niedziela, 16 marca 2025

Prymulek 2025

Wiosna za płotem, więc czas na Prymulka. Niby taka kameralna impreza, ale w tym roku jakaś taka prawie o randze mistrzowskiej się zrobiła. Lista startujących całkiem imponująca. Na TP50 - Karol, Marcin, Tomek – tacy co spokojnie mogli by wygrać Mistrzostwa Polski, gdyby tylko chcieli. I to nie zwyczajowe 10 osób, ale dobrze ponad 20. Do tego na TP25 i TP10 to już cały tłum! 

Pogoda dopisała, gorzej z samopoczuciem. Cały tydzień męczył mnie kaszel i prawdę mówiąc w dniu zawodów dalej wypluwałem płuca. Oczywiście przez tydzień nie ruszałem się, to i nogi straciły swoją kondycję. 

Start w dowolnej minucie – to lubię. Bez pośpiechu, jesteś gotowy, to dostajesz mapę i ruszasz. Byle wyrobić się w 720 minut i zdążyć przed zamknięciem mety;-) 

Przyjechałem wcześnie (jak wjeżdżałem na parking widziałem już wybiegających pierwszych uczestników), by wyrobić się z powrotem przez zmrokiem. Szybkie formalności i start. Wybiegłem ze szkoły (by zrobić dobre wrażenie, wybiegłem szybko) i stanąłem, by popatrzeć na mapę. Wszystkie PK gdzieś na zachód od bazy. Rozsiane w miarę równomiernie po mapie, brak jednoznacznej pętelki do zatoczenia – trzeba będzie przemieszczać się zygzakami. Nie ma co dywagować, ruszam na najbliższy PK 11. Od razu wychodzi wiek mapy – na mapie ledwo widoczna polna ścieżka, w naturze porządna, szeroka asfaltowa droga z rondami. Ale staw tam gdzie być powinien, na nim pomost i pierwszy PK. 

Pierwszy PK11 zaliczony!

Do PK 5 i 6 droga najpierw przez łąkę, potem przeskakiwanie elektrycznych pastuchów, forsowanie starych ogrodzeń…. Aż trafiam na wielki ziemny wał. Rozjaśnienie pokazuje obiekt typu strzelnica. Zastanawiający jest opis „na dole schodów”. Szukam tych schodów z jednej strony wału, w budynku, potem z drugiej i znajduję – schody do tunelu pod strzelnica! Fajny PK! I kolejny tuż obok - PK6 oczywiście na szczycie najwyższego wału – przewyższenia muszą być:-)

PK 7 i PK 8 to typowe leśne punkty na szczytach okolicznych wydm. Dla utrudnienia w szałasach;-)

Logiczna dalsza marszruta to kierunek północ, do PK 15, a potem zygzak na południe. Ruszam w kierunku PK 15. Droga się kończy prawie tak, jak powinna. Bo powinna być tu ulica na zachód, prosto do PK 15. Ale jej nie ma. Wiadomo, domy rosną jak grzyby po deszczu i na pewno coś się Magdalenka rozbudowała – domy zajęły las lub jakieś lokalne ulice. Obiegam zabudowę od południa. Coś mi się dłuży to obieganie. Kończy się zabudowa, więc zbaczam w las. Ale coś mi się nie zgadza. Nie ma wydmy tam, gdzie być powinna. Po chwili wahania szukam bardziej na północ, bo tam teren ma jakąś wypukłość. Po chwili znajduję „dziurę w wydmie” i zmierzam do lampionu. Na czworaka pod stromą górę. Tyle że na górze brak lampionu. No cóż, organizatorzy wcześniej wieszając lampiony w tak cywilizowanych okolicach lubią je ukrywać- znajduję wreszcie lampion pod kupą gałęzi:-)

Dalej idzie normalnie dobrze. Pojawiają się zawodnicy biegający pod prąd lub z prądem. Ja wytrwale szukam dołów, rowów lub pomników. Pomimo że mapa jest dobrze nieaktualna, wszystko się udaje. W lesie w miarę się wszystko zgadza, to przy zabudowie widać jak domy wypierają kolejne połacie lasu. 

Za drogą DK 7 wracam na tereny mniej zurbanizowane. Mniej zurbanizowane, ale za to bardziej nasycone elementem dekoracyjnym, typowym dla dróg przebiegających przez las, a związanym z najstarszym zawodem świata…. 

Zygzakuję północ-południe zaliczając kolejne PK. Docieram do PK 35 - ambony. Na mapie ambona stoi nad jakimś ciekiem wodnym. Pora sucha, więc większość cieków jest tylko na mapie. Ale nie w tym przypadku. Za amboną w kierunku kolejnego PK 25 widać dobrze podmokłą łąkę. Rów z wodą okazuje się porządnym rowiszczem z wodą – do przepłynięcia raczej, a nie do przeskoczenia. Nie, nie będę się moczył – wracam po śladach i nadrabiam kilometry naokoło – suchą nogą. 

Po „zakrzaczonym” PK 25 czas na najdalszy punkt – za stawami PK 24. Tyle że stawy okazują się ciężkie do sforsowania. Na wprost drogi – na mapie pokazane jest „wejście” na stawy – a tu jakaś posesja, bramy, ogrodzenia. Kieruję się na południe. Do przeskoczenia nieprzeskakiwalny rów z wodą. Dopiero gdy kończy się staw i zaczyna kolejna zabudowa, pojawia się szansa przekroczenia wody suchą nogą. Przemieszczam się wzdłuż ogrodzenia, pomiędzy murem a rowem z wodą. Płoszę jakiegoś bobra, który w popłochu wskakuje do wody. Po chwili przestrzeń pomiędzy rowem z wodą a murem kurczy się wartości zerowej. Pierwsza przeprawa przez wodę. Niewiele wyżej niż do kolan. Ale to nie koniec moczenia się – z drugiej strony stawy otacza kolejny rów z wodą. Ciut głębszy, ale udaje się przebyć go bez pływania. I teraz następuje szukanie PK 25. Na rozjaśnieniu są doły i tereny zakazane. Zakazany to zakazany. Znajduje tabliczki typu „teren prywatny stęp wzbroniony” „Obcy będą zastrzeleni bez ostrzeżenia”, a nawet jakieś biało-czerwone taśmy odgradzające teren zabroniony od reszty ludzkości. Teren niby podobny do tego z lidaru, ale nie do końca. Nie ma dołka z lampionem. A że skala rozjaśnienia nieznana, to nie ułatwia orientacji czego właściwie szukam. Błąkam się tak ze dwadzieścia minut, zanim wpadam na genialny pomysł, że należy szukać bardziej na południe, a teren zakazany to … zabudowa, ogrodzenie, coś rzeczywiście nie do przejścia! 

Zniechęcony ruszam dalej. Spada morale i od razu szwankuje tempo. Kolejna woda do przepłynięcia i mam PK 29 na grobli miedzy stawami. Teraz przebijam się przez teren zabudowany i mam PK 28 - miał być na szczerym polu, a jest w ternie zabudowanym).
W planie powrót za Utratę do PK 32. Tyle, że przy próbie sforsowania okazuje się, że rozlewiska rzeczki rozciągają się „po horyzont”. A za nimi zwarta zabudowa, nie wiadomo czy będzie przejście. Nie ryzykuję – postanawiam obiec od południa. Niby na mapie pusty teren, a w praktyce pełna zabudowa wzdłuż ulicy. Dopiero gdy zabudowa się kończy dostrzegam szansę przebicia się na drugą stronę wody. Tym razem woda tylko po kolana, „prawie” do przeskoczenia. 

Do PK 33 , chyba z jakiegoś zamroczenia, po raz kolejny i niepotrzebny forsuję Utratę. Tam i z powrotem bo PK jest po „mojej stronie” rzeczki. 

Od PK 30 do PK 31 na mapie jest pusto. W terenie – zabudowa, ulice, szeregi takich samych domków, taka typowa patodeveloperka. Zero skracania, wszystko jak należy naokoło ulicami. Na szczęście to ostatni PK po tej stronie DK 7. Powrót na właściwą stronę drogi w miejscu dozwolonym i…. wtopa. Nie wiem jak patrzyłem na mapę – może jest to spowodowane tym, że autor nie zaznaczył wszystkich terenów zabudowanych, tylko wybrane. Wzdłuż ulicy zwarta zabudowa (na mapie dopiero w pewnym oddaleniu) i zamiast przedrzeć się za szereg zabudowań i lecieć na PK 14 – szedłem wzdłuż DK 7 i zabudowa skończyła się dopiero w okolicach PK 22. W ten sposób zmieniłam planowaną kolejność i dodałem sobie kolejny kilometr do przebiegu. I tak zaliczałem kolejne PK na terenie zurbanizowanym – czyli mało zgodnym z mapą. Na szczęście bez większych wpadek. 

Na PK 13 kończy mi się woda. Do mety jeszcze jakieś 8 km, a tu ani kropelki. Na szczęście po chwili trafiam na JEDYNY na trasie sklep! Przy sklepie Kasia z Kokoskiem, a w sklepie….PICIE! Jestem uratowany!

Przy wyschniętych źródłach Perełki spotykam dzielną grupę Adama i Mariusza z TP25. Przez chwilę idziemy razem, ale mają za wolne tempo jak na mnie. 

Do mety ostatnie trzy lampiony. Wreszcie meta. 

Nie jestem zadowolony z czasu – 20 minut przy PK 24, brak kondycji zaczynający się koło 30 km…. Liczyłem na 8 godzin, a jest ponad 40 minut więcej. Ale jak się okazuje sporo uczestników odpuściło jakieś punkty! Karol, którego wszyscy typowali na zwycięzcę i to z czasem rzędu 5 godzin odpuścił połowę PK! Oczywiście wygrał Marcin deklasując rywali. Ja – cóż, przeżyłem i to się liczy;-) 

Dla tych co doczytali do końca - ruchome obrazki prosto z YouTube!


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz