Gościnnie relacja Agaty z zespołu Możemy się nazywać na przykład:
Fot. ze strony Organizatora
Rodzice namówili mnie na Hałę, więc razem z Natką i Kamilem zapisaliśmy się na Małą Hałę, która dla nas wcale taka mała nie była ze względu na nasz brak kondycji. Rodzice startowali jakoś wcześnie, więc musieliśmy wstać o 5 rano, żeby dojechać na miejsce i byliśmy raczej mało przytomni z niewyspania. I nie mieliśmy kompasu (na szczęście udało się pożyczyć). Na start wywieziono nas busem i wysadzono dokładnie nad torami. Startowaliśmy jako jeden z pierwszych zespołów na naszej trasie. Mapa wydawała się nieskomplikowana, wycinki dopasowaliśmy bez trudu i ruszyliśmy. Zaczęliśmy od punktów E i G z wycinka. Punkt E znajdował się w środku wieeelkieej dziury, do której weszliśmy od strony torów. Po wejściu do dziury stwierdziliśmy, że tak się nie da bo krzaki, więc wyszliśmy z dziury i obeszliśmy ją górą (co też nie było proste). Punkt G był w bardziej cywilizowanym miejscu. Potem postanowiliśmy iść do punktu 1 i niby szliśmy dobrze, ale w końcu zgubiliśmy się na prostej drodze i przeszliśmy punkt. Odnaleźliśmy się dopiero spory kawałek drogi dalej i odpuściliśmy sobie zawracanie. Natka poprowadziła nas do punktu M przy jeziorku, gdzie weszliśmy w bagno. Potem ruszyliśmy do punktów 3 i 4. I do 5, który jednak odpuściliśmy, bo po wcześniejszym błądzeniu kiepsko staliśmy z czasem. 6 zebraliśmy bez problemu, udało nam się także trafić do punktów B i A, które okazały się starymi (zabytkowymi?) wiejskimi domkami. Do 7 próbowaliśmy dojść, ale w połowie drogi zaczęliśmy mieć dosyć i zrobiliśmy krótką przerwę i w końcu do punktu nie dotarliśmy. Czas zaczynał nas gonić, a do mety wciąż było daleko, więc poszliśmy prosto do 9, a potem „się zobaczy”. Do 9 było łatwo trafić. Potem przez przypadek poszliśmy nie w tę stronę i musieliśmy się wrócić. Następnie próbowaliśmy dojść do 10, ale ścieżka, w którą skręciliśmy w pewnym momencie się skończyła i dalej szliśmy wzdłuż płotu próbując dojść do drogi, która okazała się istnieć tylko na mapie... Zamiast do 10 doszliśmy do punktów, które nam mniej więcej pasowały na punkty T i S (jak się później okazało zebraliśmy stowarzysze). A potem to już chcieliśmy iść po prostu do mety, próbując po drodze „jak się uda” zebrać 11 i 12. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo przypadkiem poszliśmy drogą, której na mapie nie było, zamiast tą właściwą (która podobno istniała na mapie, a w terenie nie bardzo). Najpierw przestał nam się zgadzać przebieg drogi, potem kierunek drogi, a potem dotarliśmy do jakiegoś większego skrzyżowania z asfaltową drogą i cywilizacją. Nawet był tam przystanek autobusowy. Okazało się, że wylądowaliśmy w Wólce Jeżewskiej, a do mety wcale nie było dużo bliżej niż z punktu 9... Żeby już nie kombinować za bardzo, poszliśmy do torów i wzdłuż linii kolejowej dotarliśmy na miejsce nie zbierając żadnych punktów po drodze. Jakimś cudem nie zajęliśmy ostatniego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz