziałam, że to jeszcze nie mój, ale nie mogłam się oprzeć potrzebie sprawdzenia i upewnienia się i podbiegłam do niego. No i faktycznie nie był mój. Z dwójki na trójkę po linii, bez problemów. Zresztą blisko było, to żaden wyczyn. Czwórka była jeszcze bliżej, to nie ma nawet o czym mówić.
Tak prawdę mówiąc, to i o kolejnych punktach nie ma co mówić, bo wszystkie wchodziły gładko, większość po kresce, a do tego - o dziwo - biegło mi się bardzo dobrze, nawet jeśli było pod górkę. Normalnie sielanka.
Przy jedenastce spotkałam Tomka. Bardzo zdegustowanego Tomka, bo na jedynkę biegł coś około 30 minut. I ho, ho, ho - co też on po drodze zwiedził... nawet na mapie tego nie ma:-) I w zasadzie to on powinien napisać relację ze swojego biegu, ale coś mi się wydaje, że mu trochę wstyd, bo kategorycznie odmówił:-)

PK 11

Po jedenastce przeniosłam się na zachodnią stronę mapy, za drogę, przy której był start i meta. No i tam już mi poszło odrobinę gorzej. Do dwunastki zniosło mnie w lewo (tak - w lewo, a nie w prawo), ale nie na tyle, żeby nie wypatrzyć lampionu. Trzynastka  - ok, ale czternastkę skrewiłam. Zniosło mnie, tym razem prawidłowo, w prawo i minęłam punkt. Szukałam za daleko i już mnie desperacja zaczynała ogarniać. No bo tak dobrze żarło i zdechło. Żal. Już się nawet skonsultowałam z jakimś zawodnikiem, ale on też nie znalazł jeszcze. W końcu stanęłam i zaczęłam obserwować, gdzie w lesie jest największy ruch w okolicy. Bingo! Poszłam i lampion był.

Błądzenie przy czternastce.

Przy piętnastce już bardziej pilnowałam azymutu, więc poszło. Szesnastka też dobrze, choć przed punktem oglądałam też inne karpy, ale prawie po drodze. Przy osiemnastce znowu spotkałam Tomka i mam fajną fotkę.

Uciekam z PK 18.

Ostatnie dwa punkty po kresce i wreszcie meta. Żeby nie czternastka, to byłabym całkiem z siebie zadowolona, a tak to lekki niedosyt. Ale cóż - nikt nie jest doskonały. Nawet ja. Ale co ma dopiero powiedzieć biedny Tomek. Nie pamiętam kiedy mu się zdarzyła taka wpadka, żeby wyjść poza mapę.
Poniżej mój ślad. Tomkowego wolę nie pokazywać:-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz