Falenica - znowu po śniegu. I to po takiej świeżutkiej, spadłej w nocy dostawie. Może nie było go specjalnie dużo, ale kilka stopni na minusie i słoneczko dały idealnie zimowy klimat.
Na trasę Open-M wyruszyłem chyba jako pierwszy lub jeden z pierwszych. Bo do lampionów nie było żadnych śladów. Pierwszy na boisku szkolnym - wyznaczałem sam szlak najkrótszą drogą do rogu ogrodzenia. Potem przepychanie się z biegaczami górskimi co szwędali się na drodze do swojego startu, przepychanie miedzy autami i wreszcie bieg wzdłuż ogrodzenia samotnego domku w lesie po dziewiczym śniegu. Dzisiaj wszystkie punkty na wydmie w stronę Józefowa. Brak punktów przy kościele czy w lasku przed szkołą. Zerkam na mapę i wybieram wariant, by nie przebiegać w poprzek wydmy.
Na początek PK 2 tuż za startem Biegów Górskich. Wypadam na drogę i natykam się na Marleną z Rembertów Team. Pozdrowienia w locie i przeciskam się przez tłum kibiców na starcie w kierunku mojego lampionu.
Czas przedrzeć się przez wydmę. Na szczęście na wydmie nie ma jeszcze tabunu biegaczy - jakieś pojedyncze sztuki chyba rozgrzewkowo zaliczają zbiegi i podbiegi. Gdy ruszy tłum, nieraz trzeba dość długo czekać, by niezdeptanym przeciąć trasę biegu. Zresztą sama trasa FBG wydeptana, wręcz "czarna" - ja raczej biegam po terenach zaśnieżonych. PK 5-7-4 ciągle wydeptuję pierwszy ślad między lampionami. Na PK 10 wracam na wydmę - znowu udało się bez kolizji z biegaczami.
PK 4 |
Ja, las i śnieg |
Przekraczam "Czerwonkę" (zanim ulicę Podkowy wyasfaltowano, były na niej ślady utwardzania czerwoną cegłą z czasów II Wojny Światowej – stąd ta kolorowa nazwa) i lecę do PK 12 - dołka "gitarowego" (miejsce gdzie za młodu z kolegami piłowaliśmy na gitarach).
Przebieg do PK 17 |
Teraz zaczynają się dłuższe przebiegi. PK 9 , a potem daaaaleko do PK 17. Przed właściwym miejscem coś mnie rozprasza, dostrzegam w lesie ścieżkę tam, gdzie jej nie ma i zwiedzony jakimiś śladami wyglądającymi na buty trailowe skręcam za wcześnie w ścieżkę. Po chwili koryguję się, znajduję granicę kultur, duże doły i … dołek bez lampionu. Na mapie jest tylko jeden dołek - ten z lampionem! Chwilę tracę zanim trafiam na lampion. Analizując dane lidarowe teraz widzę, że na mapie nie ma tego dołka, co znalazłem wcześniej. Cóż - tak bywa.
PK 18 i PK 20 po dziewiczym śniegu. Żadnych śladów. Chyba lampiony wiszą od wczoraj, są lekko przysypane śniegiem.
Gdzieś na azymucie do PK 22 znajduję ślady idące z naprzeciwka. Dzięki temu nie muszę patrzeć na kompas, tylko biec po śladach do lampionu. Dopiero koło PK 19 widzę kogoś biegnącego z naprzeciwka. Chwilkę dalej z naprzeciwka biegnie Karolina. Z PK 16 się mijam, bo w terenie jest więcej granic kultur niż na mapie. Od tej pory zaczynam biec inostradą. Zahaczam o strzelnicę, przy PK 15 tłum dzieci na sankach.
Znowu mitrężę czas przy PK 14 - coś mi się wydawało, że jestem dalej i zaczynam się cofać.
Teraz "powrót do domu" - przebiegam przed furtką, gdzie kiedyś mieszkałem. Wbiegam w lasek zabaw mojego dzieciństwa. Jakoś strasznie się ten lasek skurczył – kiedyś to były wielkie połacie lasu a teraz kilka kroków i jestem już za nim!
Sprawdzam kartę, czy czegoś nie przeoczyłem. Wszystko jest w porządku. Jeszcze dwa lampiony i meta. Wpadam na metę. Uff, znowu się udało dobiec;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz