sobota, 26 grudnia 2020

InO pod kominem

Grudzień to UrodzInO. Aż policzyłem – szóste z kolei. Grudzień zawsze jest ciężki – sami wiecie – święta, zakupy, obowiązkowy remont w wigilię… Teraz także było niełatwo – sporo pracy, mało czasu i konieczność odświeżenia swojej wiedzy o cssie, javascripctcie i php. Niby nie dużo, ale gdy nie jest się na bieżąco, to wejście w temat wymaga czasu, walki z każdym drobiazgiem. 

Miałam nadzieję, że gdy zacznę wcześniej, to będę miał zapas czasu… No tak, miałbym gdyby nie to co pisałem – czyli wyjście z wprawy. Na szczęście mapa podkładowa już była z aktualnością mniej więcej rok wstecz. W weekend przed godziną zero udało się zrobić rekonesans i unowocześnienie map, pomimo przeszkód stawianych przez chirurga szczękowego, który znęcał się nad moją szczęką. W końcu udało się uruchomić wersję demo serwisu, służącego za kartę startową i narysować mapy. Zostało liczyć na pogodę, bo tym razem trasa miała być samoobsługowa – jak to w czasach pandemii. 

Przy PK 11 (tym drugim) w ramach atrakcji niezłe błoto

Jeden zgrzyt, że po wydrukowaniu i zalaminowaniu map , gdy robiłem lampionówkę, okazało się, że dwa kółka postawiłem… na niczym. Właściwie to stawiałem gdzie trzeba, ale lekka modernizacja wycinka by było ciut łatwiej, miała skutek uboczny w postaci przesunięcia się terenu pod kółkami i wyżej opisanego efektu. Zostało wydrukować i dodać do mapy erraty. Właściwie to nakleić, bo były w formie nalepek, tyle że dodatkowo bardzo ciężko szło odklejanie podkładu… 


Impreza pod patronatem komina - najbardziej widowiskowe miejsce na hałdzie

W każdym razie o godzinie 14.00 skończyłem wszelakie poprawki i poszedłem w las wieszać lampiony. Las znany, schodzony, lampiony wdzięczne – wszystkie mieściły się w kieszeni, więc szło całkiem nieźle. Nieźle aż do czasu, gdy postanowiłem iść na skróty do PK 8 z etapu 1. Mam nadzieję, że nikt po nocy tędy nie próbował chodzić… 

Przed godziną 16-tą docierałem do startu, gdy przejrzałem zawartość kieszeni i okazało się, że zostały dwa lampiony, które miały wisieć gdzieś tam na środku mapy. Niestety, w tył zwrot i dowieszać co trzeba. 

Na trasie oprócz kompasu niezbędny był smartfon

W tym czasie Renata z całym majdanem (mapy i te sprawy) dotarła na start. Ja także zdążyłem na zapowiadaną godzinę startu, ale już czekali i przytupywali chętni do wyruszenia na trasę. I oczywiście chętni do złożenia mi życzeń urodzinowych w postaci żelków (zapas żelków wyszedł całkiem spory wystarczył mi na dwa dni, a to niezłe osiągnięcie!) 


Niektórzy długo debatowali w którą stronę wyruszyć...

Uczestnicy dochodzili, wychodzili, jedni szybciej inni po dłuższym zastanowieniu. Po godzinie z kawałkiem, gdy na horyzoncie nie było widać nowych chętnych do startu, postanowiliśmy wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Torbę z mapami zawiesiłem w umówionym punkcie w lesie i poszliśmy do auta. Przy aucie spotkaliśmy kolejnych startujących;-) Ci odnośnie map musieli obsłużyć się już sami;-) 
Inni całkiem sprawnie dopaowywali co było do dopasowania

Wkrótce w domu, wygodnie leżąc w łóżeczku śledziliśmy poczynania zawodników na trasie. Fajnie jest pogratulować uczestnikowi SMSem „osiągnięcia najwyższego punktu na rasie” lub „zakończenia etapu nr 1”. Na przyszłość powinienem zrobić taką interaktywną mapę z „flybsami” sunącymi po ekranie i publicznością bijącą brawa, gdy zawodnik podbije szczególnie widowiskowy lampion;-) 

Ostatni wystartowali po 21:00. Ci jeszcze bardziej ostatni poprosili o przeniesieniu startu na następny dzień. A co tam będę im żałował, niech mają – to tylko zabawa;-) 

W efekcie lampiony czekały na zebranie aż do soboty, ale ani nie padało, ani nie zostały przez nikogo przywłaszczone. Kilka PK było „wrednych”, szczególnie te na rowie lub w dołkach PK 2 i PK 7 w etapie 2. Na przyszły rok będę musiał rozbudować trochę aplikację o samosprawdzanie, choć jak pokazuje praktyka, to samosprawdzanie nie zawsze nadąża za inwencją uczestników;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz