Ledwo odwołali zakaz wstępu do lasów, a już pojawiły się nowe trasy na orientację. Autorzy tras wykazali się najwyższą czujnością, więc i my - uczestnicy - nie mogliśmy być gorsi. Dobrze się złożyło, że znowu trafiła się trasa blisko nas, w Wesołej, więc we wtorek po południu podjechaliśmy przetestować ją. Ja co prawda miałam obolałe nogi po poniedziałkowym bieganiu w zielonkowskim lesie, ale ostatecznie nigdzie mi się nie spieszyło i trasę w Wesołej mogłam nawet przejść spacerkiem. I w zasadzie tak się stało, nie tylko z powodu kondycji, ale i masy gałęzi jakie leżały pod nogami i utrudniały bieg. Bo wiecie, ja to tylko na azymut, choćby ścieżka była metr obok:-) Zauważyłam, że trochę odwykłam od biegania przełajowego, bo ostatnio więcej było po ścieżkach i drogach. Z nawigacją na szczęście nie było jeszcze najgorzej, chociaż przy szóstce pogubiłam się koncertowo. Mapa a teren to były dwie zupełnie różne sprawy i nijak nie mogłam ich połączyć w całość. Oczywiście szukałam o jedną, niezaznaczoną na mapie, ścieżkę wcześniej. Poza tym - spoko.
Ponieważ na start musieliśmy dojść terenem miejskim, zaopatrzyliśmy się w obowiązkowe maseczki. Po kilku próbach uszycia maseczek z różnych materiałów, najlepsze okazały się te zrobione z cienkiego buffa, a ponieważ miałam kilka z nocnych manewrów, więc intensywnie reklamujemy zaprzyjaźnioną imprezę:-)
Start i meta na początku rolkostrady.
W lesie dramatyczna susza, trochę spacerowiczów, sporo śmieci, no i te gałęzie. Ale człowiek spragniony lasu cieszy się w każdych warunkach:-) Szczególnie, że z powodu tej suszy pewnie lada dzień znowu wprowadzą jakieś zakazy, tym razem już uzasadnione.
Zbliżam się (statecznie) do ostatniego punktu.
Tradycyjnie Tomek czekał na mnie na ostatnim PK, żeby cyknąć fotkę z trasy:-) Poza tym chyba mu się nudziło, bo na mecie był jakieś pół godziny przede mną, mimo że wyruszyliśmy razem. Już nawet podobno zaczął tracić nadzieję na mój powrót.
Zakaz korzystania wciąż wisi. Na wszelki wypadek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz