Ta czarodziejska moc żurku niestety zemściła się na nas. Czasem nadmiar sił jest zgubny. Według wstępnego planu po ognisku mieliśmy wziąć jeszcze tylko punkty 8 i 11 i wracać na metę, Tymczasem rozochocona przypływem energii ochoczo zgodziłam się pójść jeszcze na dziesiątkę. Wydawało się, że PK 10 to będzie formalność, bo niemal pod sam punkt prowadziły przecinki i tylko na samej końcówce trzeba było wejść w las wzdłuż rowu. Tam, na jego końcu, na granicy kultur miał wisieć lampion. Doszliśmy gdzie trzeba, ale lampionu ani śladu - nawet stowarzysza. Przetrzepaliśmy wszystkie krzaki - nie ma. Tomek uparł się, że wpisze BPK, bo jak nie ma, to nie ma. Ja tam nie jestem fanką BPK, ale na wyniku mi niespecjalnie zależało, bardziej na zakończeniu wreszcie trasy. I oczywiście organizatorzy nie uznali nam tego PBK-a i jeszcze dowalili PM. Został jeszcze jeden, ostatni punkt - jedenastka. Najpierw przecinkami, potem wzdłuż cieku, na którym miał być punkt. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie woda. Ta pitolona rzeczka rozlewała się coraz szerzej i lawirując między mokradłami coraz trudniej było nawigować. Buty powoli nasiąkały, aż doszliśmy do momentu, że nie robiło różnicy którędy idziemy. Chlup, chlup, chlup. Chodzenie po rzece w listopadową noc może i ma swój urok, ale jedynie w opowieściach przy kominku i to po kilku latach od zdarzenia. W końcu wspólnym wysiłkiem z Adamem i Arkiem, których ponownie spotkaliśmy namierzyliśmy jakiś lampion, który i tak okazał się stowarzyszem. Ale w sumie było nam wszystko jedno. Najważniejsze, że wreszcie mogliśmy wracać do bazy.
Zorientowana/Zorientowany
Marsze na orientację, biegi na orientację i bieganie bez powodu:-)
piątek, 28 listopada 2025
Nocne Manewry SKPB, czyli jak nabrać awersji do rowów i cieków wodnych.
Ta czarodziejska moc żurku niestety zemściła się na nas. Czasem nadmiar sił jest zgubny. Według wstępnego planu po ognisku mieliśmy wziąć jeszcze tylko punkty 8 i 11 i wracać na metę, Tymczasem rozochocona przypływem energii ochoczo zgodziłam się pójść jeszcze na dziesiątkę. Wydawało się, że PK 10 to będzie formalność, bo niemal pod sam punkt prowadziły przecinki i tylko na samej końcówce trzeba było wejść w las wzdłuż rowu. Tam, na jego końcu, na granicy kultur miał wisieć lampion. Doszliśmy gdzie trzeba, ale lampionu ani śladu - nawet stowarzysza. Przetrzepaliśmy wszystkie krzaki - nie ma. Tomek uparł się, że wpisze BPK, bo jak nie ma, to nie ma. Ja tam nie jestem fanką BPK, ale na wyniku mi niespecjalnie zależało, bardziej na zakończeniu wreszcie trasy. I oczywiście organizatorzy nie uznali nam tego PBK-a i jeszcze dowalili PM. Został jeszcze jeden, ostatni punkt - jedenastka. Najpierw przecinkami, potem wzdłuż cieku, na którym miał być punkt. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie woda. Ta pitolona rzeczka rozlewała się coraz szerzej i lawirując między mokradłami coraz trudniej było nawigować. Buty powoli nasiąkały, aż doszliśmy do momentu, że nie robiło różnicy którędy idziemy. Chlup, chlup, chlup. Chodzenie po rzece w listopadową noc może i ma swój urok, ale jedynie w opowieściach przy kominku i to po kilku latach od zdarzenia. W końcu wspólnym wysiłkiem z Adamem i Arkiem, których ponownie spotkaliśmy namierzyliśmy jakiś lampion, który i tak okazał się stowarzyszem. Ale w sumie było nam wszystko jedno. Najważniejsze, że wreszcie mogliśmy wracać do bazy.
piątek, 21 listopada 2025
GEZnO - etap drugi, czyli droga przez mękę.
Chociaż kolejny punkt mieliśmy wspólny z Zuzą i Bartkiem, to jednak każdy z naszych zespołów poszedł dalej innym wariantem. Kiedy już udało nam się zejść ze skałek (baaardzo uważając na nogi) zrobiło się nawet lajtowo, bo nie było pod górę, ale moja radość trwała krótko, bo potem zaczęło się kolejne podejście - długie i coraz bardziej strome. Cierpiałam. Fizycznie i psychicznie, bo już powoli zaczynałam mieć dość. A to dopiero była połowa trasy. Oczywiście Tomek pognał przodem, a ja to sobie przystanęłam, to przysiadłam - na szczęście nie było aż tak źle, żebym musiała się po drodze trochę zdrzemnąć:-)
Dziewiątka miała równie fascynującą nazwę. Nie były to co prawda ruiny, ale "północna kupa kamieni" też brzmi interesująco. Na tyle, że zdecydowałam się iść dalej, żeby tę kupę zobaczyć. W sumie zachęcało i to, że znowu mieliśmy iść w dół. Powiedziałabym nawet, że to przeważyło:-)
poniedziałek, 17 listopada 2025
Górskie Ekstremalne Zawody na Orientację - etap 1 - dla mnie z naciskiem na EKSTREMALNE
Po otworzeniu map trzeba było wybrać wariant, ale tak na szybko to wcale nie jest takie proste. Bo to trzeba uwzględnić i drogi między punktami, i przewyższenia, i ewentualne podmokłe tereny, i sposób odejścia od punktu i inne rzeczy, o których w pierwszej chwili nawet się nie myśli. I oczywiście każde z nas miało nieco inny pomysł. W końcu zdecydowaliśmy, że zaczynamy od PK 32, potem 31 i 33.
Z PK 60 mieliśmy problem. Drzewo na polanie niby nietrudno znaleźć, ale już właściwą polanę to i owszem. Z PK 58 ruszyliśmy na azymut, bo za bardzo nie było innej możliwości, ale kiedy natknęliśmy się na drogę, której za nic nie dało się przypasować do żadnej wrysowanej w mapę - trochę zgłupieliśmy. Poszliśmy nią do skrzyżowania i tam, po konsultacji z zespołem schodzącym z PK 59, ustaliliśmy gdzie jesteśmy. Musieliśmy wrócić na azymut i podejść jeszcze kawałek i dopiero tam była właściwa polana.
sobota, 1 listopada 2025
Podkurek z kilometrami w gratisie
Jesień w pełni, więc czas na Podkurek. Jakoś ostatnio nie lubię chodzić na orientację, więc tylko wersja biegowa. Trasa jak zwykle najdłuższa jaką się dało. Na podkurku bywały scorealufy punktowe, zwykłe biegi ze stacjami SI, ale BnO z kartami papierowymi jak na FalIno – nie było widziane już dawno.
Przygotowałem kartę, okleiłem porządnie taśmą (bo pogoda niepewna), pobrałem mapę i start. Zanim zorientowałem się, gdzie jest pierwszy PK, pobiegłem ścieżką… w kierunku ostatniego PK. Niby przy karcie mogłem biec i w drugą stronę, ale gramy fair-play, więc zakręciłem tam gdzie powinienem.
Jedynka weszła. Dalej przez „wiosenny” las na PK 2 w wielkim dole. Dół zobaczyłem lekko po prawej. Dół bez lampionu biegowego – z lampionem płaskim. Rzut oka na mapę – wiem gdzie jestem „ o jeden dół za blisko”.
Do PK 3 biegłem uważniej, jak pokazuje ślad - „po kresce”, więc szukania lampionu nie było.
PK 4 – długi przebieg – wybrałem wariant drogami. Dobiegam na miejsce, szukam właściwego dołka i… lipa. Tzn. dołki są, ale jakoś tak bez lampionów. Miotam się po okolicy ze dwie minuty zanim znajduję lampion – jak pokazuje ślad, prawie się potknąłem o niego na samym początku poszukiwań;-)
Następny lampion na wydmie. Na szczęście nie w dołku, więc widoczny z daleka.
PK 6 i PK 7 to znowu wydmy, ale przy krótkich przebiegach na azymut łatwo trafić na właściwy dołek.
W drodze na PK 8 z naprzeciwka biegną jacyś biegacze niezorientowani, tacy co biegają po wydmach. Machamy sobie. Znajduję ścieżkę, potem odbijam z niej w prawo, w kierunku lampionu. I nie trafiam. Pamiętam, że w tym miejscu już kilka razy błądziłem niczym we mgle. Niby biegłem w/g kompasu, ale ślad pokazuje co innego. I czemu tu wierzyć? Kompasowi czy zapisowi z systemu GPS?
Na PK 9 dałem znowu ciała. Porządnie. Chciałem „obiec” wydmę i obiegłem. Znalazłem rów, ale nie mogłem znaleźć dołka z lampionem. Szukałem stanowczo za blisko i za długo…
PK 11 w największej zielonej plamie na mapie. Teraz na jesieni ta zieleń może jest mniej intensywna, ale dalej teren ciężko przebieżny. Biegnę sobie po krzakach wyglądając lampionu lub charakterystycznych dołów, a tu z prawej wypada (nie wskażę kto) i woła z daleka, że lampion jest za nim. Niezbyt mi się to zgadza, więc pytam czy na pewno ten o kodzie 80? Tak, tak, słyszę w odpowiedzi. Więc skręcam w prawo i znajduję lampion z kodem 81. Czyli moją 12-stkę, a nie 11-stkę. Tak to jest słuchać podpowiedzi;-)
Dalej to już bez większej historii – troszkę drogami, trochę na azymut. Dużych błędów nie ma, tu i ówdzie można by pobiec bardziej po prostej, ale nie ma problemów ze znalezieniem lampionu.
Od ostatniego PK 16 do mety – mogłem pobiec lepiej – drogą zamiast po krzakach, ale różnica to niewielka.
Udało mi się zdążyć przed deszczem – a to chyba najważniejsze – gdy bieganie ujdzie „na sucho”;-)
Trasa miała mieć 6,2km.... mierzona na OOMapperze ma dobrze ponad 7... więc jak nic kilometr w gratisie;-)
środa, 22 października 2025
IX Puchar Bielan czyli MM nocny
Wreszcie doczekałem się Mistrzostw Mazowsza w nocnym BnO. Choć szkoda, że w imprezie niby podsumowującej sezon w naszym regionie, zabrakło „prawdziwych” kategorii, tylko z założenia takie łączone. Rozumiem, że brakuje chętnych do zrobienia zawodów, zawody do kalendarza wpadają w ostatniej chwili i oczywiście nie będzie wyników liczących się do jakiś wszech rankingów…
Wracając do tematu – zawody ogłoszono, niestety z powodu innych zobowiązań w weekend mogłem brać udział tylko w jednym biegu – tym nocnym – w piątek przed weekendem właściwym.
Teren niby znany – chwilę wcześniej biegaliśmy tu na treningu przed nocnymi MP. Ale tym razem start był jakoś tak z boku… tam, gdzie do tej pory nigdy startu nie było…
Piątek – korki – nawigacja poprowadziła mnie jakąś abstrakcyjną trasą przez Radzymin, potem drogami gruntowymi, leśnymi…. Grunt, że dojechałem i to dosyć wcześnie. Miałem chwilkę na dobre zaparkowanie, formalności i nawet rozgrzewkę.
![]() |
| Gdzieś tam na drugim planie czekam na swoją minutę startową |
Start w 12 minucie. Kategoria „odmładzająca”: M55. Pogoda – coś tam czasami pokapywało – prawdziwe opady miały być w sobotę.
Start. Dobieg do lampionu. Udało mi się nawet znaleźć start na mapie w miarę sprawnie. Pierwszy dylemat - jak pobiec do PK 1? Zwyciężył rozsądek i wybrałem bieganie drogą. Zaraz z PK 1 wyprzedziłem poprzednika, czyli Jasia Cegiełkę. Słowem: nie jest źle!
Do PK 2 po kresce, pomimo sporej ilości gałęzi pod nogami.
Przed PK 3 trochę zielonego – musiałem przebić się na drogę, ale punkt z daleka świecił w krzakach.
Zastanawiałem się, czy do PK 4 biec drogą, czy na kreskę. Próbowałem na kreskę, ale zniosło mnie na drogę. Tyle że akurat przy górce, więc namierzenie się na punkt było proste. Lubię, gdy nocne lampiony widać „z daleka”, wtedy nawet gęstwiny nie straszne.
Coś nie pykło przy PK 7. Niby biegłem na azymut, ale jak widać, był to jakiś koślawy azymut. Gdy dobiegłem do wydmy, nie wiedziałem w której jej miejscu jestem. Niby lampion miał być w pobliżu najwyższego fragmentu – więc piąłem się pod górę i wreszcie wypatrzyłem lampion! Ale strata czasowa jest.
PK 8 – po kresce, na PK 9 troszkę drogami. Szkoda, że na końcówce zamiast obiec młodnik przedzierałem się przez największe gęstwiny.
![]() |
| Dobieg do mety |
Na mecie wydruk – jestem drugi. Wyników on-line brak. Miał prawo wyprzedzić mnie Tommy, a że startował przede mną, więc wychodziło mi, że to on jest pierwszy. Teoretycznie ktoś ze startujących później mógł mnie przegonić, bo jak pokazywał paragon, na PK 7 miałem jakąś znaczącą stratę 2:49. Jak się okazało następnego dnia – utrzymałem pewnie 2 miejsce. Ale cóż, nie mogłem w sobotę odebrać zasłużonego medalu i dyplomu uznania – może kiedyś do mnie dotrze;-)
poniedziałek, 13 października 2025
Mistrzostwa Polski w middlu, czyli azymut na kibel.
Prawie dwudziestominutowe poszukiwania jedynki odebrały mi chęć do jakiejkolwiek rywalizacji, bo tu byłam już bez szans, ale sam pobyt w lesie nadal mógł należeć do doświadczeń przyjemnych, zwłaszcza jeśli ma się cechy masochistki.

















































