czwartek, 5 października 2017

Kaczawska porażka

Kaczawską Wyrypę polecał Przemek. Polecał, bo jest kombinowanie z wyborem punktów. Kaczawską Wyrypę zachwalała także Barbara, wprawdzie pośrednio, bo była na Rudawskiej Wyrypie, a to prawie to samo;-). Jak zwykle gór nie polecało moje kolano, bo to nigdy nie wiadomo kiedy się zbuntuje na jakimś podejściu lub zejściu.
Wyjątkowo wyruszyliśmy piątkowym popołudniem – za sprawą transportu w postaci Chrumkolotu, prowadzonego oczywiście przez męskiego lidera Chrumkającej Ciemności. Wyjeżdżając planowo o 15:30 z centrum, na wysokości Pruszkowa byliśmy już o... 17:30! Dlatego nie lubię wyjeżdżać w piątkowe popołudnia:-). W efekcie bez żadnego TRInO dotarliśmy do bazy w Świerzawie po nocy. Na sali gimnastycznej niedobitki – głównie setkowicze gotujący się już do odprawy. Na chwilę przed północą do bazy wpadł Leszek (oczywiście na setkę) i dowiedział się, że obowiązują tu specjalne zasady wyboru PK do zaliczania. W efekcie na odprawę (tajna, by inne trasy nie podglądały) i start poszedł w kapciach i bez skarpet – jak przystało na prawdziwego twardziela. Ogólnie setkowicze jakoś nie wyrywali się na trasę – pierwszy chyba poleciał Przemek, a część szykowała się do wyjścia jeszcze dobre pół godziny.
Rankiem przybyło kilka osób. Pojawił się Hubert w całkiem nowym „designie”, grzecznie się przywitał z męską konkurencją (pomijając zupełnie damską), ale rozpoznałem go dopiero pół godziny później po głosie, gdy opowiadał o jakichś tam przygodach z innych imprez. No coś moja spostrzegawczość źle rokuje przed startem;-)
Odprawa. Połączona z rozdawaniem map, bo okazało się, że map jest cała sterta. Najpierw poszły opisy PK i wyjaśnienia. Ponoć wariant optymalny to 53,8 km, a rozjaśnienia miały mieć usunięte warstwice. W opisach PK, wzorowanych na opisach BnO rzuciły się w oczy jakieś „nietypowe” symbole. I ogólnie „radosna twórczość” budowniczego, bo skoro w obowiązujących w BnO symbolach podstawowych dla kolumny D jest symbol 4.8 (samotna grupa drzew) i 4.9 (pojedyncze samotne drzewo), a tu mamy symbol wycofany  i w dodatku niewłaściwie narysowany oznaczający to samo…  Nie mówimy o rozmiarach, bo te także definiują normy IOF, kolumnach  i prawdę mówiąc dłuższą chwilkę zastanawialiśmy się nad „oczywistym” symbolem paśnika przy PK G2. Oj widać, że budowniczy chciał dobrze, ale nie skonsultował tego co zrobił z kimś, kto ma pojęcie o co w tym chodzi – osoby biegające BnO przeżyły więc tu pierwszy szok;-)
Teraz kolej na rozjaśnienia.  5 Kartek. Czarnobiałe mapy geoportalowe. Na koniec właściwa mapa, kolorowa, w formie obrusu – czyli format coś powyżej A3. Wszyscy rzucili się do planowania trasy. My od razu spojrzeliśmy na południe – jakieś 2 PK na najwyższej górze muszą być nasze! I zagęszczenie PK w okolicy wróżyło, że da się zrobić z tego sensowną trasę. Niestety, jak zwykle brakowało gdzieś jednego sensownego PK. Mieliśmy za to możliwość wyboru jednego z kilku brakujących PK na trasie.
Start przebiegł jakoś tak „po cichu”. Nie było odliczania, wszyscy próbują jednocześnie upchać sensownie tą makulaturę do torebki i zaplanować trasę, więc nikt nie był zainteresowany startem w sekundzie zero;-)
Chrumkająca Ciemność bała się gór i wybrała wariant północny. My potruchtaliśmy do PK A2. Na mapie głównej i na rozjaśnieniu – okrąg wskazuje miejsce dokładnie pod linia energetyczną. Opis zaś mówi… nie wiadomo o czym. Nie ma takiego symbolu w normach IOF. Domyślamy się, że chodzi o jakąś budowlę.  Wybieramy wariant asfaltowy. Przy punkcie widzimy kogoś zbiegającego z góry, podpowiada nam „jeszcze z 50 m”. Jest linia energetyczna, a pod nią chaszcze. Żadnej budowli nie widać. Jest za to ciekawa rzeźba terenu, tyle że rozjaśnienie bez rzeźby nie pomaga. Pod linią żadnego budynku nie widać, więc podchodzimy wyżej patrząc uważnie w las po lewej. Na pewno przeszliśmy, więc wchodzimy w krzaki i szukamy wracając. Jest! Jakieś ukryte w lesie ruiny i lampion. Jakoś ten pierwszy PK dobrze nie wróży!
Pierwszy PK A2 zaliczony!
Do PK H2 lecimy asfaltem. Zastanawiamy się czy ściąć przez pole, ale wygląda na niedawno zaorane, gliniaste, błotniste, zbronowane i coś na nim kiełkuje. A mamy nie przechodzić przez uprawy. Więc lecimy naokoło, choć konkurencja tnie równo przez uprawy. Mamy lampion i już wiemy co oznacza to  kółko w trójkącie na opisie;-)
H2 - charakterystyczne drzewo
Do H1 idziemy jakąś gliniastą ścieżką. Dochodzimy do wsi i… kicha. Cała ulica obstawiona gospodarstwami i drogi, która powinna być na mapie ani widu ani słychu. Wreszcie w miejscu gdzie powinna być droga prowadząca na punkt wbijamy się w jakieś obejście. Pytamy gospodarza o możliwość przejścia „na pola”. Z uśmiechem wskazuje nam drogę pytając co się dzieje, bo przed chwilą wskazywał drogą jakiejś „dziewuszce”. Co tu dużo pisać, pogoda przepiękna, widoki przepiękne. Dobrze, że kilka dni nie padało, ale zgodnie naszymi założeniami po drogach „niebezpiecznych dla nóg” nie biegamy, więc poza biegiem asfaltowym do pierwszego PK chodziliśmy. Koło H1 widzimy w oddali  Staszka Kaczmarka (chyba) – dziwne, że dopiero tu jest (no chyba, że coś więcej zaliczył od startu).
Idziemy do H1 a w oddali znajomy Stromiec z Sudeckiej Wyrypy!
Przed nami H3 - na mapie głównej punkt na niczym. W/g opisu tajemniczy znak nie wiadomo czego dotyczący, na rozjaśnieniu – jakieś krzaki.  Drogi z mapą średnio się zgadzają, ale tu nawet rozjaśnienie co nieco pomaga. Znajdujemy.
H3 ukrył się w tej kępie drzew

Opis punktu H3 to x w trójkącie równobocznym. Ten trójkąt po takie "potrójne drzewo"?
Dalej długi przebieg na najwyższą górę. Teren trochę odbiega od mapy, idziemy na czuja stokówkami, a potem „na azymut” i trafiamy na charakterystyczne miejsce ze skałkami w pobliżu grzbietu. Zaraz znajdujemy charakterystyczne skrzyżowanie i podbiegamy do ciekawie opisanego PK G2. Bo w opisie rozwidlenie dróg i… paśnik.
Dalej szlakiem na drugi koniec grzbietu. Znowu coś drogi się nie zgadzają i krzalujemy przez chwilę. Czujni, za wcześnie odbijamy na G3. A można było iść szlakiem na sam punkt widokowy przepięknej urody!
Panorama z G3. Kto nie był niech żałuje
Za to dokładnie liczymy wszelakie skałki. Tu rozjaśnienie tylko wprowadza w błąd;-( Nie wiem po jaka cholerę się męczyć z usuwaniem poziomnic, gdy się nie aktualizuje innych ważnych elementów, choćby takich jak drogi czy skały.
Dowód, że byłem na punkcie!

I Barbara także
Tak zostaje nam przeczesać wszystkie skałki, a chyba nie o to w tej zabawie chodzi;-( A w/g opisu na stronie organizatora „Mapy zostaną odpowiednio przeskalowane i zaktualizowane w newralgicznych obszarach tak aby zminimalizować element "farta". Bezpośrednia strefa punktów kontrolnych będzie doprecyzowana opisem oraz wycinkiem dokładniejszej mapy.” Jak na razie to widzę dokładnie coś odwrotnego, czyli promowanie „farta” – im ktoś mniej dokładny, tym lepiej trafia;-)
Przed nami zbieg z górki.
Ech te widoki...
Do F1. Opis wskazuje „szczyt”. Na mapie głównej za szczytem (kilkaset metrów) jakieś skałki. Na rozjaśnieniu nic z tych rzeczy, więc gdy docieramy do skałek (przedzierając się przez bardzo mało przebieżne krzaki) mała konsternacja. Zaczynamy się cofać, ale w ostatniej chwili postanawiamy sprawdzić kolejną (najwyższa) skałkę. I oczywiście jest lampion!
Na szczycie drugiej skałki czekał na nas lampion

z napisem F01
Zastanawiamy się nad modyfikacją wariantu, ale lecimy wg planów. Do F2 asfaltem (punkt „na niczym” na mapie głównej, na rozjaśnieniu coś widać, a w terenie  lampion stoi dobre 100m za wcześnie, nie na tej skarpie co powinien. Akurat z naszej strony weszliśmy na niego „od razu”, ale fakt złego ustawienia lampionu niestety jest.
W tej kępie krzaków był lampion F2

A ze wszystkich map (także rozjaśnień) wynika, że powinien być dalej
Na F3 lecimy „na krechę” – tu przynajmniej  wszystko się zgadza.
E3. Woda zdatna do picia!
Dłuższy przelot na E1. Oczywiście drogi się nie zgadzają i nadrabiamy przez górę.Jesteśmy na miejscu i znowu coś się nie zgadza. To znaczy na mapie głównej kółko jest w złym miejscu. Dobrze, że rozjaśnienie jest już poprawne!
Tam szukaliśmy lampionu ale go nie  było!
Przed nami E3 czyli „jeziorko którego nie ma na rozjaśnieniu”. Jaki sens rozjaśnienia? Bo dróg do jeziorka nie ma także!

Jeziorko, którego nie ma
A na odpływie ukryty lampion E3
Na azymut, wzdłuż cieku do E2. Przez pastuchy elektryczne i druty kolczaste. Sam PK na mapie głównej na niczym, wg opisu na końcu wału, na rozjaśnieniu na granicy kultur pod linią energetyczną i tak było w terenie. Wału nie zobaczyłem, widać przestraszył się i uciekł!
Zardzewiałe pola przed E2
Ogólnie byliśmy już zbyt długo na trasie. Zwycięzca pewnie dobiegał już do mety, a nam brakowało dobrych kilkunastu kilometrów. Dalej brnęliśmy na azymut, bo nie było sensownych przebiegów drogowych. D3 dość oczywisty. Coraz więcej śladów poprzedników. Do D2 droga w terenie była bardzo „umowna”. Za wcześnie skręciliśmy w prawo (ale także tam było sporo śladów) i musieliśmy korygować bardziej na zachód. 
Malowniczy zachód słońca w drodze do D1
Do D1 w promieniach zachodzącego słońca przez łąki i nieużytki. C3 to ostatni punkt bez latarek. Oczywiście „na azymut” i drogami z rozjaśnienia. Tu już trzeba było wyjąć czołówki. W międzyczasie dostaliśmy pozdrowienia od Chrumkającej Ciemności z D1. Znaczy minęliśmy się na tym odcinku. Został nam powrót do mety przez ostatni PK A3. Asfaltem i z górki. Biegło się przyjemnie i punkt wydawał się „łatwizną”. Granica kultur, do niej dojście wyraźnymi drogami. Dobiegliśmy do Świerzawy i skręciliśmy w prawo w drogę z płyt betonowych. Doszliśmy do lasu i w lewo wyraźną drogą. W międzyczasie telefon z bazy kiedy wrócimy, bo umawiałem się na wcześniejszy powrót z inną ekipą do Warszawy, a oni już przytupują (jak się jest na podium to się przytupuje!) No, jeden PK więc ile to zajmie? 20 minut spacerkiem! Problem zaczął się gdy droga zaczęła iść inaczej niż na mapie. Inny kierunek i jakiś wąwóz. Ale udało się znaleźć właściwy ciek. Teraz na azymut przez krzaki gdzieś na łąkę – powinna być granica kultur. Azymut dobry, odległość dobra, po ciemku granicy łąki nie widać. W oddali lasek i jakieś światełko. Okazuje się, że ktoś idący z naprzeciwka także szuka lampionu. Stawiamy na las na horyzoncie. Wcześniej jakiś „sad dębowy” ale nic się nie zgadza. Rozbiegamy się każdy w inną stronę – Barbara przypadkiem znajduje lampion (pewnie to ta sławna „Kobieca Intuicja”. Niby jest „granica kultur” znaczy łąka i pole orne. Ale lampion jest jak wół na charakterystycznym samotnym drzewie. Ze śladu GPS wynika, że stoi w złym miejscu, a w dobrym byliśmy wcześniej. Gdyby na rozjaśnieniu były warstwice, a tak rozjaśnienie nic nie pomaga.
Jak widać byliśmy "w środku kółka". Mylący opis faworyzujący tych co dotarli tu za dnia, czyli mieli "farta"
Lecimy do mety. Niezbyt szybko, bo odzywa się telefon i Kazik zapisuje się na Przejście Smoka. I oczywiście dopytuje się gdzie jesteśmy, jaka impreza itp. Zamiast biec do mety Barbara nawija przez telefon. Ostatnie jary, stromizny i jesteśmy w bazie. Kolega z A3 wyprzedził nas o 3 minuty czy jakoś tak – wszystko przez Kazika (oj, dam mu jakąś specjalnie spreparowaną mapę na Przejściu Smoka;-)
Efekt – prawie 12 godzin (czyli prawie 2 razy dłużej niż zwycięzca),dystans  57,5 km, 1182 m podejścia i miejsce 16-ste. No cóż, góry są nieprzewidywalne, a autor trasy dołożył starań by wynik był jak najbardziej losowy (tu „złośliwie” autorowi trasy polecam lekturę
http://orienteering.org/resources/mapping/
A w szczególności pliku: 
http://orienteering.org/wp-content/uploads/2010/12/Control-Descriptions-2004-symbols-only.pdf )

Chrumkająca Ciemność zrobiła podobny dystans, ale w łatwiejszym terenie – gdybyśmy tak poszli, potrwałoby to krócej. Ale to my zdobyliśmy Grzbiet Północny i górę Okole (714 m n.p.m.) - bez tego co to za „Kaczawska Wyrypa”? Uważam, że punkt na jakiejś górze rzędu 700m powinien być OBOWIĄZKOWY!
A Przemek oczywiście wygrał Kaczawską i cieszył się, że wyprzedził nas kilka minut na mecie (tyle że startował odpowiednio wcześniej;)

Dla dociekliwych - track w 3drerun.worldofo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz