wtorek, 30 kwietnia 2024

Żołędzie, rybki i banany na haczyku czyli BazInO

Jakoś nam zawsze było nie po drodze na BazIno. W tym roku to dopiero nasza druga wizyta w 7-letniej historii tej imprezy. |
Weekend zapowiadał się mało ciekawie - deszcz i arktyczny mróz po wcześniejszych upałach. Przedzierając się przez mgły i zamglenia w kierunki Mińska Mazowieckiego spotkaliśmy spokojnie pasącego się w przydrożnym rowie łosia. Takiemu to taka zła pogoda nie wadzi. 

Ruszamy na trasę

W każdym razie dotarliśmy do Górek, po drodze robiąc dojściówkę i TRInO.
W szkole tłum. Tłum próbujący zadeptać organizatorów. „Po znajomości” – pewno dlatego, że głównemu sprawcy imprezy wręczyłem zaległy puchar za TMWiM 2023, udało nam się dopchać do startu poza kolejnością. Dostaliśmy mapę i ruszyliśmy na pierwszy PK „na bananie”. Na bananie, bo tematem przewodnim etapu pierwszego był banan i żołędzie. Trochę egzotyczne połączenie, ale nie takie rzeczy na InO się widuje;-) 

PK15 - jeśli ktoś nie widzi jest to rów;-)

 PK 1 i PK 15 weszły bez większych problemów. PK 2 także dało się odszukać i potem zaczęły się schody. Byliśmy zbyt leniwi i nie zaopatrzeni w nożyczki, by skleić sobie całą mapę i działaliśmy trochę na czuja. PK 10 i PK 11 gdzieś tam dopasowaliśmy koło PK 2. Po chwili miotania się w kółko dopasowaliśmy żołądź z PK 18 i PK 19. Trzeciego żołędzia, który powinien być w okolicy, nijak nie dawało się zgrać z mapą. Na szczęście na mapie był nadmiar PK, więc ruszyliśmy dalej „wracając się” przez PK 4 na PK 3 licząc, że po drodze coś uda nam się zidentyfikować. Niestety nie udało się, a wręcz wzięliśmy zamiast PK 3 stowarzysza. Miotając się na skraju lasu wypatrzyliśmy paśnik, ale nijak nie pasował nam do żołędzia z paśnikiem. Ogólnie w tym przypadku Damian nabrał nas na drogę, której wcale nie było na mapie. Wreszcie „odnaleźliśmy się” przy PK 14, poprawiliśmy na właściwy PK 4 i dzięki podpowiedzi znaleźliśmy żołędzia z PK 8 i 9. Zostało coraz mniej żołędzi do dopasowania i niestety musieliśmy znaleźć wszystkie.

Co chwila na etapie spotykaliśmy Mariusza i Mariusza;-)

 Tu już przyłożyłem się do geometrii wykreślnej i udało się dopasować co trzeba. Pozostało tylko znaleźć właściwe lampiony i biegusiem pognać w kierunku mety, bo czas co najmniej nam się kończył (a właściwie skończył). 

Wracamy z przedostatniego PK 7

Na mecie znowu tłum, kolejka do oddania kart i… pączusie. 

Na pierwszym etapie „śledził” nas Mariusz, więc aby pozbyć się cienia, szybko przełknąwszy ostatnie kęsy pączusia ustawiliśmy się w kolejkę do startu. Pobrawszy mapy puściliśmy się biegiem, by zgubić pogoń. 

Ten etap był ciut trudniejszy. Trzeba było trochę pochodzić na azymut i pogłówkować, gdzie co ma być. PK 8 udało się zdobyć z marszu. Zamiast na spławik z PK 13 dotarliśmy na spławik z PK 12 i trzeba było się wracać. Zresztą PK 13 źle został powieszony i był ewidentnym BPKiem.
Powrót do PK 12 i idziemy na północ, gdzie coś ma być. Stawialiśmy na PK 14 ale… idziemy, idziemy i teren się nie zgadza. Cofając się spotkaliśmy Przemka, który pociągnięty za język rzucił hasło PK 5. Nie domyślilibyśmy się, bo na ciele rybki nie było drogi, którą ewidentnie przed chwilą szliśmy. 


Przedarliśmy się przez krzaki, mokradła, znaleźliśmy koleją rybkę tę z PK 14 i pozostał nam powrót na spławik z PK 11. Troszkę zdziwiły nas oznaczenia dróg na mapie (ta grubą kreską była o wiele mniejsza niż ta cienką kreską), ale poziomnice się zgadzały:-) 

Malowniczo rozlany rów przy PK 6

Teraz stanęliśmy przed dylematem, czy lecieć na odległy spławik i rybkę, czy przerzucić się na „hipsometryczny haczyk”. Daliśmy się „złowić” i wybraliśmy haczyk, szczególnie że PK 18 był tożsamy z PK 14. Szybko znaleźliśmy PK 17, ale szukanie PK 16 coś nie wyszło. Poszliśmy więc drogą w miejsce gdzie byliśmy PK 14) i od tamtej strony próbowaliśmy szukać pozostałych punktów z haczyka. Owszem znaleźliśmy, ale teraz to już wiemy że nie najlepsze punkty: PK 16 potraktowaliśmy jako PK 15, a PK 16 to stowarzysz. Najgorzej, że na właściwym PK 15 później praktycznie byliśmy. 

Stowarzyszona drużyna w drodze na metę

Zostały nam ostanie punkty (chwilkę nam zeszło przy rybce PK 9/10, bo Damian nawieszał tam lampionów w każdym dołku. Ale szczęśliwie ruszyliśmy do mety w towarzystwie Chrumkającej Ciemności, która także kończyła swój etap. Na mecie znowu pączuś, ciepła herbata, miniInO i deszcz który się rozpadał na dobre. Szybko oddaliśmy karty i biegiem ruszyliśmy do samochodu.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz