Do wyboru były trasy od TP do TZ. TP – nudne i za łatwe. TT właściwie tak samo. Drogą eliminacji zostaje TU lub TZ. Znając zawody rangi PP można podejrzewać, że TZ może uczestnika wpędzić we frustrację lub wręcz czarną rozpacz (o ile to etap nocny), a że nie przyjechaliśmy się tu stresować, zostaje TU.
Renata po powrocie z rogainingu, zassaniu prawie schabowego na obiadek wpełzła do śpiwora i stanowczo odmówiła jego opuszczania. Miałem iść sam, ale okazało się, że Ula po utracie połowy karty na rogainingu postanowiła się odegrać i wyruszyć także na nocne MnO. Wstępnie celowała niżej - w TT, ale wiadomo nocą w zespole jest raźniej i łatwo dała się przekonać na TU . Odgrażała się, że będzie tylko użyczać światła, a ja mam prowadzić. No, nie wiem – dawno już nie startowałem w MnO, więc mogło być różnie. Choć budowniczy – Paweł – zawsze robi fajne etapy nocne.
Dostaliśmy (losowo dobraną) 40 minutę startową – tak gdzieś w środku stawki. Nie będąc na etapach dziennych nie byliśmy żadną konkurencją dla reszty, ale wiadomo - na zawodach w randze PP musza być zachowane jakieś tam zasady.
Na start oddalony jakiś kilometr od bazy poszliśmy z większą grupą uczestników. Trochę wcześnie – musieliśmy sporą chwilę poczekać na swój start. Przyszła nasza kolej. Mapa jak mapa – liniówka prowadząca główną drogą z kółkami do dopasowania. Żadnych luster i wyjątkowo mało obrotów. Coś tam próbowałem wyskalować mapę na pierwszym odcinku do końca zabudowań. Skala wyszła jakoś tak 1:9000, czy coś takiego. Pierwszy punkt miał być na zakręcie skarpy, czy właściwie jakiejś dziury w ziemi. Coś na kształt dziury w lesie było. I mrowie latarek czeszących las. Nawet skarpa się znalazł i jej zakręt… ale lampionu żadnego nie widać. Przeszliśmy tu i tam, wróciliśmy na drogę, znaleźliśmy kilka innych dziur i skarp i zero lampionów. Trochę głupio, bo zwykle pierwszy PK jest łatwy prosty i przyjemny – tak by zachęcać uczestników, a tu kicha… Wreszcie mnie coś tknęło by przez krzaki wdrapać się na górę skarpy – i proszę lampion się znalazł!
Dobra, idziemy na drugie kółeczko. Gdy w nocy idzie się drogą w ponad metrowym zagłębieniu właściwie nic poza tą drogą nie widać. Snuliśmy się drogą w tą i w tamtą trochę bezładnie nie mając pomysłu co przypasować – to co pasowało „drogą dedukcji” jakoś nie zgadzało nam się z terenem. Aż z lasu wypadł tramwaj TZ-ów, którzy tyralierą przeczesywali las. Zadaliśmy im pytanie „co jest charakterystycznego po tej stronie drogi z której przyszli” – dostaliśmy odpowiedź, że jest kilka rówów. I wtedy wszystko stało się jasne - rowy były na jedynym wycinku. Trochę dziwnie te rowy były narysowane - kreskami nie kropkami, więc w pierwszej chwili nawet nie skojarzyłem co te kreski oznaczają. Ale tak – kompas w dłoń – w poprzek przez jeden rów, potem drogę, jeszcze kawałek i prosto na punkt. TZ-ty chodząc metodycznie tyralierą, w której co chwila przybywało uczestników, także znaleźli ten sam lampion.
Teraz przed nami prawdziwe wyzwanie: PK 3 – zaznaczony na mapie głównej „ w szczerym polu”. Założyliśmy, że dojdziemy do niego jakąś drogą. Kompas w dłoń i szukamy czegoś biegnącego we właściwym kierunku. Jest droga – idziemy. Droga się kończy dochodząc do dróżki poprzecznej, przed nami dołek z lampionem i znowu tyraliera TZ-ów. Akurat oni szukają dołka nie krzyża, ale ponoć ktoś widział jakąś mogiłkę z krzyżem, tyle że nikt nie potrafi pokazać w jakim kierunku. Nic próbujemy. Idziemy w prawo, ale wyraźnie droga prowadzi w złym kierunku. Idziemy w lewo i nagle się odnajdujemy na wycinku. Tu widać na obrzeżu drogę która powinna doprowadzić do tego krzyża. Udało się. PK 3 zaliczony!
Jak na razie idzie nam fatalnie – 3 punkty kontrolne zajęły nam masę czasu, a przed nami jeszcze 11 lampionów!
Tramwaj TZ-ów idzie w inną stronę, my wracamy na główną drogę i idziemy na kolejny wycinek. Nie mamy pojęcia jaki. Po obu stronach drogi pojawiają się wysokie urwiska. Po obu stronach, wysoko słychać głosy i widać światła latarek. Nawet w pewnej chwili ktoś zjeżdża po prawie pionowej ścianie wąwozu. Mamy jeden wycinek z PK 8. ale nie pasują kierunki i zakręty drogi. Miotamy się bezradnie tam i z powrotem. W akcie desperacji nawet wycinam wycinek (Ula protestuje, bo chce zachować niepociętą mapę dla potomności), ale nijak nie idzie go wpasować w kółko na mapie gdzie jesteśmy.
Mapa i nożyczki |
Zawsze twierdziłem, że kobiety są lepsze w dopasowywaniu fragmentów mapy. Szybciej wyłapują podobne szczegóły. Tak więc Ula głównie zajmowała się dopasowywaniem fragmentów, a ja doprowadzaniem na miejsce. Ósemkę mieliśmy wyciętą i spasowała się idealnie z następnym kółkiem. Na punkt trzeba było iść ścieżką nad drogą, tam gdzie wcześniej widzieliśmy światła na wysokiej skarpie. Czy to po rogainigu, czy z innego powodu, nie mierzymy dokładnie odległości. Wprawdzie liczę kroki, ale niestarannie i ciągle nie jesteśmy pewnie skali mapy. Ósemka jest na końcu jakieś poprzecznej skarpy (uskoku?) . Po prawej pokazuje się uskok. Chyba trochę blisko – idę szukać czy jest lampion. Nie ma. Gdyby był, na pewno wbilibyśmy jako dobry. Dołącza do nas Maciek – także szuka ósemki i także w tym miejscu. Idziemy dalej i oczywiście pojawiają się właściwe uskoki i znajdujemy lampion. Ufff. Pozostałe wycinki mamy dopasowane – są oczywiste, PK 7, PK 6 (no, trochę krzaków tu było), PK 9 (tu krzaków było znacznie więcej niż trochę) i idziemy do PK 11. Po drodze zadanie – kolory szlaków. W nocy kolor niebieski wygląda jak zielony i na odwrót. Mamy wątpliwości jaki to kolor. Wpisujemy zielony, skreślamy wpisujemy niebieski, aż znajdujemy drzewo gdzie są dwa szlaki na raz niebieski i zielony!
PK 11 powinien być na charakterystycznym drzewie „na środku ścieżki”. Na mapie drzewo jest jedno, w terenie za trzy. Nie widzimy lampionu. Dopadamy naszą konkurencję i pytamy czy znaleźli PK 11. TAK - wisi na spróchniałym pniu, który wcześniej dokładnie oglądaliśmy. Wracamy i rzeczywiście – coś nam ten rogaining negatywnie wpłynął na spostrzegawczość – to już drugi lampion którego nie zauważamy!
Grupowo idziemy na zamek. Prowadzi Wojtek – mi się mapa jakoś nie zgadza z terenem. Ale zamek ciężko przeoczyć. Na zamku jakaś impreza harcerska i stowarzyszony lampion biegowy. Jeszcze szybko do mety i ostatni PK 12 – pytanie o numer domu. W nocy wszystkie domy są takie same, wpisuję to co inni. Jak się okazuje numerek niewłaściwy, ale jak widać z wyników większość także się pomyliła.
Mapa po przejściach (smoka) |
39 year-old accountant i harlie worthy, hailing from noelville enjoys watching movies like "dudesons movie, the" and blacksmithing. took a trip to historic town of goslar and drives a supra. dowiedz sie wiecej
OdpowiedzUsuń