piątek, 2 listopada 2018

Noc nie jest dla ślepych

Miało być łatwo i szybko. No bo teren znajomy i zwykła ortofotomapa. Co tu można nietypowego wymyśleć? Co najwyżej więcej czesania będzie. Po zimnym Oswajaniu Smoka Renata stwierdziła, że nigdzie nie pójdzie. Bo zimno, ciemno i ona woli odkurzacz czy jakoś tak (przedkładanie odkurzacza nad InO to dość wysoki stopień determinacji!). Oczywiście jadąc na start przejechałem dobre miejsce parkingowe i chwilę krążyłem po uliczkach, zanim zaparkowałem tam gdzie chciałem. Na starcie jakoś tak jeszcze mało osób odbiegających w siną dal. Opłaciłem wpisowe, udałem się po mapę i wystartowałem. Mapa była pod psem. Dosłownie – taki tytuł. Na kartce papieru kilka szczeniaków, które powędrowały po mapie a w dodatku pozamieniały im się łapki i co niektóre polustrowały się. Klasyka. Tzn. była by klasyka, gdyby te elementy ortofotomapy były cokolwiek większe i cokolwiek jaśniejsze.
Porównanie map z Oswoju Smoka i OrtInO
Bo oczywiście znaczną cześć treści zakryły uszy (nie wiem co to za rasa piesków, ale takie wielkouche). W porównaniu z wczorajszym Oswojem Smoka po prostu nic na mapie nie było widać. Chodziłem szukać jakąś odpowiednio jasną latarnię, zdejmowałem okulary i dopiero wtedy, dzięki krótkowzroczności, udawało mi się coś na tej mapie zobaczyć. W miarę sprawnie dopasowałem pieski (bez łapek) do siebie w 2 grupach. Tyle, że pomiędzy grupami części wspólnej już nie znalazłem. Na szczęście co nieco znając Pragę Południe wywnioskowałem, że zwaliste gmachy przy PK F to okolice ul. Kickiego, wysokie nowoczesne punktowce przy PK N i PK D to okolice Ronda Wiatraczna. Ale połączenia miedzy wycinkami nie znalazłem. Jeszcze rozpoznałem ulicę Wiatraczną i objazd do skrętu w Al. Waszyngtona. Łapek żadnych nie przypasowałem, bo i tak nie było na nich nic widać. Poszedłem po prostu w kierunku budynków Urzędu Skarbowego, gdzie był PK F. Po drodze dostrzegłem, że przechodzę przez łapkę. Oczywiście nie widziałem jaką, ale dawało się dosyć precyzyjnie określić, że są to okolice skrzyżowania Szaserów z Wiatraczną. Czesząc teren znalazłem jeden lampion i z trudem dopasowałem jedyny w miarę podobny wycinek z łapką. Zaczynało się nieźle – tzn. tragicznie. Po drugim PK poddałem się, wyciągnąłem nożyczki i zacząłem ciąć. Jednolita skala mapy pozwoliła dość precyzyjne wyznaczyć teren gdzie szukać kolejne PK. Mapa przenikała się na tyle nieoczywiście, że bez cięcia byłoby trudno. Przy PK G (widomo, takiego punktu nie ma) i tak dałem ciała, bo nie dostrzegłem lampionu tam, gdzie powinien być i wbiłem stowarzysza. Idąc na drugi zestaw piesków spotkałem Pawła. Nie miał tęgiej miny i zapytany o postępy tylko machnął ręką. Powoli czas zaczął się kończyć. Dał popalić PK przy Pl. Szembeka. Gdzieś ominąłem łapkę i będąc w ciężkich minutach wbijam cokolwiek na drzewie, by ilość PK się zgadzała. Wreszcie parki i dobieg do mety. Wyjątkowo krótki, bo po jakiś 10 metrach namacalnie kolanem sprawdziłem twardość brukowanej alejki. Grunt, że spodnie nie dziurawe. Kulejąc doczłapałem na metę. Organizator mówi, że jestem przed Marcinem, który to ruszył przede mną. No tak – mapa dała popalić – nikt nie przeszedł „na czysto” - albo czas, albo BePeKi. Myślałem, że będę na szarym końcu, a tu 3 miejsce! Zresztą przy takiej mapie, gdzie nic nie widać wyniki są dosyć loteryjne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz