sobota, 8 kwietnia 2023

Dystans Stołeczny z missing pointem.

Bardzo mi się chciało na Dystans Stołeczny, ale tylko do nocy poprzedzającej imprezę. Kiedy nad ranem obudziła mnie ulewa, mój entuzjazm natychmiast zniknął, a pojawiło się zaniepokojenie. No bo jak to biegać w takim deszczu? Już byłam skłonna odmówić współpracy, ale do czasu planowanego wyjazdu przestało padać i pozostało tylko wilgotne zimno. Na wszelki wypadek zapakowałam kurtkę przeciwdeszczową, parasol to w aucie zawsze jeździ i tylko książki zapomniałam w razie gdybym jednak nie pobiegła, a Tomek tak.
Na miejscu okazało się, że nie ma gdzie zaparkować, bo taki tłum - rowerzyści mający swoją imprezę przed biegaczami jeszcze nie wyjechali, a biegacze już przyjechali. Do miejsca wydawania map musieliśmy kawałek podejść.
 
W drodze do bazy zawodów.
 
 Żeby nie było za łatwo, start z kolei był daleko od miejsca wydawania map, a nawet nie tak: daleko był clear, jeszcze dalej check, a najdalej start.
 
 W poszukiwaniu startu.

 
Check znaleziony.

W końcu udało się dotrzeć gdzie trzeba, znalazłam jedynkę na mapie, ustawiłam kompas i... byłabym pobiegła w dokładnie przeciwnym kierunku niż należało, na szczęście Tomek odwiódł mnie od tego pomysłu. Jak już na starcie przyłożyłam kompas do mapy odwrotnie, to co będzie dalej?

Po korekcie biegnę już w dobrą stronę.
 
Jedynka i dwójka poszły dobrze i już się zaczęłam uspakajać po niefortunnej przymiarce do startu, ale "nic nie może przecież wiecznie trwaaać....", więc przed trójką sprawy się pokomplikowały. Zamiast z dwójki ruszyć granicą kultur do ścieżki, zupełnie niepotrzebnie zaczęłam przebijać się na azymut. Ani to nie było wygodne, ani skuteczne. Po chwili pogubiłam się odległościowo i zaczęłam szukać za wcześnie. Tak chodziłam to w tę, to we wte i w końcu już zupełnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Usłyszałam jakieś głosy, ale zanim przebiłam się do drogi, głosy ucichły. Stałam więc tak dość bezradnie i wtedy: tadam! z krzaków wyłoniła się Hania. Byłam uratowana. Ostatecznie konkurencja, czy nie - nie zostawia się człowieka w lesie wilkom na pożarcie. Tak też Hania mnie nie zostawiła, zresztą nie miała wyjścia, bo i tak poszłabym za nią:-)

 
Feralna trójka.
 
Czwórkę zdobywałam z Hanią przed sobą, ale na długim przebiegu do piątki zostałam w tyle. Dogoniłam ją niemal przy lampionie, ale tylko dzięki temu, że miała jakiś problem ze znalezieniem go, a mi udało się wyjść dokładnie na punkt. Tym sposobem znowu biegłam za Hanią, bo niestety jestem wolniejsza i nie dałam rady jej wyprzedzić. Przy siódemce spotkałam Tomka, więc chwilę zajęła nam sesja fotograficzna i dopiero to rozwiązało problem wożenia się na Hani.

 
PK 7

Do ósemki pobiegłam niemal po kresce, a do dziewiątki tuż obok kreski i nieco bardziej zygzakowato, tym niemniej skutecznie.  Gdzieś tak od ósemki zaczęło padać, poza tym byłam już dość zmęczona i marzyłam tylko o mecie. Na szczęście było już blisko. Od dziewiątki to już praktycznie ścieżkami. W końcu dobiegłam szczęśliwa, że to już, a tam kolejka do sczytywania, a organizator w lesie. Tak dosłownie w lesie, bo wsiadł na rower i pojechał szukać zagubionych zawodników. Podobno straty w ludziach przekroczyły mu 5%, a to już trochę za dużo i ciężko się potem wytłumaczyć. Ponieważ byliśmy zaparkowani spory kawałek od bazy, czekałam więc na deszczu łudząc się, że Karol zaraz wróci. Zaraz przeciągnęło się do niemal pół godziny, a ja w tym czasie z nudów nażarłam się ciastek i całe tracenie kalorii szlag trafił. A najgorsze nadeszło wraz z organizatorem - po sczytaniu czipa okazało się, że pominęłam ostatni, dziesiąty punkt. Przysięgam - w ogóle nie zauważyłam go na mapie. Nie wiem jak to możliwe, a jednak.  I pomyśleć, że byłam tak blisko niego:-(
 
Do teraz nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłam tej dziesiątki.
 
Na Tomka musiałam czekać jeszcze dość długo, bo biegł najdłuższą trasę. W tym czasie parking opustoszał i mogłam podjechać blisko bazy, co przy coraz bardziej ulewnym deszczu miało znaczenie. Dla Tomka, nie dla mnie.
Ale kurde z tą dziesiątką - taki wstyd! Taki wstyd!
 
Cała trasa.

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog, tym bardziej fajny że też biegłam tą trasę. Ja dla pewności że trafię do auta biorę jednak telefon do plecaka, troche się boje biegać bez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zaczynałam z telefonem. Ja go nawet używałam w celach ratunkowych:-)

      Usuń