W sobotę prosto po parkrunie pojechaliśmy na stadion w Wołominie przetestować się. Niby po drodze trochę odpoczęłam po tych rekordach :-), ale nie byłam już taka kwitnąca, żeby dać z siebie wszystko. Wydawało mi się jednak, że przynajmniej 2 kilometry w 12 minut zrobię. Na wszelki wypadek zaczęłam dość szybko, co oczywiście szybko się na mnie zemściło i musiałam zwolnić. Do tego nie wiedziałam ile czasu już biegnę i jak w związku z tym dysponować siłami, a przede wszystkim to nie wiedziałam kiedy przestać biec i co chwilę oglądałam się na innych, żeby zobaczyć czy już stoją, czy jeszcze lecą.
Kiedy dwa lata temu robiliśmy test w innym miejscu, wszystko było jakoś lepiej zorganizowane - był wystrzał informujący, że została jeszcze minuta, drugi wystrzał na zatrzymanie się, a przede wszystkim dokładnie nam wytłumaczono co mamy kiedy robić.
Tak więc, co chwilę rozglądałam się dokoła co robią pozostali biegnący i jak oni stanęli (skąd wiedzieli, że już???), to i ja stanęłam. Jak oni zeszli z bieżni, to i ja. Ostatecznie okazało się, że rzutem na taśmę łapię się na wynik bardzo dobry, a dwa lata temu miałam tylko dobry. Czyli postęp jest. A jak jest postęp to i motywacja do dalszego wysiłku.
Tuż przed startem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz