niedziela, 29 września 2024

Zakapslowani czy Wszechpuchar Intergalaktyczny

Jak mówi internet: 21 września to Dzień Kapsla. Pod takim patronatem odbywała się kolejna runda pucharu w Rowerowej Jeździe na Orientację, zwanego także Wszechpucharem, a czasami nawet Pucharem Integalaktycznym;-) Coś w tym jest, bo w owym pucharze regularnie startuje nasza kadra narodowa i tu doskonalił swój warsztat nasz Mistrz Świata! 

Co ciekawsze, do RJnO wcale nie trzeba mieć roweru, bo organizator daje możliwość startu pieszo. Dostaje się „specjalną” mapę, gdzie są wszystkie punkty kontrolne z tras rowerowych. W takim czymś startowałem jednen raz – wtedy najdłuższa trasa (czarna) dystansu średniego miała naście kilometrów, a moja mapa z punktami sprintu i middle wszystkich tras – to wyszło coś koło 12 km. Tym razem liczyłem, że będzie podobnie. I w jakiś sposób było. Dostałem jedną kartkę A4, tyle że skala mapy była trochę nietypowa bo 1:16 tys. (normalnie jest 1:10 tys.). Organizator coś mówił o niecałych 15 kilometrach. No dobra, 15km to dam radę. 

Na starcie - Przemek także zalicza trasę piechotą!

Odhaczyłem karę startową i ruszyłem na trasę. Najpierw na zachód. Drogami, bo ta część Lasu Sobieskiego nie grzeszy zbytnią przebieżnością. Truchtało się fajnie, nawet tempo całkiem znośne wyszło. PK 3, PK 4, PK 6. PK 17 chwilę szukałem i ruszyłem na PK 7. Coś mi się przestało zgadzać, bo trafiłem na lampion w miejscu, gdzie go być nie powinno, z oznaczeniem „PK 17”. Konsternacja. Wróciłem do właściwego PK 17 i naokoło znalazłem PK 7. Słowem w terenie był o jeden lampion za dużo;-) 

W lesie masa biegaczy zrzucających zbędne kilogramy lub budujących formę w ten sobotni poranek. Druga grupa to spacerowicze z psami, a trzecia grupa to potencjalni piknikowcy z kocami i podobnymi sprzętami potrzebnymi do śniadania na trawie. Słowem tłum. Kluczyłem miedzy nimi przez kolejne PK 3, PK 9, PK 20. Przy PK 20 ścieżka zaznaczona na mapie całkiem wyraźną kreską w terenie… ciężka do wypatrzenia nawet dla biegacza (ci na rowerze to dopiero będą mieli problem!) 

Mapa ze wszystkimi punktami ma do siebie to, że punkty są wszędzie. Nie ma jakiejś sensownej metody zatoczenia koła, trzeba poruszać się zygzakiem. W efekcie wracam prawie pod start do PK 19 (pewno mogłem go wziąć jako pierwszy PK, ale się zgapiłem). Biegam więc sobie wesoło pomiędzy dołem a górą (no może środkiem) mapy zygzakiem przesuwając się na wschód. Licznik mi pokazał 10 km, a na oko to jeszcze nie dotarłem do połowy trasy! Oj coś dużo wyjdzie tych kilometrów! 

Las zaczął być coraz bardziej przebieżny, terany dobrze znane z WesolInO lub Wesołych Biegów Górskich – można zacząć biegać na azymut, a nie tylko po drogach. Niestety mapa rowerowa, poza drogami zawiera zbyt mało szczegółów. Przy PK 22 i PK 40 ścieżki nijak się miały do terenu, a znane z mapy BnO młodniki i dołki nie były wcale zaznaczone. Także droga do PK 23 - na mapie przejezdna, kończyła się ślepo na czyimś podwórku… Ot takie uroki tego RJnO;-) 

Po zdobyciu najwyższej w okolicy góry z PK 23 w prawym górnym rogu rozpocząłem powolny odwrót do bazy (stan licznika 12,5km). Chwilami czułem się dziwnie niepewnie w terenie – gdy naniosłem ślad na mapę, wszystko stało się jasne: drogi na mapie i w terenie mają inny przebieg! Pewno na rowerze tego się nie zauważa, ale przy poruszaniu się per pedes…. 

W czasie całego biegu spotykałem dziwnie mało uczestników. Na początku przy tym drugim PK 17 mignął mi jakiś rowerzysta i właściwe dopiero teraz, przy PK 25 widziałem kogoś na piechotę, a przy PK 27 aż dwoje rowerzystów! 

Kolejny zygzak tym razem w północnej części mapy przy przebiegu na zachód. Dobiegam do zagęszczenia punktów w okolicy pętli autobusowej. Najpierw nie mogę znaleźć PK 15. Nie tylko ja, bo jacyś rowerzyści także. Okazało się, że szukałem go nie po tej stronie górki co trzeba. Ot uroki skali i niedokładnie naniesionych dróg. 

Kolejne lekkie szukanie przy PK 11 – znowu w terenie więcej ścieżek niż na mapie… 

Do mety zostały już ostanie punkty. Część przy asfalcie i końcówka PK 1, 2, 18 i 41 gdzie znowu drogi totalnie się nie zgadzały. Na szczęście był to niewielki wycinek terenu do przeszukania. 

Wreszcie wpadam na metę. Zegarek pokazuje 23 km. Nie przewidziałem takiego dystansu, nie zabrałem nic do picia i ostatnie pięć kilometrów pokonywałem na rezerwie. Ale za to jak fajnie było na mecie wlać w siebie litr zimnej wody! Nie ma to jak RJnO bez roweru;-) 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz