poniedziałek, 13 maja 2019

A tak sobie biję...

W czasie długiej majówki nie pojechaliśmy ani na Rudawską Wyrypę, ani na Jaszczura, a dodatkowo okazało się, że w okolicy nie ma w tym czasie żadnego InO. Na te wolne dni mieliśmy co prawda czasochłonny plan ocieplania strychu, ale zostać tak zupełnie bez żadnej imprezy to jednak trochę głupio. Dobrze, że Tomkowi się przypomniał Bieg Konstytucji i rzutem na taśmę zdążyliśmy się zapisać. Pogoda na bieg trafiła się taka ambiwalentna, bo z jednej strony wolę biegać jak jest zimno, ale z kolei czekać na start w dość skąpym odzieniu przy kilku stopniach powyżej zera to brrrr. Depozyt, w którym można było zostawić swoje rzeczy był dość oddalony od startu, a trudno też było przylecieć tak na ostatnią chwilę. W końcu wymyśliliśmy, że weźmiemy jakieś stare łachy na grzbiet, które najwyżej porzucimy na pastwę losu i jak się po biegu znajdą to fajnie, a jak nie, to żadna strata. Taki był plan, a tymczasem inni biegacze pojechali nam po ambicji, bo od depozytu szli już porozbierani, więc nie chcąc wyjść na mięczaków, zrobiliśmy podobnie. Na miejsce startu oczywiście ruszyliśmy biegiem żeby nie marznąć, a potem robiliśmy dłuugą indywidualną rozgrzewkę oraz trzy krótkie oficjalne. Tomek zrobił dwie, bo startował w grupie przede mną, więc na moją się nie załapał.

W przerwie między rozgrzewkami.

Nie wiem jak organizatorzy to zrobili, ale w porównaniu do ubiegłego roku trasa była jakaś krótsza, a podbieg na Agrykoli mniej stromy i też jakby krótszy. W związku z powyższymi ułatwieniami biegłam krócej - dokładnie tyle, ile Tomek w ubiegłym roku. Czy on rok temu miał jakąś skróconą wersję trasy???

 Na trasie. (Fot. ze strony FotoMaraton.pl)

Tak, czy siak - oficjalnie nazywa się to, że zrobiłam życiówkę i choć może nie była imponująca, cieszyłam się jak głupia. Tak się cieszyłam, cieszyłam, ale tylko przez jeden dzień. Sama sobie tę radość zepsułam, bo następnego dnia na parkrunie pobiegłam jeszcze szybciej i ustanowiłam nowy indywidualny rekord. Piątkę konstytucyjną pokonałam w 27 minut i 11 sekund, a już dzień później byłam szybsza o 24 sekundy.
I tak to z własnej głupoty człowiek nawet się rekordem nie ma kiedy nacieszyć.

 Tuż przed metą, z nowym rekordem.

annn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz