sobota, 21 sierpnia 2021

A my prawie nic...

Opierniczamy się totalnie. Tomek to nawet planował zmienić uprawianą dyscyplinę sportu i przerzucić się na jeździectwo, tylko zabrał się do tego od d... strony. Bo zamiast zacząć od pójścia do stadniny, to on najpierw sobie ostrogi wyhodował. A potem stwierdził, że jednak niewygodnie i w ogóle całe to jeździectwo to głupi pomysł, no i potem mu zeszło chwilę z likwidacją tych ostróg. Ja korzystałam, że Tomek stacjonarny i też się nie wyrywałam na żadne zawody. Jedynie żeby mi nogi nie zanikły (organ nieużywany zanika), to sobie trochę biegam po przydomowych lasach.
14 sierpnia skusiliśmy się na BnO w ramach pikniku wojskowego w Ossowie. Głównie dlatego, że blisko domu. Tak jakoś o tym biegu było cicho na wszelakich stronach orientacji i nawet obawialiśmy się, że będziemy jedynymi uczestnikami, ale nie. Kiedy zgłosiliśmy się u organizatorów było już zapisanych sześć osób:-)

Biuro zawodów

Spodziewaliśmy się trasy po ossowskich lasach, tak chociaż ze 3 km, a tu nic z tego. Zapomnieliśmy, że przecież tam wokoło poligon i wojsku trochę niezręcznie łamać własne zakazy wstępu:-) Dodatkowo łąka za rzeczką, którą organizatorzy planowali wykorzystać, po opadach deszczu zamieniła się w rozległe bajoro i tym sposobem potencjalny teren zawodów skurczył się jeszcze bardziej. W efekcie trasa "sportowa" - najdłuższa, miała raptem jakieś 1,5 km i prowadziła na teren straży pożarnej, szkoły, skrawka zagajnika i łączki przy mostku. Ja, nie spiesząc się, zrobiłam trasę w 10 minut, a przecież trzeba było przedłużyć sobie tę przyjemność. Ale mądry Polak po szkodzie. 
 
 Start!
 
Ostatni PK
 
I meta
 
Tomek jeszcze bardziej zmarnował swój bieg, bo na mecie był już po ośmiu minutach.
Nie biegaliśmy jednocześnie, tylko najpierw ja, a dopiero gdy przybiegłam, Tomek. Oczywiście, że musieliśmy mieć wszystko udokumentowane i zawsze jedna osoba robiła za operatora kamery. I to była zaleta krótkiej trasy:-) 

 
Start Tomka
 

I ostatni punkt
 
 

 Warianty niemal identyczne, bo i co tu kombinować...

środa, 4 sierpnia 2021

PUKS-owy trening na rozruszanie kości

 Po powrocie z Wawel Cup przez kilka dni odpoczywaliśmy, ale w końcu trzeba było się ruszyć. Na sobotę zapowiedział się PUKS-owy trening, więc namówiliśmy jeszcze Agatę i we trójkę pojechaliśmy do Legionowa. Skoro byliśmy we trójkę, to łatwo przewidzieć jakie trasy obsadziliśmy - A, B i C.
 
W poszukiwaniu startu.
 
Najpierw formalności, potem mapy w garść i poszukiwania startu. W końcu - w las!
 
Start!

Noo, to było całkiem inne bieganie niż tydzień wcześniej - płasko, wspinać się nie trzeba, przecinki od linijki i na upartego do większości punktów można by dobiec ścieżkami. Oczywiście nie skorzystałam z tej opcji, bo nie po to uczyłam się posługiwać kompasem, żeby latać po ścieżkach i to nadkładając drogi. W sumie to było lekko, łatwo i przyjemnie, przynajmniej do PK 11. Tam sprawy się nieco pokomplikowały, ponieważ lampion stał nie w tym dołku co trzeba. Już na dojściu, w krzakach, spotkałam Karolinę, a w domniemanym miejscu punktu innych zawodników. Grupowo czesaliśmy teren, zapuszczając się nawet w abstrakcyjnych kierunkach, aż wreszcie ktoś znalazł lampion. Ja oczywiście akurat byłam daleko od tego miejsca, ale Karolina litościwie naprowadziła mnie głosem, opóźniając swój bieg. Dzięki!
Lekki problem miałam z PK 12, bo poszłam kawałek za daleko, ale szybko się zorientowałam i zawróciłam, a ktoś odchodzący od punktu dodatkowo wskazał mi kierunek. Dalej poszło już bez niespodzianek, no może poza niespodziewanym spotkaniem z Tomkiem na PK 15.

Dynamiczny odbieg od punktu:-)

Na mecie, ku mojemu zdziwieniu, byłam pierwsza z naszej trójki. Spodziewałam się przynajmniej Agaty, która miała najkrótszą trasę. Tymczasem po chwili wrócił Tomek, a jej ani śladu. A wiecie dlaczego tak długo jej zeszło? Bo musiała omijać pajęczyny:-)

Dyskusje na mecie.

I obowiązkowe rozciąganie.




niedziela, 1 sierpnia 2021

Wawel Cup - pożegnanie

No i nadszedł ostatni dzień Wawel Cup. Ponieważ oboje nie zajęliśmy czołowych lokat (no, chyba nikt się tego nie spodziewał po nas), to startowaliśmy już po wszystkich handicapowcach i dzięki temu chociaż raz nie byliśmy z naszymi startami rozstrzeleni w czasie. Na start mogliśmy pójść razem i chociaż raz było wyjątkowo blisko - jedyne 800 metrów:-)

W oczekiwaniu na start.
 
Pierwszy poleciał Tomek, a ja wkrótce po nim. Moja trasa co prawda miała być dość długa (bo ok. 4 km), ale za to tylko 11 punktów kontrolnych. Czyli mniej okazji do gubienia się:-) Chociaż co to za różnica - i tak o nic nie walczyłam.
Pierwszy punkt miał stać na trzeciej skale na azymucie, tuż przy sporym rowie. Nie dało się nie trafić. W drodze na punkt spotkałam spacerującą Becię, która odpuściła ten etap z powodów logistyczno-transportowych. No to niech żałuje:-) 
Na kolejne punkty, aż do PK 5 maszerowałam (jak w dół, to nawet biegłam) niemal dokładnie po kresce celebrując napotkane piękno. W sumie to fajnie tak się nigdzie nie spieszyć:-) W drodze na szóstkę skorzystałam z drogi, za to na siódemkę przedarłam się przez największy gąszcz. Początkowo to nawet planowałam go ominąć i nawet kawałek ruszyłam ścieżką, ale znudziło mi się obchodzenie. W końcu jakieś atrakcje na trasie muszą być. 
Przed ósemką teren coś mocno się pofałdował i musiałam wejść w tryb: trzy kroki-odpoczynek-pięć kroków-postój przy drzewie-cztery kroki-może by usiąść? Tak że trochę trwało zanim dotarłam do celu, ale przecież skałka nie zając, nie ucieknie. Za ósemką nie było już większych przewyższeń wymagających dawania z siebie wszystkiego, ale za to mapa trochę się zazieleniła, szczególnie przed dziewiątką.
Im bliżej mety, tym częściej pojawiały się wydeptane ścieżki i malała potrzeba pilnowania trasy - ot, korzyści bycia na końcu stawki. I tak to nie spiesząc się, bez żadnych problemów dotarłam do mety. Oczywiście postarałam się jako tako wbiec, szczególnie mając świadomość filmowania:-)

Ostatni finisz.

W tym roku nie zostaliśmy na ostatniej dekoracji, bo spieszyliśmy się do domu. Prosto z mety wsiedliśmy w samochód, szybkie ogarnięcie się na kwaterze i w drogę.
I już czekamy na spotkanie za rok...
 
Ostatnie chwile w bazie zawodów.