Nie ma zmiłuj - nadchodzi zima, a najlepiej świadczy o tym rozpoczęcie Zimowych Zawodów Kontrolnych. Pierwszy etap odbył się w niedzielę w Jabłonnej. Dla nas był to też pierwszy dzień biegania w lekko zimowej scenerii, bo choć w sobotę również był śnieg, to nas nie było na bieganiu.
Teren zawodów mieliśmy już obiegany wiele razy, więc stwierdziwszy, że jakoś to będzie ruszyłam na trasę bez ociągania się. Początek był miły, bo drogą, a potem tam, gdzie wszyscy. Hi, hi - z tych "wszystkich" których widziałam przed sobą z połowa wzięła mój punkt zamiast swojego, który stał kawałek dalej i był moją dwójką. Sprytnie to autor mapy rozegrał, sprytnie. Przy jedynce i dwójce nasypało mi się śniegu do butów i potem zaczęło się robić zimno w końcówki. Brrr... Więc jednak zima...
Trójka była o tyle łatwa, że po drodze mieliśmy płoty, więc można się było nimi kierować. Ja co prawda i tak przebiegłam swój punkt, ale na szczęście nie za dużo, bo wyhamował mnie widok drogi. Do czwórki trafiłam jak za startych dobrych czasów - na azymut, bez błądzenia. Aż się nawet z lekka zdziwiłam, bo ostatnio to tak różnie bywa. Z czwórki szybki myk na drogę i drogą już niemal na samiutką piątkę.
Kolejne punkty (aż do PK 10) - azymutowe - wchodziły bez problemu. Istna sielanka. Żeby tylko w nogi nie było tak zimno...
Z dziesiątki na jedenastkę można było już pobiec drogami, ale wyszło mi, że jednak azymut będzie lepszy, zwłaszcza, że po drodze nie było żadnych gęstwin, a wręcz przebieżny las i otwarta przestrzeń. Za to do dwunastki prościutko dużą drogą z odbiciem na końcówce. Potem nawigację znowu ułatwiały liczne płoty i lekki problem miałam dopiero przy czternastce. Niby wiedziałam, że lampion ma być na zielonym, ale uparcie szłam brzegiem tego zielonego, licząc, że może wypatrzę coś pomarańczowego między drzewami. No, nie wypatrzyłam, za to doszłam do ścieżki, co było znakiem, że trzeba się wrócić. I tak to niby człowiek wie gdzie szukać, a i tak robi głupoty.
Na mecie byłam przed Tomkiem, ale on miał dłuższą trasę, więc wszystko prawidłowo. Potem jeszcze obowiązkowe rozciąganie i do domku grzać stare kości.
Mój przebieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz