piątek, 16 kwietnia 2021

Ciepła sobota na Kępie Potockiej.

Ale wredna pogoda - leje i leje i zimno, że brrrr. A jeszcze w weekend było tak ciepło. W sobotę postanowiliśmy nadrobić zaległości w GPS-O i wybraliśmy się na Kępę Potocką. Tyle razy już tam biegaliśmy na różnych imprezach, że przynajmniej nie bałam się, że się zgubię, czy coś. 
Już za drugim okrążeniem terenu udało się zaparkować i to prawie przy starcie/mecie. 
 
 Imitacja rozgrzewki.

Przygotowaliśmy zegarki, aplikacje w telefonie i ruszyliśmy na start. Nie chciało pipać. Ani mi, ani Tomkowi. Już po powrocie do domu zorientowaliśmy się, że startu szukaliśmy nie na tej alejce co trzeba, ale na tyle blisko, żeby przy zataczaniu  coraz szerszych kręgów w końcu pipnęło. U mnie to nawet dwa razy, co w rzeczywistości oznaczało wyłączenie się aplikacji. Ponieważ moja cierpliwość do przystartowych manipulacji już się wyczerpała, machnęłam na to ręką i postanowiłam biec tylko na zegarek. Umiejscowienie niektórych słupków ZPK pamiętałam z poprzednich zawodów, reszta była łatwa do zlokalizowania, więc biegłam niemal bez zatrzymywania się. Normalnie nie było kiedy postać, pogapić się na mapę i odpocząć. Potencjał wody został wykorzystany chyba maksymalnie, bo punkty były to po jednej stronie, to po drugiej. Ale dzięki temu na małym terenie udało się utworzyć dość długą trasę. Ślad GPS przedstawia taką plątaninę linii, że trudno nawet śledzić przebieg. Sfrajerowałam się dopiero przy PK 21, bo źle rzuciłam okiem na mapę i ukośnik wzięłam za jedynkę. Tym sposobem zamiast z PK 20 biec na 21, ja ruszyłam na 2/18. Zorientowałam się gdzieś w połowie drogi. Na szczęście PK 2/18 w pewnym sensie leżały na drodze do 21, chociaż drugim brzegiem byłoby krócej i szybciej. Trudno.
 
Po złej stronie wody.
 
Już przed punktem z daleka zobaczyłam czekającego Tomka. A wydawało mi się, że mknę jak strzała i aż tyle mnie nie wyprzedzi:-( Na końcówce byłam już tak zmęczona, że do ostatnich punktów prawie się czołgałam. Zegarek i tak mi powiedział, że to był mój najszybszy bieg na orientację w tym roku! 
 
Ufff, meta.
 
Umordowałam się prawie do porzygania, ale jestem zadowolona. Żeby tak mi szło na wszystkich zawodach... Oczywiście w porównaniu do innych osób biegnących tę trasę, było jak zwykle, czyli uplasowałam się w ogonie. Ale co mi tam inni. Ja walczę sama ze sobą! I fajnie jak wygrywam:-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz