wtorek, 22 lutego 2022

Na FalInO najlepszy jest kac.

Po wieczornopiątkowych planszówkach w sobotę obudziłam się z kacem, a totalną niemoc wzmagał hulający za oknem wiatr i deszcz. Miałam nadzieję, że pogoda będzie świetną wymówką, żeby w ogóle nie wstawać z łóżka, ale nagle przestało, padać a i wiatr jakby przycichł. No to już wstałam. Nawet postanowiłam jechać do Falenicy, ale co do startu to jeszcze się wahałam. W końcu stwierdziłam, że w sumie spacer dobrze mi zrobi, biegać wcale nie muszę, a jak przy okazji kilka punktów podbiję, no to fajnie.

Takie tam przedstartowe zabawy z odbiciem w szybie.

Zaraz nasza minuta startowa.
 
Ponieważ oboje startowaliśmy w tej samej minucie, Tomek od razu pogonił mnie do pierwszego punktu, tradycyjnie na boisku. Dałam radę, bo było blisko.

 
Coś tam udaję, że biegnę.

Podbijamy pierwszy punkt.

Z boiska wybiegłam (tak - wybiegłam!) w dobrą stronę i całkiem logicznie poleciałam do PK 5, a potem PK 3. W międzyczasie obejrzałam mapę i postanowiłam, że tym razem to już sobie zostawię jakieś punkty na powrót, zamiast miotać się bezładnie po całym obszarze. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam, że miałam nie biegać, tylko spacerować i zbierać jedynie najbliższe punkty.
Do dziesiątki pobiegłam trochę zygzakiem, bo najpierw coś mi się pokićkało, że trzeba biec wydmą na południowy wschód i dopiero widok Uli zbiegającej z wydmy dał mi do myślenia. Dokładniej spojrzałam na mapę i już teraz pobiegłam tam, gdzie powinnam.

 
 Do dziesiątki zakosami.

Kolejne punkty wchodziły łatwo, pominąwszy oczywiście podejścia na wydmę. Niemal od początku trasy cały czas spotykałam Marzenę - raz jedna była pierwsza na punkcie, raz druga, ale w żaden sposób nie mogłyśmy się siebie nawzajem pozbyć. Przy czternastce zrobiłam trochę mało logiczny manewr, bo zamiast biec na siedemnastkę, a trzynastkę zostawić na powrót, zrobiłam sporego zygzaka, ale dzięki temu zgubiłam moją towarzyszkę, która prawdopodobnie ruszyła na siedemnastkę.
Tym razem nie liczyłam punktów przy każdym lampionie, a dopiero po zebraniu trzynastu punktów, zyskałam więc sporo czasu w stosunku do poprzednich rund.  Przy siedemnastce ze zdziwieniem stwierdziłam, że zostały mi tylko trzy punkty na powrocie. Jakoś strasznie szybko to zleciało. Szesnastka, dziewiątka i czwórka były łatwe i w znajomym terenie, a w bonusie znowu miałam przebieg obok naszego dawnego domu.
Tym razem nigdzie się nie gubiłam, biegłam w sensownej kolejności, o kacu zapomniałam już przy drugim punkcie i choć w żaden sukces nie wierzyłam, docelowo okazało się, że zajęłam piąte miejsce na dwanaście osób. Jak na mnie to ho, ho, ho. A - i jeszcze mimo wichury żadne drzewo mi na głowę nie spadło, choć niektóre wydawały potępieńcze odgłosy i gięły się niemal do ziemi.
To była moja najlepsza runda w tym sezonie na FalInO.

Cała trasa.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz