piątek, 26 kwietnia 2019

Ziejący paszczą smok.

Na tego Smoka w ogóle nie powinniśmy się wybierać, tylko siedzieć na tyłkach i dziubać mapy na Niepoślipkę. Tyle, że map i innych przygotowań mieliśmy już po kokardę, a Smok ział tak blisko nas... No to się wybraliśmy.
Mapa na pierwszy rzut oka nie prezentowała się jakoś strasznie, więc pełni optymizmu ruszyliśmy na pierwszy punkt z wycinka startowego. Nawet specjalnie nie zastanowiło nas, że autorzy trasy każdemu dali "wariant awaryjny" w postaci złożonej i zaklejonej kartki. Zebraliśmy PK G3 i chcieliśmy znaleźć na pętli punkt przyczepienia kolejnego płomienia. Założyliśmy, że Smok z pętli zieje do wnętrza okręgu, chociaż niektóre miejsca z mapy wydawały się znajome, a jednak leżące poza pętlą. My jednak postanowiliśmy być konsekwentni. Oczywiście nic się nam nie zgadzało, nic nie mogliśmy znaleźć i już nawet uznaliśmy, że to kara za odrywanie się od Niepoślipki.



W końcu w akcie desperacji postanowiliśmy pogodzić się z tym, że mamy "awarię" i wariant z dodatkowej kartki jest niezbędny do kontynuacji zawodów. I co się okazało? Po pierwsze, że Smok wcale nie zieje do wnętrza pętli, tylko gdzie mu się żywnie podoba, a po drugie, że wariant awaryjny jest tak zagmatwany, że w zasadzie niespecjalnie pomoże. Ślady ognia nakładały się na siebie, a ponieważ były  na brzegach mocno postrzępione i dodatkowo wszystkie w jednym (czarnym) kolorze, więc nie było wiadomo gdzie się jeden zaczyna, gdzie kończy i w ogóle który to ślad. Tomek usiłował jakoś wyizolować poszczególne ziania, ja poddałam się od razu. Trochę pomogła nam znajomość terenu, więc przy niektórych wycinkach wiedzieliśmy mniej więcej w którą stronę świata iść i w końcu uzbieraliśmy te potrzebne punkty przeliczeniowe. Tradycyjnie spędziliśmy na trasie najwięcej czasu, bo aż 149 minut i oczywiście na metę dotarliśmy ostatni. Zaliczyliśmy też największą ilość PK, czyli summa summarum dobrze wykorzystaliśmy wpisowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz