poniedziałek, 14 grudnia 2015

Zimno, mokro i do domu daleko, czyli zlot PInO.

Na nasz pierwszy Zlot Przodowników InO wybieraliśmy się dumni i bladzi. No bo wreszcie i my też możemy poprzodować. W piątek wyszłam z pracy znacząco wcześniej, bo daleka droga przed nami, a zresztą przecież i tak bym nie wysiedziała. Po drodze zgarnęliśmy B. T., co to mieszka za miedzą, a prawie się nie znaliśmy i była wreszcie okazja pogadać.  Pół drogi ciągnęliśmy go za język i teraz już znamy wszystkie kontakty, adresy, hasła do kont, imiona przodków do siódmego pokolenia wstecz włącznie. Drugie pół drogi przebiegło w sennej atmosferze, bo za oknem zrobiło się ciemno i mokro. Wstępnie to nawet planowaliśmy jakieś trino w Toruniu zaliczyć, ale aura skutecznie nas zniechęciła. W związku z tym zniechęceniem do Grubna dotarliśmy jako jedni z pierwszych i mieliśmy możliwość wybrać sobie pokoje. I jaki wybrałam? Oczywiście bez ciepłej wody! Niestety, przekonaliśmy się o tym dopiero znacznie później, kiedy pokoju nie dało się już zmienić:-(
Po rozlokowaniu się, wspólnie z D. M., który dotarł jeszcze wcześniej, robiliśmy za komitet powitalny, czyli staliśmy w pobliżu drzwi wejściowych, bo nie bardzo było jeszcze co robić. Ponieważ blisko drzwi była stołówka, wyglądało jak byśmy tam więdli z głodu i czekali na kolację i... kolację zaczęto wydawać wcześniej:-)
Po kolacji Stowarzysze stowarzyszyli się w naszym pokoju w celu integracji. Na stoliku pojawiały się coraz to nowe produkty służące integracji, a spora część z nich okazała się przechodnia, wędrująca z imprezy na imprezę. Ekonomiczni jesteśmy. W ramach integracji pochłonęliśmy milion kalorii (na łebka) w postaci stałej i płynnej, ustaliliśmy (niektórzy bardzo szczegółowo) imprezowy inowy plan uczestnictwa na przyszły rok, złożyliśmy i zszyli najnowszy numer "Tramwaju", przeczytali go z rozpędu i przegapili oficjalną część programu: "prezentacje i wymiana doświadczeń w temacie".

Tramwajarze.

Potem, żeby jednak być "w temacie" zeszliśmy do jadalni, gdzie przy śpiewach trwała integracja ogólna. Śpiewów nie mogłam przegapić! Tyle tylko, że jakoś opornie to szło i miałam wrażenie jakby gitara parzyła grajków w dłonie - tak szybko usiłowali przekazać ją dalej. Dopiero kiedy w akcie desperacji wzięłam ją do ręki żeby zagrać te trzy chwyty, co to jeszcze pamiętam, wszystko się wyjaśniło. Metalowe struny w twardej gitarze wbijały się boleśnie w palce, usiłując przeciąć skórę. Teraz to już z podziwem patrzyłam na tych, którzy mimo wszystko próbowali grać.
Kiedy poczułam się już odpowiednio zintegrowana, a nie chcąc z kolei doprowadzić do dezintegracji, zebrałam się w sobie (fizycznie i moralnie) i poszłam pod prysznic. No przecież nie w całości! Polewałam sobie tą lodowatą wodą palec wskazujący i tym palcem, sekundowymi muśnięciami usiłowałam się umyć. Powiedzmy szczerze - efekt taki sobie, ale jak by kto pytał, to mogłam z czystym (sic!) sumieniem powiedzieć, że nie poszłam spać bez mycia:-)

c. d. n.

5 komentarzy:

  1. No proszę, a są tacy, którzy mimo aury nie zniechęcili się i zrobili TRInO po Toruniu w ostatni weekend (zapytaj sąsiada)..
    .
    Leśni.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to macie więcej samozaparcia:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A do weekendu liczy się także niedziela? bo może jakiś czasocofacz i także zrobimy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedziela jak najbardziej - w Polsce tydzień zaczyna się w poniedziałek, a kończy w niedzielę (bo tak Bóg tworzył świat, a dnia siódmego odpoczął).

    Leśny D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe komu dostał się numer Tramwaju z odciskiem zębów redaktora naczelnego? ;)

    OdpowiedzUsuń