czwartek, 18 kwietnia 2024

Sosnowe klimaty rodem z Diuny


Startujemy na pierwszy etap

Na początku była Diuna. A potem ukazał się „wierzgający SZEI-HULUD”, czyli pierwszy etap Sosnowych Klimatów. Bo jakoś tak ostatnio wyszło, że zamiast biegać, chodzimy jak za dawnych czasów na marsze w TU. No, może bardziej „turystycznie” i bezstresowo – z zadaniem znalezienia wszystkich PK, ale bez napinania się, czy to ten właściwy, czy stowarzyszony lampion. 

Wracajmy więc do SZEI-HULUDA, który zerkał na nas z mapy pierwszego etapu. Popatrzyliśmy mu chwilę w paszczę i ruszyliśmy na poszukiwania PK 1 na skrzyżowaniu wielkiej ilości dróg. Niby skrzyżowanie znaleźliśmy, ale nie zgadzała się ilość dróg. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do nas, że połowa z tych dróg to po prostu linie oddzielające segmenty odwłoka, a nie drogi! 

Szukamy PK2 gdzieś na końcu bagienka

Podbudowani tym małym sukcesem, zamiast drogą ruszyliśmy na PK 2 na azymut. Niby proste zadanie - bagienko, a tuż za nim karpa, czy inne zwalone drzewo. Bagienko się skończyło, ale drzewa ani śladu. Wkrótce w okolicy zaroiło się od zespołów z obłędem w oczach szukających zielonego iksa. Wierzcie - nie było to proste zadanie, bo nigdzie w wynikającej z mapy odległości nic nie było, ani lampionu ani zdewastowanego elementu roślinnego. Jako, że na mapie był PK nadmiarowy, po dłuższym czasie bezowocnych poszukiwań ruszyliśmy na PK 3. Po chwili trafiliśmy na charakterystyczne skrzyżowanie i nagle stało się jasne, gdzie szukać zaginionego lampionu PK 2! No cóż, nie zostało nam nic innego, niż się wrócić;-) 

PK 3 na skrzyżowaniu ze ścieżką, której nie było, ale cóż i tak się zdarza;-) 

PK 4 bez historii, bo to jedyny rów w okolicy, a PK 5 na azymut strasznie daleko. PK 6 lidar, więc ciężko się pomylić i w ten sposób dotarliśmy do paszczy pustynnego czerwia. 

Paszcza stanowiła pewne wyzwanie: w jakiej kolejności zaliczać punkty, a i przy okazji dwa wycinki się zamieniły miejscami, więc trzeba było się podwójnie zastanowić. Zaczęliśmy od PK 7 na niewielkiej skarpie. Tu pojawiło się pytanie - czy najpierw na pobliski PK 8, czy na PK 9 (właściwie to podejrzewaliśmy, że ten wycinek może być zamieniony z czymś innym). Renata zadecydowała - PK 9.
Więc poszliśmy (wygodnie drogą). Chwila poszukiwań i mamy jednak PK 9. 

Co chwila spotykaliśmy przyszłych zwycięzców tu akurat na PK 9

Na PK 8 wędrujemy po jakiejś kolorowej abstrakcji stworzonej z danych lidarowych. Podobnie na PK 15. Tu należy zaznaczyć – wyjątkowo malownicza wydma! 

Po PK15 decyzja - idziemy na najdalszy PK12 - bo nigdy nie wiadomo czy na koniec nie trafimy na jakiś niejednoznaczny PK. 

Malowniczy PK12

PK 13 i PK 14 to przyjemność wynikająca z lidarowego cieniowania. Do PK 17 idziemy lekko naokoło wygodnymi drogami. 

Wygodną drogą na PK16

Zostaje ostatni (ten zamieniony miejscami) ząb robaka. Ustawiamy azymut i ruszamy. Idziemy, idziemy i… nie znajdujemy tego co trzeba. Lekko zniechęceni idziemy na kolejny PK 17. Tu mamy także lekkie wątpliwości: na mapie jest skarpa, polanka, a w ternie skarpy dopatrzyć się trudno;-( Ale w okolicy jest tylko jeden lampion – nie mając wyboru podbijamy PK i ponownie namierzamy się na PK 17. Tym razem znajdujemy lampion, choć odwzorowanie mapy biegowej ma się dość abstrakcyjnie do tego, co spotykamy w terenie. Mikrorzeźba nie jest prosta do sensownego odwzorowania na mapie do BnO! 

PK 18 - mokry dół gdzieś w krzakach - jedyna trudność to ciężko przebieżne podłoże. Podobnie PK 19 - znowu ciężkie dojście. 

PK 18 przy dole z wodą

Wędrówka po ciężkim podłożu

Zostaje nam ostatni PK (mamy dwa do wyboru) - idziemy ścieżką do krzyża, który trudno z czymkolwiek pomylić. 

PK20 ciężko tu znaleźć Stowarzysza;-)

Do mety lekko podbiegamy, bo okazuje się, że zaczyna kończyć nam się czas. Etap inspirowany Diuną - właściwie cała trudność polegała na przedzieraniu się przez podmokły teren. Ciężko było znaleźć stowarzysze (choć nam udało się na PK 1 dzięki segmentom i kółku z PK zamazującymi skutecznie mapę – przez co źle ustaliśmy azymut na PK 2 i szukaliśmy karpy gdzieś pośrodku bagienka). 

Organizator z pucharem za TMWiM za rok 2023

Chwila oddechu i ruszamy na etap 2. Etap dedykowany Romanowi, weteranowi InO, który w zeszłym roku wyruszył na swoje ostatnie InO na niebieskie połoniny. 

Tu od samego początku zaczęły się schody. Za nic nie dawało dopasować się pochyłych liter. No dobra, dopasowaliśmy literkę L i literkę T. Po dłuższej chwili udało się dopasować tę łatwiejszą literkę I. Drugie „pstrokate” tak „mniej więcej” przypasowaliśmy blisko startu, ale jakoś bez przekonania jak znaleźć PK 6. Tajemnicą zostały literki L i C. 

Z taką (nie)wiedzą ruszyliśmy do lasu. PK 7 wzięliśmy bez przekonania (jak się okazało stowarzysza), ale te pstrokate obrazki zupełnie nam nie podeszły. 

PK 13 - mokry dół

 PK 10, 12, 14 i mamy zrobione literki R,O L. 


Powrót do głównego napisu jakąś drogą, której nie ma na mapie, z rozglądaniem się w koło w poszukiwaniu lidaru z literki C. Oczywiście rozglądanie to było nieskuteczne;-( 

PK14 gdzieś na skraju mokradła

Wracamy więc na literę M i podbijamy PK 3. Tu dostrzegam obiecujące miejsce na mapie - jedyna woda otoczona czarną kreską – daje to szansę na dopasowanie literki A na drugim końcu jeziora. Idziemy. Zgadza się! Czyli zostaje nam do dopasowani jedynie literka C . 

PK12 - taki punk na białej plamie;-)

My ruszamy na literkę A i PK 4. Tu (wg wyników) podbijamy stowarzysza na sąsiednim wierzchołku, choć na mapie odległość pomiędzy wierzchołkami mieści się w 2 mm i powinniśmy protestować. Ale jak pisałem – podchodzimy do rywalizacji w TU na luzie i nie protestujemy;-) 

PK 4 - my wzięliśmy lampion z tego prawego wierzchołka;-)

Przed nami najdalsza literka N i PK 5 oraz ta literka „I” którą dopasowaliśmy na początku. 

W tym momencie zostaje nam już powrót w kierunku mety poprzez literkę T i ewentualnie pstrokate I. Ciągle nie mamy dopasowanej literki C, choć logika mówi, że musi być ona gdzieś na tym powrocie. W tym przekonaniu utwierdza nas konkurencja, z którą co chwila spotykamy się od pierwszego etapu. Oni idąc w przeciwnym kierunku mają jasność co do literki C, my zaś co do pstrokatej literki I. 

Zasadniczo idziemy poza mapą. Na „czuja”. Gdzieś tam pojawia się niewielki kopczyk z lampionem. Pasuje do PK 19 na literce C. Czyli jesteśmy w domu! Azymut i znajdujemy PK 18 i PK 17. I znowu „poza mapą” ruszamy w poszukiwaniu dwóch PK na literce T. Charakterystycznych, bo jeden z nich to paśnik, a paśniki nie stoją tu stadami (do tej pory nie spotkaliśmy żadnego). 

Paśnik o numerze 30

Idąc trochę drogami, których brak na mapie, trochę na azymut wychodzimy na drogę i… paśnik. Podbiliśmy (prawie) ostatnie punkty i zaczęliśmy się spieszyć na metę. Prawie na metę, bo został jeszcze jeden PK po drugiej stronie ekspresówki. Powiedziałbym, że jeden z najtrudniejszych, bo gdy pod presją czasu szukasz czegoś co ma być „prawie” na rogu ogrodzenia, a ukryte jest na górce za jakimiś gałęziami;-) 


 

Grunt, że przeżyliśmy i dobrze się bawiliśmy. Oczywiście jesteśmy ofermy, bo nie dojrzeliśmy PK X na logo, który zaoszczędziłby nam czasu i chodzenia po krzakach, ale na usprawiedliwienie - wzrok na starość się psuje i już;-) 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz