niedziela, 20 marca 2016

Moim celem jest maraton….

Relacja Tomka z radomskiego Maratonu:

No może nie dokładnie 42,2 km, ale taki maraton MnO – 50-tka. Nie teraz, bo jak na razie po 3 km na Warszawie Nocą potrzebuję reanimacji! Dla sprawdzenia, jak to pójdzie w wersji marszobieganej, zapisałem się kontrolnie na Wiosenne 360 - 25 km. Limit 10 godzin powinien pozwolić mi się przeczołgać gdyby co…
Ale wracając do tematu – jest coś ze słowem „maraton” w nazwie, gdzieś tam pod koniec zimy i pod Radomiem. Moja Druga Połowa miała ze mną tradycyjnie na ten maraton jechać i wygrać trasę TU. Tyle, że tym razem Maraton przegrał z oknami. Konkretnie - czystymi oknami.
Pojechałem więc sam. Znaczy nie całkiem sam, bo z P. R. i ustaliliśmy, że pójdziemy razem na TZ. Jako, że Radom niedaleko, a podłoga twarda i baza jakaś niepewna (zmieniała się jej lokalizacja  z godziny na godzinę), pojechaliśmy w sobotę rano. Trochę zaskoczył nas komunikat techniczny, bo start miał być  pierwotnie  o dziesiątej, a tu piszą:  9:00. Ale zdążyliśmy. Tak na styk.  Rzeczy rzuciliśmy gdzieś w kąt (bo miejsca na rozłożenie się nie było widać), bez kart startowych (bo pojechały już na start), bez nalepek (bo gdzieś zaginęły) i bez uiszczenia opłaty (bo nie teraz), w ostatniej chwili wbiliśmy się do busika.
Na starcie piękne słoneczko i tuż za  płotem spora grupka TZ-tów z pierwszego rzutu, wpatrująca się uporczywie w mapy. Źle to rokuje. Przyszła nasza minuta, dostaliśmy  karty, mapy, limit czasu i kilka słów wyjaśnienia o liniach i jakiś matematycznych przekształceniach linii przechodzących przez wycinki. Nie powiem abym do końca zrozumiał o co autorowi chodziło. Po przeczytaniu opisu wyszło, że trzeba czesać i szukać gdzie by tu coś dopasować.  Właściwie wszędzie - bo to, co udało się dopasować z jakiś szczegółów, wychodziło koło mety. Wybraliśmy jakiś kierunek i zaczęło się czesanie. Właściwie to zaraz przy stracie coś zaczynało pasować, więc czesaliśmy pobliskie krzaki. Ale lampionów nie było i podobieństwo stawało się mniej wyraźne. Przeskok dalej i kolejne czesanie. Tak samo bezowocne. Po blisko godzinie, nie oddalając się zbytnio od startu, spotkaliśmy tramwaj biegnący z obłędem w oczach w kierunku przeciwnym – tam gdzie zaczynaliśmy czesanie. Także szukali pierwszego wycinka, by rozpocząć trasę… Wkrótce spotkaliśmy i Najwyższą Władzę, podobnie szukającą pierwszego wycinka, tyle że oni sprytnie podbili jeden z 5-ciu PK na głównym schemacie na początku.  Rzutem na taśmę udało nam się dopasować „charakterystyczne drzewa” na skraju jednego z wycinków. Nie tylko my – zaczęli pojawiać się inni. Tyle, że  symbole charakterystycznych drzew na mapie widać autor porządnie nadużywał, a na dołkach oszczędzał. Po dłuższej chwili w krzakach gremialnie zadecydowaliśmy, że wbijamy i… właściwie byliśmy dalej na początku drogi, bo gdzie kolejny wycinek? Nie wiadomo! Poszliśmy czesać dalej i szukać PK B.  Gdzieś tam mijaliśmy się z A. P., który z daleka krzyknął, że coś ma. Rzeczywiście – jest kolejny wycinek - PK 6! W etapie było pytanie o kapliczkę, a kapliczki na mapie brak! Pewnie jest „gdzieś na trasie” – jeśli np. na mecie, to OK, bo każdy tam dotrze, ale w innym miejscu? Kolejna wpadka budowniczego;-(
Przy PK B zlokalizowaliśmy kolejny wycinek. Potem nieoptymalnie na PK C. A tu nie ma PK C. Znaczy, nie ma lampionu! Postanowiliśmy dalej zygzakiem przelecieć całą mapę do mety. Do spółki z A. P. (trzy pary oczu ułatwiają czesanie) na PK 4 (i znowu lampion na złym drzewie, tak na granicy 2mm), potem PK 7, następnie nieudane czesanie czegoś w drodze na PK 10, PK A , panika na PK D. Potem niechcący trafiliśmy na kapliczkę z zadania – gdybyśmy zoptymalizowali swoje przejście, kapliczki byśmy nie znaleźli! I biegusiem do mety (bo już ciężkie się zaczynały) przez ostatni wycinek i PK E (znowu źle mapa narysowana wrrr). Efekt ponad 14km, 19 ciężkich minut, 1 BPK i niesmak, bo co to za przyjemność czesać całą mapę jak leci i pracować na mapie nieaktualnej w pobliżu PK?
Kiełbaska, chwila odpoczynku i drugi etap. A. P. startuje zaraz po nas, więc znowu tworzymy zespół. Najpierw wał – mierzenie prawie 400m. Do przerwy, gdzie wał się kończy. Tzn. kończy się w terenie, a wg budowniczego idzie dalej! Zgroza! Po zmierzeniu wału próbujemy jakoś mapę zorientować. Logika mówi „w lewo”, ale opis mapy niekoniecznie. Mapa - schemat wszystkich dróg – obrócona, zlustrowana i zniekształcona. Nic na temat zorientowania, więc zakładamy, że strzałka północy z mapy przed przekształceniem. Ale wtedy jakbyśmy mieli chodzić po terenach E1 co jest nielogiczne! Może więc zlustrowanie  w drugą stronę? Nawet droga trochę pasuje (ech te zniekształcenia!). Bo niby ma być KOMPLETNA DROŻNIA, a jak się okazało zabrakło najważniejszej drogi – tej przy starcie!!!! Niedbalstwo? Zapomnienie? Efekt - ze 45 minut kręcenia się w kółko i sprawdzanie wszystkich możliwości. Dalej już poszło. Oczywiście z wpadką złego przypisania wycinka. Choć znowu kilka wycinków niejednoznacznych – np. na  PK C zabrakło dołka, analogicznego jak przy wierzchołku właściwym. Obrazek robi się wtedy prawie symetryczny i można rzucać monetą.  Podobnie R i F – trzeba przejść całą wydmę i wracać by sensownie dopasować. Bez tego to strzelanie. Znowu ciężkie minuty. Meta się już zwija gdy wracamy. Dostajemy zejściówkę, z którą dobijamy do 12km. Na zejściówce już nie ma jednego lampionu. I nie ma busika do bazy. Pakujemy się jako nadbagaż do aut kierownictwa i wracamy na obiad. Połowa etapów, a licznik wskazuje 26 km! Jak nic, szykuje się maraton!
Po obiedzie wreszcie się wypłacamy (wrr, czemu aż tak dużo za tak mało?) wygospodarowujemy jakieś miejsce na rozłożenie karimat i próbujemy wydobyć od organizatora świadczenia – czyli naklejki. Bo my tak naprawdę to na InO chodzimy dla naklejek! Ale naklejek dalej brak….
O 18.00 podsumowanie konkursów na najlepszego budowniczego/najlepszą imprezę. Odbieram w imieniu klubu całkiem porządny drewniano-metalowy „dyplom” za Przejście Smoka, w zastępstwie za B. Sz. za trasą „Tajemnice Knyszyńskiej Puszczy”, a P. R. odbiera za własną trasę także na Przejściu Smoka, wraz z niebieskimi załącznikami. Ja mam szczęście i wylosowuję bon Lampion Ekotona – czyli czeka mnie wyjazd na północ!
Pojawiają się wyniki. Nie jest źle - gdzieś w pierwszej dziesiątce (jak to brzmi dumnie);-) . Chwila odpoczynku i etapy nocne. Najpierw jedzie TU. P. odwozi D. M., który wybrał oszczędną wersję wpisowego. Zajmuje to ponad 40 minut! Przed wyjazdem busów z TZ pojawiają się wyniki E2. Mamy jakieś BPK-i. Idę bić autora. Uff, to pomyłka przy wpisywaniu do arkusza;-) Ale kolejka reklamatorów rośnie. Znowu wpadka organizacyjna?
Pierwszy bus z TZ jedzie z opóźnieniem. My w drugiej turze. Mija 40 minut, 50, 60…. , a busa ani śladu. Wreszcie interwencja uczestników przegrzewających się w blokach startowych: kierowca myślał, że to ostatni kurs i pojechał do domu! Udało się to naprostować i wkrótce ruszamy. Oczywiście próbujemy przekonać kierowcę, że następnego kursu nie będzie, ale jest czujny i się nie daje.
Start – idziemy pierwsi z grupy, za nami A. P. więc zaraz się zespalamy. Wcześniej małe świętowanie urodzin budowniczego: szampan i chóralne „Sto Lat”. Dostajemy mapę. Schemat lidarowo-orto w skali 1:20000. Idealny na etapy nocneJ Pierwszy PK wrysowany na normalnej mapie – idziemy go szukać. Ma być nasyp kolejowy, a znajdujemy jakąś „dziurę po nasypie” Czy to na pewno to? Bo kreski spadku powinny iść w drugą stronę! Powinien być jakiś wał z budynkiem w środku – jest, ale nie z tej strony nasypu. Konsternacja. Czeszemy. Jakoś tak mało co pasuje. Coś tam zbieramy jako PK 1, ale bez przekonania. Wkrótce las jaśnieje od latarek i nadciąga wielki tramwaj. Także czeszą. Po długim kręceniu się w kółko coś uznajemy za PK 7. I tu tramwaj się rozdziela. My okolicę już przeczesaliśmy i wybieramy wariant na azymut na PK 18. Przed nami w oddali także ktoś tam poszedł, ale reszta zniknęła  czesać PK B. A. także się odłącza. W zasięgu wzroku widzimy światełka poprzedników, ale kierujemy się własnym kompasem. Jest nasyp kolejowy. Ten jest wyraźny! I przeprowadzi nas przez cały schemat do mety – nie musimy brać wszystkich PK, więc napawa to optymizmem. Ale PK 18 ani śladu. Dokładniej się namierzamy i wychodzi, że powinien być jeszcze kawałek dalej. Niestety, wał jest ciężki do przejścia, zarośnięty krzakami. Teren wokół także. Przedzieramy się z trudem. Z analizy mapy wynika, że w pobliżu powinien być wycinek C. Coś tam szukamy, ale mokro i błotniście. Jest lampion na nasypie - bierzemy go jako C. Brniemy dalej szukając wejścia na lidar. Coś jest. Ale dopasować wycinek trudniej. Pojawiają się inni. Nikt nie wie, który lampion i który wycinek. Wbijamy dowolnie wybrany, licząc na PS. Jako, że wcześniej na nasypie także coś było, cofamy się i bierzemy jak wycinek C. Stowarzysz z założenia, bo jak widzimy najlepsi biorą już co popadanie. Niestety, dopasowanie wycinków sprawia spore problemy. Teraz nasyp zamienia się w drogę. Tak można iść na I.  Spotykamy A. P., który mówi że dotarł prawie do mety i się wraca by coś znaleźć. Okazuje się, iż nie doczytał o obrocie lidaru o 180 stopni! Leci więc na J,  a my szukamy I. Tu się zgadza i świeci się latarka jakiegoś poszukiwacza. Udaje się dopasować wycinek i lecimy dalej. Ten spotkany na I poszukiwacz niestety zgubił gdzieś partnera z kartą. Zostawiamy go nawołującego. I lecimy dalej na H. Tu znowu kolejny TZ szukający swojego partnera. Ale inny. Dogania nas A. P. Dopasowanie wycinka znowu zajmuje sporo czasu, ale mamy! Czas już się kończy, a do mety daleko. Trzeba jednak coś jeszcze zaliczyć – na F prosta droga i lecimy biegiem. Bardzo szybko wpadamy, który wycinek! E niedaleko, więc próbujemy znaleźć. Są ogrodzenia, ale nie ma lampionów. Zostawiamy i lecimy na D. Jest dołek - dopasowujemy 2. Kończą się lekkie minuty. Biegiem dalej, może po drodze coś się trafi. Jakiś lampion. Z lewej górka. Pasuje na wyciek z PK 10. Jest drzewo i lampion. Bierzemy. I pędem na metę. Dobrze, że obsługa mety czeka w aucie z włączonymi światłami. Widać je z daleka w ciemnym lesie. 19 ciężkich minut. Okazuje się, że jesteśmy pierwsi z naszej grupy. Czyli inni także już są w ciężkich, a to liderzy klasyfikacji.J Zapowiada się ciekawie! Po dłuższej chwili pojawiają się światełka. Na metę dociera 1.5 zespołu. Ten cały bez kart, a pół bez partnera, czy jakoś tak. Także nie mają jakiegoś super wyniku!!! Chwilę odpoczywamy i zaczynają docierać inni… ale z drugiej strony!!! Wariant awaryjny mówił o dotarciu na metę wzdłuż linii kolejowej – widać go wybrali. Telefoniczne poszukiwania zagubionych uczestników… My ze swoim uzyskiem PK ciągle w czołówce!
Nie ma co czekać - czas na Etap 4. Mapa wygląda prosto. Zbyt prosto. Pierwsze dwa PK – formalność. Mamy skalę mapy, nawet wydaje się, że kolejne dwa wycinki po obróceniu się złożą. Idziemy na pewniaka. Tzn. szukamy ścieżek w bok – jeśli się te wycinki składają, to tej na zachód, a jeśli nie i PK 10 jest zlustrowany, na wschód. Ścieżki są, ale ukształtowanie terenu wskazuje na lustro. Tyle że zamiast 2 „dołków” są dziury w ziemi, które na mapie powinny być oznaczone inaczej. Bo dołków to byłoby więcej. A. je wbija, my nie. Szukamy połączenia  z następnym i czeszemy dalej. Dociera tyraliera TZ-tów - także czeszą teren. A. się odłącza, my sprawdzamy różne warianty. Wracamy się i namierzamy dokładnie z kropki na kropkę. Jak nic wychodzi ten lampion, który wbił A. Znowu zepsuta mapa? 100% map  z usterkami to chyba zbyt dużo!!! Bierzemy PK 10. Szukamy PK 9. Nie ma żadnej górki w miejscu, które przewidywaliśmy. Przyjmujemy różne warianty. Coś tam znajdujemy. Bierzemy. Azymut i idziemy na 5-6. Grzbietem powinno się dać dojść jak pokazuje kompas. Idziemy – są jakieś lampiony, ale nie pasują do naszego wycinka. Szukamy dalej. Odkrywamy bardziej na południe równoległy grzbiet. Tu zaczyna coś pasować. Ale nie do końca. Spotykamy jakąś zagubioną konkurencję. Podpowiadają, że gdzieś na dole tramwaj czesał PK 7. PK 7 powinno być charakterystyczne, idziemy także czesać. Coś jest podobnego – gęstwina, przez którą przechodzi droga. Ale nie zgadza się reszta. Okrążamy teren. Tu znowu spotykamy Ł. M. i D. H., którzy nie wiedzą co robić, wskazują kierunek gdzie tramwaj szukał PK 7. Miejsce nie pasuje z układu drogi i gęstwin, ale idziemy sprawdzić. Pasuje za to „zadek gęstwiny” i jest lampion. Bierzemy. Teraz zaczyna układać się wycinek z PK5-6. Lecimy na górę i sprawdzamy. Byliśmy tu wcześniej, ale niezbyt pasowały lampiony – jednak reszta się zgadza. W miejscu PK 6 jest lampion, nie ma rozgałęzienia dróg. Bierzemy. PK 5 jest dołek, odległość - bierzemy.  Lecimy na PK 3. Ostatnia górka, odległość w miarę ok - bierzemy. Azymut do LOP-ki, dalej grzbietem. Większa droga. Obniżenie terenu w lewo, a przy PK F ma być mostek i spora droga, więc bardziej pasuje w lewo, niż tam gdzie pokazuje azymut. Przy założeniu, że wycinek 3 się obrócił, mogło by tak być. Lecimy drogą, jest mostek, ale bez lampionu. Może ktoś zerwał? Dalej droga przez wieś… ale coś nie pasuje. Kierunek, krzywizna. Jednak musi być drugi – ten właściwy mostek bardziej  na północ. Jakaś ulica w lewo – idziemy. Jest woda, zalew i mostek, z daleka widać lampion. Idealnie. Teraz LOP-ka i by nie przegapić skrętu w ul. Wojciechowskiego. Coś przechodzimy, ale tylko kilka metrów. A lampionów na LOP-ce brak. Przy bazie były dwa obok siebie, brakuje ostatniego. Nie chciało się budowniczym choć trochę je rozwiesić po trasie  i wisi zaraz koło kościoła i bazy. Lenistwo;-)
Znowu ciężkie minuty i stowarzysze. Niedługo wyniki (bo prawie ostatni wróciliśmy) – na E3 czwarte miejsce! Ale E 4 czasem zepsuliśmy. Organizatorzy opublikowali wyniki, zgasili światło i nie przyjmowali uwag. A cała sala otwierała oczy ze zdumienia. „Zwycięzcy” zaraz przyznali się, że nie naliczono im prawie 20 ciężkich minut. Ludzie przecierali oczy patrząc, że nie mają zmian, albo opisów, które mieli lub świadomie wpisywali kod bez oznaczenia PK/wycinku, albo na naliczanie minut karnych za czas. Pewnie, patrząc globalnie, suma wszystkich punktów karnych zmianie nie ulegnie większej, ale plus/minus 200 dla zespołu może zmienić klasyfikację! Jako że już świt niedługo, nie ma jak bić autora, wyniki raczej z tych humorystycznych, a i na puchar liczyć nie możemy – zamiast męczyć się w tłoku, postanowiliśmy wrócić wyspać się w naszych łóżeczkach. Prawdopodobnie wygrali A. K. i G. A., ale bez korekty wyników nie mogliśmy zabrać ich pucharu/dyplomu. Podobnie dyplomu D. M., za 3 miejsce w TU, któremu złe imię wydrukowano. Nasze policzenia z E3/E4 także jakieś takie dziwne są – mamy zmianę zamiast opisu, ale nie zmienia to ilości punktów i klasyfikacji końcowej.
Dawno nie widziałem tak zamurowanego wynikami towarzystwa, które zamiast bić na poważnie autora, z niedowierzaniem i śmiechem czytało wyniki. Trasy i mapy (chyba głównie mapy) jak zwykle niedorobione, wpadek organizacyjnych także kilka było.
Podliczyłem sobie ślady GPS: ponad 46 km, 670 minut, 2641 kcal. Niechcący pierwszą pięćdziesiątkę (no prawie) zrobiłem, choć czas niezbyt rewelacyjny i na jeden porządny obiad zapracowałem;-) 
Naklejek brak.

11 komentarzy:

  1. Vanitas vanitatum et omnia vanitas...

    OdpowiedzUsuń
  2. Następnym razem będzie lepiej:) Bo..czy może być gorzej? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Lepiej to będzie gdy przebiegnę setkę;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A w kwestii naklejek: na OrtInO mogę dać Ci dwie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. eee sam sobie zrobię;-) Ale doceniam poświęcenie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie chcesz, żebym Ci wlepiła, to nie ;p

      Usuń
  6. Hej Tomek, dużo tu piszesz o tym jak to etapy były niedorobione, ile to nie było błędów organizacyjnych i jak to nie chciałeś bić autora. Tylko jakoś nie pamiętam, żebyś przyszedł do Nas i powiedział to wprost. Zanim zaczniesz następnym razem pisać swoje przemyślenia w necie to spróbuj z Nami pogadać, spróbuj powiedzieć co Cię boli, spróbuj bić autora lub chociaż na niego pokrzyczeć, chętnie przyjmujemy krytykę, jeśli jest na poziomie.
    Jeśli zaś chodzi o komentujących, którzy nie byli na imprezie. Nie jestem prawnikiem, ale to się jakoś nazywa - pomówienie albo oszczerstwo (o zwykłym chamstwie nie wspominając).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry zapomniałem się podpisać.
      SG Maratonu 2016

      Usuń
    2. Szanowny SG;-)
      Pamiętaj że to są subiektywne odczucia spisane "na gorąco", z którymi inny uczestnik nie musi się w 100% zgodzić;-) Bo zresztą jak tu wszystkim dogodzić - jeden pochwali, a drugi zgani - choć mówią o tym samym;-)
      "Obiektywny" to jest protokół - tu można sobie poanalizować na spokojnie czemu to w E1 i E2 zabrakło uczestnikom czasu, czemu w E3 najlepszy wynik to 570 pkt karnych, i jak wyglądała tyraliera TZ-ów w E4. Ale SG dobrze to wie bo sam pod tymi wynikami się podpisał (aby to raz-ale jestem złośliwiec):-)
      A co do komentujących na których się złościsz - ja odnoszę wrażenie, że chcieli mi pomóc (wlepić naklejkę) lub docenić/pośmiać się z mojego nadrabiania kilometrażu na każdym etapie (z czym nieskutecznie walczę), a nie pomawiać i "oszczerstwować" ;-)

      PS
      Nalepki dostałem od zapobiegliwego uczestnika, który w jakiś sposób ich znikniecie przewidział;-)

      Usuń