czwartek, 9 lutego 2017

Z górki na… 4 litery, a pod górkę na czworaka!


4 etap Warszawy Nocą. Forty Kortyńskiego. Kawałek pustego terenu z wyraźnym kilkumetrowym wałem ziemnym i fosą. Latem - ładna trawka, zimą biała górka zamieniona w tor saneczkowy lub wręcz lodowy.

Do bazy dotarłem odpowiednio wcześniej – bo start wspólny. Odbieram chipa, sprawdzam kieszenie – jest dobry kompas, rękawiczki, czapka. Czegoś mi jednak brakuje. Ciekawe czego – zastanawiam się. Patrzę wokoło po innych uczestnikach: czapka – mam, rękawiczki mam, buff- mam, a to coś co mają oni na czapkach i co błyska białym światłem? Czołówka! Zapomniałem!!! No tak, bez latarki raczej ciężko będzie. Ale zostaje „telefon do przyjaciela”, tuż obok mieszkają nasze klubowiczki, które częściowo zresztą na bieg się wybierają. Udaje mi się załatwić czołówkę. Uff. Można więc spokojnie oddać się towarzyskiej konwersacji z całą masą znajomych przygotowujących się do startu.
Start niestety tym razem nie jest ogrzewany. Mamy przemieścić się po panującym na zewnątrz mrozie dobre 600 m aż na koniec fortu. Zuchwali – czyli ja startują tradycyjnie o 19:10. Część „profesjonalnych” znajomych leci już o 19 – postanawiamy ich odprowadzić na start odpowiednio wcześnie, bo a nuż się zgubią i wstyd będzie?

Jak się idzie lub podbiega te prawie 10 stopni mrozu nawet nie dają się specjalnie we znaki. Gorzej gdy przychodzi czekać na nasz start. Wszyscy dzielnie przebiegają nogami, podskakują lub podbiegają w miejscu. A wszystko na rzęsiście oświetlonym boisku w połowie ogrodzonym siatką. Siatka, poza odgradzaniem startujących od oczekujących, pełni ważną rolę dystrybutora map.
Czas mija, nadchodzi 19:10. Odliczanie i start. Łapię mapę. Znowu „obrus” formatu A3. Udaje mi się zorientować , iż mam lecieć na wprost, przez wał ziemny i fosę do budynków na brzegu fortu. Na wał są schodki – ciut z boku może, ale niewiele – widząc innych ześlizgujących się w tył z wału wybieram te schodki. Jestem na górze. Teraz zbieg do fosy, więc trochę większe przewyższenie. Wokół słyszę okrzyki, słyszę radosny śmiech i widzę sporą część towarzystwa leżącą na śniegu lub próbującą utrzymać równowagę na stromym zboczu, zjeżdżającą w różnych pozycjach i w różnych kierunkach z wału – stanowczo dobrze się bawiącą! Mi o dziwo udaje się zbiec szybciej niż ślizgające się nogi, czyli w pozycji pionowej. Wydostanie się z fosy już częściowo na czterech łapach, ale także się udało. Wbiegam pomiędzy budynki. Kolejka do pierwszego PK. Oglądam na spokojnie mapę – dużo PK i wiele wielokrotnych. Aż ciężko dojrzeć który opis do którego punktu. Niestety, powoduje to szczególnie na początku długie kręcenie mapą i szukanie gdzie autor zapodział następny PK. Nieprzyzwyczajony do nieswojej czołówki nie mogę jej dobrze ustawić i mało nie rozdeptuję Bogu ducha winnego przechodnia (no cóż, gapienie się w nocy w mapę w czasie biegu tak się kończy). Na początku pracowicie odwracam mapę i sprawdzam numery lampionów. Dalej jest łatwiej – gdy trzeci raz podbija się ten sam lampion i przebiegi robią się ciut dłuższe, ale nie na tyle by się zasapać. Także przeluźnia się przede mną, bo jest kilka wariantów trasy i nie lecimy jedną grupą. Pod koniec znowu PK na wale. Tzn. myślałem, że na dole więc zbiegłem o jednen raz za daleko. Musiałem potem wdrapywać się niepotrzebnie na górę. Potem zjazd do fosy. Na tyle stromy, że nogi uciekły – zjechałem na czterech literach. Nawet całkiem szybko! Przy ostatnich PK widzę konkurencję z którą zwykle walczę i zwykle przegrywam – tym razem są o jeden czy dwa PK za mną. Przyspieszam. Gdyby nie samochód przy końcu, wyprzedziłbym na dobiegu do mety jednego zawodnika, ale zabrakło kilka metrów:-(
Teraz zgrać wyniki z chipa. Nie jest źle 2 na 3! Konkurencja (ta co na końcówce widziałem) ma gorszy czas i… BPKi! Nawet z profesjonalistą, który się zmienił kategorię wygrałem! Jak widać nasze Stowrzyszone treningi dają wyniki!



3 komentarze:

  1. "Konkurencja, z którą zwykle walczysz", tym razem musiała przeprowadzić trening pamięciowy metodą: do najbliższej latarni, zapamiętać drogę na punkt i znowu do latarni : ) - jako że czołówka padła na początku biegu... Niestety na trasie jakoś nie miałem już od kogo pożyczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trzeba było pożyczyć... latarnię? :)

      Usuń
    2. Jakaś prawidłowość, że cos u mnie i u Ciebie nie tak było z czołówkami:-)

      Usuń