środa, 29 kwietnia 2015

Grafika rastrowa kontra grafika wektorowa.

W czwartek przed Niepoślipką wykończyłam ostatnią mapę, a przez poprzednie półtora tygodnia mapy wykańczały mnie.
Moja znajomość oomappera ograniczała się do rysowania map na podstawie podkładu i nabrałam przeświadczenia, że możliwości programu na tym się kończą. Kiedy więc T. dał mi narysowaną mapę i zarządził robienie trasy, bez chwili namysłu otworzyłam photoshopa. T. popatrzył na mnie dziwnie i niewypowiedziane pytanie zawisło między nami.
- No, pociąć chcę. Takie trzy rybki... - zaczęłam.
- Ale w photoshopie??? - T. aż cały wygiął się w wielki znak zapytania.
- A to może ja sobie wydrukuję te mapy i ręcznie powycinam, to będzie chyba najszybciej - zareplikowałam.
- Otwórz mappera!
Otworzyłam i teraz ja zmieniłam się w pytajnik.
- No i teraz rób mapę! - podsunął propozycję T.
Wpatrzyłam się zachłannie w ekran szukając w nim natchnienia. Główne okno wciąż pozostawało puste.
- Hę??? - spytałam całym swoim jestestwem.
- No, rób mapę - start, meta, PK, tytuł etapu, opis itd.
- Aha! - potwierdziłam ochoczo i zawisłam wzrokiem na jego ustach w nadziei na dalsze wskazówki.

W końcu, "wspólnym wysiłkiem rządu i społeczeństwa" udało się stworzyć jakieś zarysy zarysu mapy dla TP.
- To jest grafika wektorowa! - upominał mnie co chwila T., kiedy usiłowałam do mappera przenosić zasady photoshopowe. 
O wektorach wiem tylko, że mają kierunek i zwrot i ta wiedza jakoś nieszczególnie wydawała mi się przydatna w zaistniałej sytuacji. Program, jak dla mnie, wciąż był nieporęczny, skrajnie nieintuicyjny, mało logiczny, a chwilami wręcz złośliwy. Dodatkowym utrudnieniem okazała się moja krótka pamięć. Codziennie od nowa musiałam uczyć się  zasad działania mappera, bo po wyłączeniu komputera cała moja wiedza znikała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Kiedy wreszcie udało się skończyć pierwszą mapę, okazało się, że na drugą zostały tylko dwa dni. Postanowiłam nie bawić się już w żadne wycinanki, tylko gdzieniegdzie postawić kółeczka, bo to zaczęło mi wychodzić już całkiem nieźle. Do perfekcji doszłam w zmienianiu rozmiarów obiektów, bo loga za nic nie chciały się mieścić w przewidzianych dla nich miejscach. O przesuwaniu obiektów to już nawet nie mówię - suwałam nimi po całym obszarze ze zręcznością prestidigitatora. Symboli napowielałam setki, podkłady wstawiałam, ukrywałam, odkrywałam, usuwałam...
Wraz z drugą mapą wykluło się we mnie przekonanie, że może i daje się tym mapperem zrobić piękną mapkę, ale nożyczkami i skanerem jest znacznie, znacznie szybciej:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz