Tydzień temu, w niedzielę, wzięliśmy udział w Biegu Młodzika. Kiedy zapisywałam nas na ten bieg byłam przeświadczona, że to impreza dla przedszkolaków i uczniów, a dla dorosłych to tak na doczepkę, no bo niby jakie z nas młodziki. W regulamin się nie wgłębiałam - wystarczyło mi, że stosunkowo blisko domu (Radzymin) i dystans taki dość ludzki - niecałe osiem kilometrów. Tymczasem okazało się, że bieg był ku czci Żołnierzy Wyklętych, a szczególnie honorował porucznika Mieczysława Chojnackiego ps. Młodzik. Chyba zacznę czytać regulaminy, bo życie lubi zaskakiwać.
Zupełnie nie wiedziałam jak ugryźć te osiem kilometrów, bo do tej pory biegałam tylko piątki i raz piętnastkę. Do pokonania mieliśmy trzy okrążenia po 2600 metrów, czyli coś czego nie lubię - bieganie kilkakrotnie po tej samej trasie. Zaczęłam dość ostrożnie, a potem pomyślałam sobie, że w sumie nie ma się co zarzynać i nie przyspieszałam.
Ta karetka to naprawdę nie z mojego powodu!
Dotruchtałam sobie spokojnie na metę, wcale nie taka ostatnia i jeszcze miałam zapas sił. Ale na czwarte kółko nikt by mnie nie namówił - już przy trzecim czułam się jak chomik w karuzeli.
Oczywiście załapałam się na podium, bo w mojej kategorii wiekowej było nas całe trzy uczestniczki (czwarta nie dotarła) i nawet wskoczyłam na drugi stopień. I jeszcze multimedalistką zostałam, bo medale dawali za udział plus ten za miejsce w kategorii. Ja to potrafię:-)
Podium K-50
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz