czwartek, 8 września 2016

Naprawdę Szybki Mózg, a i nogi niezgorzej

Po Bemowie, które bezlitośnie obnażyło moje braki kondycyjne, na Szybkim Mózgu nie obiecywałam sobie zbyt wiele. Już dojazd samochodem dał mi się we znaki i wysiadłam z lekko otumanionym błędnikiem. Przed startem zrobiłam drobną rozgrzewkę i... już nie miałam sił na nic więcej. Aż musiałam usiąść, bo tak jakoś się słaniałam. Przyjąwszy założenie, że po drodze nie ma poganiaczy z batami, powlokłam się na start. Od pierwszego rzutu okiem na mapę znalazłam znaczek startu (co to się go zawsze najdłużej szuka), a punkt pierwszy wyglądał na banalnie łatwy. W takiej sytuacji szkoda było tracić czasu na roztrząsanie własnej niemocy, spięłam się więc w sobie i ruszyłam szybkim truchtem. Pilnowałam się żeby czasem nie przejść do sprintu, bo sił musiało mi starczy na dwadzieścia dwa PK. Nawigacja szła mi wyjątkowo dobrze, do tego stopnia, że niektóre punkty podbijałam w biegu i nie zatrzymując się, leciałam dalej. Wszystko oczywiście świńskim truchtem. Między czwórką a piątką nie udało mi się pogubić, a na dłuższych przebiegach zawsze jest takie ryzyko, zwłaszcza jak się człowiek zdekoncentruje. Z ósemki na dziewiątkę trzeba było albo wpław przez Balaton, albo obiec je dookoła. Psyche mi trochę siadła przy tej alternatywie, ale nie zwolniłam. Prawdziwa twardzielka ze mnie, nie? Od piętnastki pocieszałam się, że już biegnę w stronę mety i na pewno dam radę. Pomogło i nie przeszłam do marszu. Przy Lidlu, gdzie mieliśmy zaparkowany samochód, wiedziałam już na pewno, że dam radę, bo blisko. Między ostatnim PK a metą, którą to odległość pokonywałam swoim stałym tempem, usłyszałam za sobą jakiś straszny tupot. Poderwało mnie to natychmiast, bo co mnie ktoś będzie wyprzedzał na ostatnich metrach i na metę wpadłam  niczym pendolino. Tupot co prawda wyprzedził mnie na ostatnich metrach, ale i tak finisz miałam piękny. O, taki:

 A po zawodach poszliśmy do Ani (bo mieszka nad Balatonem) i błyskawicznie zniweczyłam pobiegowy ubytek kalorii, ale żal było nie zjeść tych uroczych kanapeczek, tych ciasteczek, czipsikow, biszkopcików ...

P.S.
A Tomkowi w końcu odpadły nogi i wcale nie pobiegł!

1 komentarz:

  1. Gratulacje. Fajny masz blog. Zapraszam do mnie, dowiesz się jak wygrać w lotto

    OdpowiedzUsuń