czwartek, 9 października 2025

Jak z koziej d..y waltornia.

Tak mnie jakiś czas temu Tomek zaczął zagadywać, że może by się wybrać na Mistrzostwa Polski w nocnym i średniodystansowym BnO, no ale ja przecież w nocy już od dawna nie biegam, nawet treningów, a co dopiero mówić o mistrzostwach. Pechowo jednak trafił z tym namawianiem na mój słabszy umysłowo dzień i ... zgodziłam się. Tak jakoś mu chciałam sprawić przyjemność, zresztą nie takie głupoty ludzie na przestrzeni dziejów robili z miłości. Powtarzałam sobie tylko co jakiś czas, że jakoś to będzie, a najwyżej pojadę i nie wystartuję.
W piątkowy wieczór przed zawodami przewidziany był trening. Pojechaliśmy jak najwcześniej, żeby chociaż wystartować przy szarówce, a nie ciemną nocą. Pobraliśmy mapy i ruszyli na start. Założyliśmy, że nie biegniemy, tylko idziemy spacerowo i idziemy razem. Ewidentnie Tomek chciał mniej jak najbardziej oswoić z sytuacją. A może nie chciało mu się mnie po nocy szukać? Kto to wie?
 
Gotowi do wyjścia.
 
Problemik był drobny, bo nie wiedzieliśmy gdzie na mapie jest parking, z którego musieliśmy dojść na start. Ponieważ przed nami była tylko jedna droga, więc ruszyliśmy nią. Nie wiem dlaczego założyliśmy, że jak droga się skończyła, to to już jest właściwe miejsce. Kiedy usiłowaliśmy wbić się w las osoby idące za nami patrzyły dość dziwnie i oddalały się w lewo. 
Ustawiliśmy azymut i ruszyliśmy w stronę jaru, w którym miała stać jedynka. Do jaru trafiliśmy, ale lampionu ani widu, ani słychu, a i jar  biegł w jakimś dziwnym kierunku. Jednym słowem - nic się nie zgadzało. Tomek już zaczął kląć na organizatorów i ich dziwne mapy, ja w duszy pomstowałam na swój głupi pomysł łażenia do lasu nocą. Zeszliśmy jarem na sam dół i tam Tomek wykoncypował, gdzie jesteśmy, ale skąd się tam wzięliśmy, to już żadne z nas nie miało pomysłu. Skoro już wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, to i po chwili znaleźliśmy lampion, a właściwie świecący znacznik.
 
 "Podbijam" punkt.
 
Jak się okazało później, po wgraniu śladu w mapę, my w ogóle nie trafiliśmy na start i zaczęliśmy trasę tak z głupia frant znikąd. W tej sytuacji dziwnym byłoby gdybyśmy na tę jedynkę trafili od razu. A tak poza tym to ona i tak źle stała, co widać na mapce:
 
Fatalny początek.
 
Do dwójki trafilibyśmy od razu, gdyby jedynka była w dobrym miejscu, a tak to zaczęliśmy szukać w miejscu wskazanym przez kompas ustawiany z PK 1. Ale i tak trafiliśmy (to znaczy Tomek trafił, bo ja tylko szłam za nim).
Kolejne punkty nawet jakoś właziły, choć dostanie się do niektórych graniczyło z cudem, bo to albo jeżyny łapiące za nogi, albo tarnina siekąca kolcami, albo połacie powalonych drzew, przez które nie sposób było się przedrzeć. 
Szóstki nie udało się nam znaleźć choć byliśmy już bardzo blisko, a po zlokalizowaniu siódemki już nie chciało nam się wracać po szóstkę, mimo że teraz mieliśmy się skąd namierzyć.  Ja już miałam serdecznie dość i wcale mi nie zależało, zwłaszcza, że wcześniej dobrze mówiłam Tomkowi gdzie iść, a on to olał.
 
Szóstki nie wzięliśmy.

Po ósemce postanowiliśmy skrócić trasę i pójść od razu na jedenastkę. Niby dziewiątka i dziesiątka nie były daleko, ale przy trudnym terenie czuliśmy już trochę zmęczenie, a przecież siły były potrzebne na właściwe zawody. Trening to tylko trening.
 
Z ósemki od razu na jedenastkę.
 
Przy jedenastce podjęliśmy kolejną bardzo dobrą decyzję - wracamy na metę, szczególnie, że organizator zalecał powrót do godziny dwudziestej. Po drodze planowaliśmy jeszcze zahaczyć o czternastkę, ale wystarczyło nam, że zobaczyliśmy odblask z pewnej odległości i już nie podchodziliśmy blisko. Uznaliśmy, że zaliczamy ją oczami:-)
 
Odpuszczamy kolejne punkty.
 
Przy czternastce też ogarnęliśmy co było nie tak ze startem, więc na koniec uznaliśmy, że zamiast na metę pójdziemy na start, żeby go chociaż na koniec trasy zobaczyć. Zresztą meta była nam nie po drodze, bo chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do samochodu.
Jako prognostyk na zawody, to ten trening jasno wykazał, że orientaliści z nas jak z koziej d..y waltornia, bo żeby nawet startu nie znaleźć.... I tyle w temacie:-(
 
Mapa hańby.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz