czwartek, 3 października 2024

Mistrzostwa Mazowsza i Województwa Lubelskiego w Sprinterskim BnO, czyli jak z braku konkurencji łatwo zostać mistrzynią.

Nie wiem dlaczego dałam się namówić na te zawody. Więcej jechania niż biegania i praktycznie cały dzień wyjęty z harmonogramu. No, chyba tylko po to pojechałam, żeby zostać mistrzynią dwóch województw. Ale - żeby nie było niedomówień - żebym ja tą mistrzynią została, wystarczyło wystartować i w dowolnie długim czasie (a może były jakieś limity - nie wiem) dotrzeć na metę z kompletem punktów. Więc się nie jarajcie, że macie znajomą mistrzynię.
Nie dość, że zawody były w Dęblinie, czyli daleko, to jeszcze był to sprint, czyli krótko.  Fakt - trochę wyposzczona byłam, bo dawno nie biegałam i chyba to przesądziło o moim udziale.
Pogoda była jeszcze całkiem letnia, baza w szkole, więc jakby luksusowo i tylko głód mnie gnębił, bo nie wzięłam nic do żarcia, no bo normalnie nie biorę i zapomniałam, że jedziemy na prawie cały dzień. Ale nic to.

Gotowi do startu.

Już w boksie startowym.

I start!

I jeszcze bardziej start.

Jak widać powyżej, wystartowałam raźno, tylko po chwili musiałam się zatrzymać i zlokalizować na mapie. Tu zawsze jest ten dreszczyk emocji - znajdę trójkąt startowy w sensownym czasie, czy utknę? Tym razem znalazłam dość szybko i mogłam ruszyć dalej.
Bieganie po mieście, więc łatwe. Na takich mapach już od dawna się nie gubię, więc nie ma się co nastawiać na przygody. Trzeba robić swoje - przebierać nogami i nie dekoncentrować się. W sumie najważniejszy jest wybór wariantu przebiegu, a ponieważ na decyzje jest zawsze za mało czasu, więc raz jest bardziej, raz mniej optymalnie. Patrząc na przebieg, to nie widać żebym jakoś szczególnie głupio pobiegła, ale pewnie dałoby się trochę urwać. 
Bardzo podobały mi się PK 5 i 6 na wyspie w parku, tylko nie było czasu na podziwianie okoliczności przyrody. Szkoda.
Przy PK 7 spotkałam Tomka i jak to przy spotkaniu obydwoje traciliśmy cenne sekundy, bo najpierw fotę trzeba było zrobić, a dopiero potem decydować jak biec dalej.

Spotkanie przy PK 7

Muszę powiedzieć, że starałam się uczciwie biec cały czas i pokonały mnie dopiero schody przy PK 10. Wbiegłam na nie i zupełnie mi prąd odcięło. Wiem, że to małe schodki i niektórym trudno uwierzyć, że mogły kogokolwiek pokonać, ale jednak. Od dziesiątki to już tylko podbiegałam, ale na szczęście do mety było już blisko. Niby z nikim się nie ścigałam, ale nie chciałam mieć czasu, którego musiałabym się wstydzić. Resztkę sił zebrałam na dobieg do mety i nawet załapałam się na foty organizatorów.

Tuż przed metą.

Po chwili ze swojej trasy wrócił Tomek.

Tu to widać, że meta.

Ponieważ obydwoje łapaliśmy się na szczerozłote medale, więc zostaliśmy na zakończenie, gdzie jak się okazało, największą atrakcją były foty z "panem zastępcą Burmistrza". No to i my mamy:



Nasze medale.

Po dekoracji pojechaliśmy do najbliższego sklepu, żeby wreszcie coś zjeść, a na zakończenie wycieczki zaliczyliśmy krótkie TRINO w Dęblinie.

Przy PK 17

No i w sumie było całkiem fajnie, a dodatkowo następnego dnia czekał nas ciąg dalszy tej imprezy, tym razem bliżej i po lesie.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz