sobota, 13 września 2025

Po co mi tam rower czyli Wszechpuchar

W tym roku rower nie zjechał ze strychu. Ale to nie przeszkadza mi brać udział w Pucharze Warszawy i Mazowsza w Rowerowej Jeździe na Orientację. Ale po kolei: 

Dzień zaczynamy od rozgrzewki, czyli ustanowieniu PB na Parkrunie w Malcanowie. W Malcanowie, bo to „po drodze” do Celestynowa, gdzie mają być zawody RJnO. 

Do startu gotowy!

Gdy dojeżdżam do Centrum Edukacji Leśnej za oknem auta pada. Chwilę krążę, bo pinezka z regulaminu prowadzi mnie ciut dalej niż powinienem dojechać. Udaje się zawrócić i zaparkować koło startowej wiaty. Deszcz dalej kapie. Biorę mapy, oklejam karty startowe, zawiązuję buty i ruszam w las. Ruszam w lewo – czyli na zachód. Oczywiście od razu babol – zamiast wybrać kolejność 2, 24, 1, 15 ruszam beztrosko na PK 15 bo… lepsza droga. To niestety implikuje dość chaotyczne wracanie po lampiony które przebiegłem. Na szczęście nie są to wielkie odległości, ale jak spojrzymy na mapę to niewielki wycinek całości. Bo do biegania, a nie rowerowania dostaje się mapę specyficzną – wszystkie PK ze wszystkich tras z dwóch dni. Punkty trasy zielonej czerwonej i czarnej, sprintu, klasyka i middla. W sumie dystans wychodzi większy niż na najdłuższej trasie rowerowej, a samych PK tak z 50! I oczywiście część PK jest typowo rowerowych – tak kilometr-dwa asfaltem w bok od głównej areny zawodów. I oczywiście lampiony są rowerowe – np. gdzieś pośrodku ścieżki – gdzie to „pośrodku” bywa umowne – gdy wybiegasz na ścieżkę na azymut w dobrym punkcie, to nikt nie wie czy lampion wisi na lewo, czy na prawo. 

Deszcz przestaje padać. Kluczę po niewielkim obszarze lasu, wracam się po PK 22, w sumie w niewielkim lasku podbijam 12 PK, w nogach 3,5km. Teraz kilka PK miejskich i znowu niewielki lasek w lewym dolnym rogu mapy. Chwilę szukam PK 11, który stał na złej ścieżce – na szczęście lampiony są dość widowiskowe i dojrzałem go z daleka. Mam 19 PK i zaliczony lewy dolny róg mapy, w nogach ponad 6 km. Truchtam powoli, więc tempo wychodzi mi ok 7 km/h. 

PK18

Przede mną seria punktów typowo rowerowych – odległości pomiędzy lampionami zwiększają się do kilkuset metrów, czy nawet kilometra – to przypomina typowe zawody długodystansowe. Obiegam całą lewą część mapy (mapa jest formatu A3) i dobiegam do drogi S17. W jednym miejscu – przy placu zabaw, gdzie kilka razy OK-Sport robił bazę zawodów, dekoncentruję się, nie patrzę dokładnie w kompas i chwilę waham się gdzie biec dalej. Na szczęście to tylko chwilowa dezorientacja. Przy przekraczaniu S17 wybija 14 kilometr i niecałe 2 godziny biegu. Przebiegam na „prawą stronę” mapy – teren znany Sosnowych Klimatów. Postanawiam skrócić przebieg i oczywiście w biały las o nieprzebieżnym podłożu. Tempo spada. Ale na szczęście lampiony rozłożone są w jakiś logiczny sposób i daje się wyznaczyć sensowną kolejność zaliczania PK. 

Janek nie popisał się z lampionem PK 34 – biegnąc na azymut i kierując się formami terenowymi szybko znalazłem właściwe miejsce, gdzie miał być lampion. Była nawet droga na której końcu miał wisieć. Wreszcie go znalazłem, ale dobre 100 m dalej. 

PK44 - prawy górny róg mapy
Wracam na właściwą stronę S17 – zegarek mówi 20 km. Długi przebieg do PK 17 i dylemat co dalej. Obiegać mokradło od zachodu? To daleko. Nie jestem rowerem, więc decyduję się na skróty przez brzeg mokradła i terenów zakreskowanych na różowo. Nie jest tak źle – jakieś pastwiska, krowy, konie, jedno wyschłe mokradło. Kilka leśnych lampionów ustawionych dość gęsto i prawy dolny róg – punkty typowo rowerowe: punkt co kilometr w samym rogu mapy. Mam chwilę wątpliwości, czy ich nie odpuścić, ale nie poddaję się – biorę wszystko! 

Cofam się na początek tej dwukilometrowej pętelki i lecę po ostatnie punkty. Na metę wpadam razem z ludźmi co starowali na rowerach ze mną, Janka już nie ma, ale luźna formuła zawodów pozwala na wysłanie wyniku SMSem/mailem. 29,54km, 4:20:20, 51PK – to całkiem dobry trening przed 8 godzinnym rogainingiem we wrześniu! 

 


 

niedziela, 7 września 2025

Ogonki merdające inaczej

Kontynuacją ostatniego wesela były Merdające Ogonki. Brać orientalistyczna zwykle świętuje wszelakie osobiste wydarzenia z lampionami, więc i tym razem była całkiem poważna dwuetapowa impreza lampionowa. Lampiony mikro, ale zawsze to lampiony. 

Renata nie mogła dotrzeć z powodów Dimashowych, więc musiałem wystartować za dwoje. Zaparkowałem tuż koło startu, i oczywiście włączyłem nawigację, by trafić we właściwe miejsce. Idę sobie wpatrzony w ekran smartfona, do punktu docelowego daleko, a tu widzę jakieś znajome twarze machające z placu zabaw. Niby start miał być na jakimś eko-placu zabaw, ale chyba nie na tym. Zdezorientowany zbaczam z azymutu i rzeczywiście to start! 

Po chwili biorę mapę i ruszam. Pierwszy PK ma być zaraz koło startu. Jest pionowa ścieżka. Jest żywopłot, ale nie ma lampionu. Co jest???!! Jak już zrezygnowałem i postanowiłem odpuścić PK (był jeden nadmiarowy na mapie) to trafia do mnie, że start jest tam gdzie prowadziła mnie nawigacja! I wszystko jasne. Mapa do BnO lekko nieaktualna (nie ma placu zabaw) – ale znalazłem lampion. 

Na mapie, do głównego ogonka należało dopasować łatki z mapy…. Zieleni miejskiej. Wydawało mi się, że wiem gdzie jest jedna łatka, więc ruszyłem na wschód. Jednak mapa do BnO to mapa do BnO – praktycznie każde drzewo, krzak i ścieżka. Jakoś wszystko znajdowałem i łatka była tam, gdzie być powinna. Problemem były użytki ekologiczne (czytaj pokrzywy) – kilka przedzierań się na krechę do właściwego drzewa i nogi mnie paliły (było gorąco i krótkie spodenki były raczej obowiązkowe). 

Trasa TO więc limit czasu ludzki – spokojnie spacerując obszedłem wszystkie jeziorka, które miałem obejść, znalazłem wymagane 19 lampionów i dotarłem w czasie na metę. Tu dowiedziałem się, że nie tylko ja miałem problem z trafieniem na miejsce zbiorki – ewidentnie pinezka na mapie była przez organizatorki źle przypięta do mapy w regulaminie;-) 

Etap drugi ewidentnie w drugą stronę. Tylko dwa wycinki – jedne to mapa BnO (łatwizna), a drugi – całkiem duży- to zlustrowane orto. Świadomy przesunięcia startu ruszyłem pewnie na trasę. Z rozpędu ruszyłem ścieżką na PK F, którego organizatorki nam pożałowały i nie wieszały lampionu. 

Wszystko szło dobrze do PK A. PK A na Ortofotomapie, byłem pewny miejsca, gdzie powinien wisieć lampionik. Tyle, że nic tam nie wisiało. Chodziłem tu i tam, w międzyczasie rozwiązałem zadanie związane z tym punktem. W końcu pojawił się Przemek – zapytałem go, czy znalazł lampion – zdziwiony odpowiedział, że oczywiście i poszedł dalej. A ja szukam i szukam. Dopiero jak jeszcze raz rzuciłem w desperacji okiem na mapę doczytałem: „PK A: Jakie nie jesteśmy?” Tak to jest, gdy człowiek nie doogląda mapy…. 

Na tym etapie miałem jeszcze dwie przygody: PK T – na drzewie na wyspie na jeziorku. Chodziłem, buszowałem w pokrzywach, potem dołączył Przemek – szukaliśmy i szukaliśmy. Gotowi byliśmy już wpław przeprawiać się do drzewa, gdy wzniosłem swój wzrok do niebiosów i… dojrzałem lampion zawieszony nad naszymi głowami;-) 

Ostatnia przygoda to PK O. Przeoczyłem go na początku trasy i musiałem cofnąć się po „pierwszej stronie” potoku służewieckiego do samotnego drzewa. Tu znowu nie było lampionu. Nie było na górze, nie było na dole, nie było od strony wody i nie było od strony ścieżki. Szukałem długo i bez efektu. Wreszcie ulegając presji czasu poddałem się wpisując BPK i ruszyłem na ostatnie PK i metę. 

I gdzie ten lampion???
 

Jakie wyniki ostateczne? Nie wiem bo ZG PTTK wyłączył serwery www (wstyd!). Mam nadzieję, że będzie dobrze, choć startowałem bardziej dla ogonków niż wyniku;-)

 

Niebieskie - etap 1, czerwone drugi