piątek, 2 sierpnia 2019

Serce zamiast Parkrunu


Jakoś ostatnio nie było nam dane dotrzeć na Parkrun w sobotni poranek. Kolejny weekend bez Parkrunu, ale za to z Wakacyjnym Sercem z Lampionem.
Lokalizacja dość nietypowa – praktycznie „ w środku miasta”, czyli w Lasku Bródnowskim.  Fajnie, że niedaleko. Pojechaliśmy i trafiliśmy na pierwsze wyzwanie –  gdzie tu zaparkować. W pobliskim rejonie odbywało się coś folklorystycznego – wokół pełno pań ubranych w stroje ludowe i zero miejsc do parkowania;-)
Na pierwszy etap wyruszyliśmy sprawnie. Mieliśmy zbudować nową linię metra (zupełnie jakby ci, co budują tę prawdziwą, nie potrafili). Dostaliśmy zestaw stacji w postaci wycinków i torów (linii) łączących te stacje. Wszystko oczywiście w formie rozczłonkowanej. Aaaa… i na  dodatek, na tych liniach mieliśmy znaleźć dodatkowy PK X  zdefiniowany zdjęciem misia, który miał trzymać lampion. Kto to widział stawiać misie na torach???


Ruszyliśmy w miasto, bo wiadomo - metro to stwór miejski. Przemierzaliśmy upalne ulice, dopasowywaliśmy wycinki. Szło nawet sprawnie. Aż do miejsca gdzie miały zaczynać się kolejne tory. Tyle, że żadne nie pasowały. W okolicy krążył Przemek – mówiąc, że czesze teren już godzinami i bezskutecznie. Dobili także Adam z Michałem. Oni pierwsi wpadli gdzie pójść, więc metoda eliminacji dopasowaliśmy właściwą linię metra. Tak „na słowo honoru” dopasowaliśmy;-).
Gdzie ta linia....
 Kilka stacji dalej spotkaliśmy misia. Podobnego, ale nie tego ze zdjęcia (nie zgadzało się ucho). Ogólnie byliśmy zaniepokojeni brakiem misia, bo nic nie wskazywało, że można takiego spotkać  na środku ulicy, którymi to linie metra przebiegały. Chwilę liczyliśmy dokładnie metry po PK J, bo tu ulic „pasujących” było kilka. Co tu dalej pisać – etap łatwy i przyjemny. Udało się dotrzeć na metę w czasie i z kompletem punktów. A wracając do misia – oczywiście nie stał na „linii” jak z w opisie, tylko w miejscu którym nie przechodziliśmy (ot tak wpadka organizatora). Ale widać go było ze startu/mety więc go znaleźliśmy;-)
Etap 2 to już prawdziwy etap leśny. Lasek Bródnowski słynie z krzali, chaszczy, złego zmapowania i ogólnie ciężkiego terenu (jest nawet całkiem spora góra). Nożyczki w ruch i udało się ubrać serca w gacie czy odwrotnie. Zaczęliśmy od PK Ż, potem PK A.
PKA prawie jak ZPK;-)
 Następnie wyszło nam, że powinien być PK M i PK G. I tu zaczęły się problemy. Normalne, że PK G jest nie do znalezienia, ale żeby nie było PK M???? Po dłuższej chwili i niepowodzeniu poszliśmy dalej – na sławną „gwiazdkę” z promieniście rozchodzących się rowków. Potem był PK, którego nie było. Znaczy był rów, nie było ścieżki i były lampiony, ale na innych elementach niż być miały.  Niby był nadmiar PK ale nie znaleźliśmy PK G i na pewno coś innego w zamian, więc musieliśmy brać wszystko i nie wybrzydzać. Podbiegliśmy nawet na najdalszy PK B. Po pewnym czasie dotarliśmy na górkę. Po podbiegu Renata „zeszła”, co widać na załączonym obrazku;-)

Na PK U namierzaliśmy się z dwóch stron. Ja idąc Świętym Azymutem przestrzeliłem i zaginąłem w krzakach. Kilka minut trwało nim się odnalazłem;-)
PK w wielkiej dziurze;-)
 Potem na koniec szukaliśmy PK F trochę za wcześnie (zresztą także  Roman i Mariusz także tu szukali). Na koniec dotarliśmy na metę z kompletem, choć lekko po czasie. A szkoda - gdyby nie błędne dopasowanie G na początku, to spokojnie byśmy się w czasie zmieścili.
Uff meta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz