Tradycyjnie mapa miniInO była po całości zlustrowana, ale nie zawracałam sobie głowy myśleniem, tylko podświetliłam latarką. Podczas gdy ja szukałam jednego punktu, Zuza już lokalizowała drugi, a Kuba wpisywał do karty. Tym sposobem raz dwa uwinęliśmy się z całą zabawą i wreszcie mogliśmy odpocząć.
W jadalni, przy cieście i herbacie trwały dyskusje nad mapami poszczególnych tras, porównywanie, kto miał gorzej i jak komu poszło. Tak nam wyszło, że TP miało trudność trasy TT, TU trasy TZ, a TZ to już w ogóle kosmiczny odlot.


Rano na zakończenie przybyły różne ważne osoby, bez których impreza nie byłaby tak imponująca i odbyła się oficjałka. Darek gadał, gadał, gadał, w końcu się zreflektował, że może inni też by chcieli, a poza tym wszyscy czekali na losowanie nagród. Tak po cichu marzyłam o plecaczku, bo mój już się pruje, ale załapałam się na butelkę. Dobre i to:-)
W drodze powrotnej jeszcze mieliśmy zebrać część trasy, ale Tomek widząc moją marną kondycję zostawił mnie w samochodzie i sam poszedł w las. Za to potem ja wyskakiwałam po lampiony z dojściówki, bo na tyle było mnie jeszcze stać.
Strasznie jestem ciekawa jak z naszą połową punktów z trasy wyglądamy na tle innych zawodników naszej kategorii - będzie wielki wstyd, czy mały:-)
Sędzio! Wyniki!!!!!
Są wyniki ;)
OdpowiedzUsuńNo, są... Szału nie ma, ale tragedii też nie:-)
OdpowiedzUsuń