niedziela, 12 lutego 2017

Pokluczyć po Witolinie


Smok nr 2 zameldował się na Witolinie. Aż musiałem sprawdzić w Wikipedii co to ten Witolin. Okazało, się że to niewielki wycinek tego, co znam jako Gocławek, czy Grochów. No cóż, człowiek ciągle się uczy!
Jak to zwykle ostatnio na imprezach robionych przez Darka M., dopisał mróz. I to całkiem spory. Darek to ma zdrowie – tak ciągle marznąć na startomecie…
Na starcie stowarzyszyłem się z pozostałymi klubowiczami i poszliśmy na trasę we trójkę. Basia najszybciej wkładała klucze w dziurki, ja opiekowałem się kartą i zaznaczałem na mapie co już zaliczyliśmy, a Paweł starał się nas doprowadzić na kolejny punkt. Jak to w Smoku było trochę zabawy liczbami, a właściwie PIN-ami, które mówiły jakie punkty trzeba brać. Kilka fajnych lampionów musieliśmy pominąć, ale cóż, takie zasady narzucił smok. Mapa oparta na pocieniowanym lidarze ujawniła zaskakująco dużą ilość górek na terenie osiedla. Przy panujących warunkach śniegowych wspięcie się na niektóre z nich bez strat własnych było całkiem niełatwym zadaniem! Pewnym wyzwaniem było dopasowanie dziurek do kluczy, szczególnie, że jedna z dziurek do dwóch kluczy pasowała. Dodatkowo perfidny smok dobrał te kluczyki tak, że okazywało się iż trzeba się wracać w rejony już wcześniej odwiedzone. No, chyba że ktoś był czujny i zawczasu wszystko sobie złożył. Nam udało się trasę pokonać w miarę „bez kluczenia”, ale co chwila spotykaliśmy Mariusza S., który jako „miejscowy” powinien mieć fory, a latał po całym terenie bez ładu i składu.
Na trasie wzbudziliśmy pewne zainteresowanie mieszkańców - widać w tych rejonach człowiek z czołówką i mapą buszujący po zaroślach nie jest czymś często spotykanym. Jednak jedna z grupek mieszkańców wykazała się znajomością tematu – okazało się, że trafiliśmy na zespół, który swego czasu zajmował mistrzowskie lokaty w zawodach na orientację! Takich wojskowych, gdzie PK były sklepy monopolowe, a punktacja dodatnia i można powiedzieć bardziej „płynna”.
Udało nam się znaleźć wszystkie wymagane PK długo przed końcem czasu i dotrzeć na metę jako pierwsi. Tu zakosztowaliśmy dobrze zmrożone ciasto (jeszcze dawało się rozgryźć , ale ciekawe jak konsumowali je ostatni uczestnicy) i po chwili, gdy zaczął podszczypywać nas mróz, rozeszliśmy się do domów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz