
Przebieg z szóstki na siódemkę dał mi w kość, zwłaszcza że chciałam go jednak przebiec, a nie przejść. Prawie mi się udało:-) Na punkcie potrójnym zgubiłam się wchodząc na niego trzeci raz. Ale dla mnie każde kolejne wejście było tak samo dziewicze jak pierwsze. Tak mam - nie zapamiętuję miejsc, w których byłam. Na szczęście szybko się odnalazłam i jakiejś większej straty nie wyprodukowałam sobie. Na ostatniej prostej przed metą jeszcze udało mi się wyprzedzić kilka osób, chociaż nie wiem czy z mojej trasy, czy z innej. W każdym razie finiszowałam ostro. To znaczy moje ostro, czyli tak jak lekka rozgrzewka u innych:-)
Muszę powiedzieć, że wciąż zadziwia mnie fakt, że na tak małym obszarze jak nasz teren zawodów, można ludzi zagonić prawie na śmierć. Tam i z powrotem, tam i z powrotem...
Po biegu odbyła się uroczystość nagradzania zwycięzców całego cyklu. Znowu załapałam się na drugie miejsce w swojej kategorii i znowu nie był to szczególny wyczyn, bo jest nas tylko kilka. Tym razem nie było wysokiego podium i nagradzanie odbywało się na poziomie podłogi i dzięki temu nie mam kompromitujących zdjęć jak z trudem gramolę się na swój stopień:-)
Gratuluję zajęcia miejsca "pomidor" ;p
OdpowiedzUsuńNastępnym razem będę celować w paprykę:-)
OdpowiedzUsuńNo ja myślę :)
OdpowiedzUsuń