środa, 14 stycznia 2015

Warszawa Nocą czyli Kurza Ślepota lub totalna dezorientacja

T. znowu biega i relacjonuje:



Dochodzę do wniosku, że nocne zawody to chyba nie dla mnie. Szczególnie takie w tłumie gdy człowiek boi się zadeptania i jak osioł biegnie za poprzednikiem. Ale po kolei. Warszawa Nocą – etap 3 –Biblioteka Narodowa. Na tyle popularna impreza iż zjawili się przedstawiciele radomskich skrótów i spora grupa Stowarzyszy. Szatnia – jak za dobrych szkolnych czasów – ciasny korytarz zamiast szatni- nawet nie ma gdzie powiesić kurtki, tłok słowem  powrót do młodości;-) Podglądałem nowinki techniczne – zaciekawiła mnie czołówka z akumulatorem (samochodowym?) w plecaku. Fajny pomysł!
Start masowy – niezapomniane wrażenie: dwa szeregi – pierwszy Profesjonalistów drugi nasz – początkujących, mapy z nazwiskami „twarzą do dołu” w oddali zegar, odliczanie, przysiad jak do biegu na 100m tyle ze z ręką nad mapa i jasność  jak w dzień od dobrze ponad setki czołówek.
10.9.8…3,1,1, start! Wszyscy zrywają się do biegu. Ja także. Zakładam ze Ci przede mną wiedzą lepiej dokąd biegną. Próbuję jakoś mapę zorientować… szukam kółeczka startu żwawo przebierając nogami. Ale coś mi nie pasuje. Zbyt szybko się ta grupa porusza. Zwalniam i patrzę na mapę patrzę i dalej nie zgadza mi się teren. Wreszcie olśnienie start to TRÓJKĄCIK!!!! W tym momencie wpadam w poślizg na jakimś błocie. Poślizg i zapadam się niebezpiecznie głęboko. Odwracam wzrok od mapy i świecę w około próbując wydostać się z niebezpiecznej okolicy. Uff udało się, ale czas by zaliczyć pierwszy PK. Okazało się ze z rozpędu obiegłem Bibliotekę Narodową od zachodu, trasa przebiega od wschodu. No nic biegnę pod prąd – widzę oddalające się światełka ostatnich maruderów mojej trasy  gdzieś tam za PK3 a ja ciągle nie mam jedynki. Skracam drogę przez kolejne grzęzawisko znajduję wreszcie lampion. Dwójka to formalność bo koło niej przebiegałem. Pędem do trójki  tu wyprzedzam dzieci (tak na oko 5 letnie) które przeszły w marsz – uff nie będę ostatni. Coś tam błyska w okolicach gdzie ma być czwórka więc nie patrząc na mapę biegnę ciesząc się że znowu kogoś wyprzedzam. Tu niestety do zabawy dołącza się grupa jakiś bardziej zaawansowanych zawodników (sądząc po tempie biegu)   i lekko skołowany  gubię się. Miotam się, orientuję mapę i nic. Wreszcie udaję się w stronę biblioteki i udaje mi się zlokalizować. Tak bywa gdy człowiek nie spojrzy na skalę mapy  Dalej już „ z górki” – tzn. nie skracam sobie drogi przez wyschnięte „oczko wodne”, tylko kulturalnie na około.  Miejsca charakterystyczne i łatwe do wypatrzenia, zresztą jakieś niedobitki koło nich się kręcą. Nauczony błotnym doświadczeniem z błędnego startu postanawiam do ostatniego PK 12 dobiec z bezpieczniejszej zachodniej strony. Niestety w praktyce droga okazuje się błotnistą pułapką ( a na mapie narysowane jako coś utwardzonego, betonowego/asfaltowego). Przeżyłem  ale autora mapy należałoby w tym błocie wytarzać!  W tył zwrot i do mety. Zamiast  tą błotnistą drogą jakimiś resztami sadu. Tu biegli także jacyś bardziej zaawansowani i a w około latały przekleństwa  na to błoto (bo byli tacy myśleli, że da się pobiec drogą) i na ten zdziczały sad…
Dobra dobiegłem, piknąłem. Na mecie widzę M.S który o czymś „dyskutuje” z obsługą – coś chyba za szybko przybiegł, bo on był w Zuchwałych. Przybiłem piątkę i poszedłem do sekretariatu odczytać chip. Malutka kolejka, podają czas - trzydzieści coś tam (lekko rumienie się ze wstydu). Technika zawiodła drukarka padła. No cóż technika…
Postanawiam poczekać chwilę, może ktoś znajomy wróci. Kolejka do odczytu chipów rośnie, jak za danych czasów w mięsnym. Słychać wszędzie dyskusje o błocie i nerwowe tupanie, by co nieco odnóża z tego błota oczyścić.  Wreszcie doczekuję się powrotu kogoś znajomego – sama Dyrekcja ukończyła bieg, a reszty ani widu ani słychu. No cóż czas wracać do domu – tam sobie sprawdzę wyniki i zobaczę jak źle wypadłem.
W domu Druga Połowa wita mnie  informacją, że nie ma wyników on-line. Jak to nie ma? Chip odczytali i mam wszystkie PK, czas trzydzieści coś tam. Siadam do komputera … i wyników nie ma!
Oj, nie spisali się organizatory. Powinna być zniżka na następny start (bo jednak wpisowe jest dość wysokie, więc i obsługa winna być na wysokim poziomie!
Ale sobie sami poradzimy – mam nawet GPS Tracking z mojego błądzenia :
Jak widać także na biegach utrzymuje swoją przebitkę i robię 200% normy  kilometrów ;-) Jedyny sukces, że nie pominąłem żadnego punktu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz