niedziela, 7 grudnia 2014

Zleciały się InOki

Zleciały się na Pole Mokotowskie na X Jubileuszowy Mazowiecki i III Mikołajkowy Zlot InO niczym ptaki przed odlotem na zimowe leże. No dobra, może mniej masowo, ale zawsze...
A my oczywiście jako te pierwsze jaskółki, co nie czynią wiosny, bo i skąd wiosna w grudniu?
Zimno, więc szybko mapa w garść i pooooooszli!  Etap pierwszy, jak przystało na datę - "Mikołajkowe oczepinki". Mapa na groźną nie wygląda, a po kilkukrotnym przeczytaniu instrukcji zmieniamy kategorię z TU na TZ. A tacy jesteśmy! 
PK 1 tuż przy starcie; przy dwójce kilka stowarzyszy, ale my się już na takie plewy nie nabieramy:-); trójka po prostu banał. Przy trójce uświadamiamy sobie, że przecież PK 9 musiał być tuż przy dwójce i mamy pierwszą nawrotkę.
Przez moment głupiejemy nad trzynastką i usiłujemy ją znaleźć "gdzieś tu w okolicy", na wale ciągnącym się do trójki. Nie ma, zresztą teren nie do końca nam pasuje. Odpuszczamy i biegniemy (bo zimno i trzeba się rozgrzać) po czwórkę. Patrzymy i własnym oczom nie wierzymy!!!! Różowy czołg z Niepoślipki przyjechał na Pole Mokotowskie!!! Robimy pamiątkową fotkę i lecimy dalej.


PK 5 czeka na swoim miejscu, nawet się specjalnie nie kryjąc przed nami. W połowie drogi do szóstki spływa na nas olśnienie w sprawie trzynastki. Robimy w tył zwrot, mijamy piątkę i za chwilę mamy ją (trzynastkę oczywiście, nie piątkę). Wracamy na drogę do szóstki, spisujemy ją i wreszcie dochodzimy do momentu, kiedy trzeba pomyśleć co dalej, bo mapa jakby się nieco rozłazi "zniekształcona wielowymiarowo". Włazimy na pierwszą napotkaną górkę, robimy rozeznanie sytuacji i mamy jasność - za tą gromadą psów biegających w te i we wte! Przedarłszy się przez zaminowany teren, dopadamy siódemki, udaje nam się też namierzyć PK 14.
PK 8 i 10 dają nam do myślenia, bo nijak nie możemy skojarzyć, że to punkt podwójny. Odmierzmy z każdej strony, kombinujemy, w końcu godzimy się z podwójnością. PK 11 to tylko formalność, przy dwunastce dokładnie liczymy ścieżki, bo łatwo się pomylić w ich ilości, a lampiony wiszą co krok. Mamy nadzieję, że wstrzeliliśmy się w prawidłowy. 
Spokojnym krokiem udajemy się na metę (czas nas tym razem nie pogania), oddajemy kartę, pobieramy batoniki i ... wpół kęsa przypominamy sobie, że tradycyjnie przeoczyliśmy zadanie. W mikołajkowym prezencie dostajemy możliwość dopisania odpowiedzi, ale wiadomo - w stresie, na tempa, to nie da rady tak precyzyjnie odpowiedzieć. 

Drugi etap zaskakuje nas wyglądem mapy, a zwłaszcza jej opisem. Czytamy, czytamy, w końcu wracamy do autora, żeby  przetłumaczył po ludzku, o co chodzi. Im bardziej tłumaczy, tym mniej rozumiem. Do T. jednakowoż coś tam dociera, ja zaś wychodzę z założenia, że jakoś to będzie. W sumie, wiem tylko jak trafić do pierwszego punktu, ale zawsze to coś. Zgarniamy go i przechodzimy nad ulicą. Z wysokości możemy rozejrzeć się po najbliższym terenie i dzięki temu udaje nam się zlokalizować gwiazdkę z PK 7. Gdzie rozmieścić pozostałe na białej kartce z kilkoma ciemnymi plamkami - nie mam pojęcia! Te plamki to tak niby mają nam ułatwić. Tjaaaa....
Widzimy niedużą górkę z lampionem na szczycie i usiłujemy dopasować do niej któryś wycinek. Zabieramy się do tych dopasowywań od d..y strony, ale inaczej nie idzie. Przyjmujemy założenie, że właśnie znaleźliśmy PK 12.
Z plamek na "mapie" wynika, ze PK 2 i PK 10 pokrywają się i mają być na górce. Upatrujemy więc sobie górkę i idziemy dopasować ją do naszych potrzeb. Górka niestety nie ulega przeważającej sile wroga, widać przewaga za mała. 
Ponieważ widzimy fontannę, przy której ma być szósteczka, porzucamy górkę i idziemy szukać właściwej alejki z punktem. Namawiam T, do zastanowienia się też nad PK 9, bo czuję wewnętrznie jego bliską obecność. Faktycznie po chwili mamy go. 
Rozglądamy się w poszukiwaniu natchnienia i widzimy miłą górkę, której jeszcze nie spenetrowaliśmy, a wiadomo, że górka jest nam potrzebna. Kiedy dochodząc widzimy na jej szczycie B. i A., wiemy już, że to musi być ta właściwa:-) Tym sposobem zaliczamy dwójkę, dziesiątkę i przy okazji jedenastkę leżącą na tej samej gwiazdce co dziesiątka. 
Decydujemy się wrócić do dwójki i trójkę wziąć azymutem - jedyna rozsądna decyzja. Do tego uwieńczona sukcesem! Na czwórkę idziemy już "na oko" , oko niestety zawodzi i wychodzimy na wzniesienie bez punktu. Żal. W okolicy jest jednak jeszcze "zapasowa" górka i na niej znajdujemy lampion.
Z punktami 2, 3, 4 i 5 mają być powiązane gwiazdy z wycinkami cywilizowanych map, usiłujemy więc jakoś związać punkty z gwiazdkami, niczym bezrobotny koniec z końcem. Do czwórki udaje nam się dopasować gwiazdkę z ósemką, tym sposobem mamy kolejny punkcik.
W zasięgu wzroku pojawiają nam się jakieś ogrodzenia, kojarzymy je więc z PK 14 i bliższe oględziny terenu potwierdzają nasze skojarzenie. Do piątki, podobnie jak przedtem do czwórki, idziemy na czuja, wiedząc mniej więcej, w którym kierunku. Tym razem trafiamy bezbłędnie, przy okazji spotykając kolegę M. Mamy nadzieję, że może ma już trzynastkę i uchyli rąbka tajemnicy gdzie jej szukać, niestety, M. dopiero zaczyna trasę:-(
Trzynastka nie pasuje do niczego. Ani do gwiazdek, ani do plamek, ani do wyglądu terenu wokół. Jesteśmy już poza podstawowym czasem, ale jeszcze nie chcemy ustąpić. Robimy parę rundek po parku, w końcu ja się poddaję i idę w stronę mety, T. jeszcze biega to tu, to tam.  W końcu i on daje za wygraną. 

Meta tym razem jest już w ciepłych wnętrzach Pubu Nowy Bolek. Przysiadamy się do tych, co już ukończyli oba etapy i czekamy na tych, co jeszcze w terenie. Tzw. "aspekt towarzyski" odbywa się przy ciemnym piwie (bo dają do niego w gratisie wiśnie w czekoladzie:-))) i pizzy oraz pierogach. A.K. dzieli się wrażeniami ze swoich co ciekawszych wypraw na zagraniczne orientalistyczne imprezy, inni "kombatanci" dorzucają swoje trzy grosze, a my - nowicjusze - słuchamy i widzimy, że jeszcze wiele przed nami:-) 
Na 20-tym jubileuszowym zlocie my tak będziemy opowiadać! :-))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz