poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Ciąg dalszy?

Ten ciąg dalszy to taki problematyczny, bo o etapach TU i TZ to nic nie wiem, poza tym, że się odbyły. Gdzieś tam się odbyły z dala od bazy. Jedyną wieczorną atrakcją było dla mnie wyjście na nocną trasę TP jako obstawa braci Witkowskich walczących o zwycięstwo w kategorii TD.
Pobraliśmy mapy, wyszli za próg, chłopaki rzucili na nie okiem i ... schowali do kieszeni. To znaczy starszy schował, bo młodszy to nawet czasem zerkał. Krzysiowi od razu uaktywnił się aparat mowy dzięki czemu miałam okazję sporo dowiedzieć się o grach komputerowych, tylko nie pamiętam o jakich, bo marny ze mnie słuchacz.  Punkt pierwszy chłopaki wzięli z byle czego, a portem ruszyli przed siebie. Noo, jak się nie patrzy w mapę, tylko gada, gada, gada, to tak się zdarza. Ponieważ moją rolą było pilnowanie, a nie nawigowanie poszłam za nimi nic nie mówiąc. Jakieś pół kilometra później Krzyś jednakowoż zauważył, że coś długo idziemy i układ ulic się nie zgadza. Zawróciliśmy niemal pod szkołę.
- Jesteśmy pięćdziesiąt metrów od bazy - zauważył młodszy z braci w pewnym momencie i faktycznie miał rację.
Zaczęliśmy drugie podejście. Po szybkim rzucie oka na mapę, Krzyś kontynuował opowieści o grach i ... ruszył dokładnie tą samą trasą co poprzednio. Ten manewr powtórzyliśmy jeszcze raz i kiedy pomyślałam, że do rana będziemy tak chodzić postanowiłam interweniować. Zażyczyłam sobie dokładnej identyfikacji która ulica na mapie, to ta, na której stoimy, dokąd mamy dojść i którędy. Wreszcie nasza marszruta uległa zmianie, ale już po kilku krokach Krzyś znowu zapomniał gdzie i po co idziemy. Kiedy dawno minęliśmy kolejny punkt, w końcu zalęgło się w nim poczucie, że coś nie gra. Ku mojemu zdziwieniu zauważył nawet, że przeszliśmy już na drugi wycinek i jeszcze do tego wiedział gdzie jesteśmy. Jakim cudem? - zupełnie nie wiem, bo nie widziałam, żeby w ogóle używał mapy. Wreszcie chłopaki znaleźli pierwszy właściwy punkt  i w zasadzie zwycięstwo mieli już w kieszeni. Mimo to postanowili przejść cała trasę. To znaczy starszy postanowił, bo młodszy miał wątpliwości, czy da radę. Na szczęście trasa nie była długa i zanim się zorientował, że może być zmęczony, już byliśmy na ostatniej prostej. Po drodze jeszcze kilka razy musiałam interweniować w kwestii patrzenia na mapę, bo inaczej łazilibyśmy po całej Zielonce chyba do rana, ale ogólnie nie było źle. Do bazy wróciłam totalnie ogłuszona słowotokiem, który cały czas wylewał się na mnie i powiedzmy szczerze - bez knebla, to już nigdy w życiu!!!!

Oczywiście, że chłopaki wygrali swoją kategorię!

3 komentarze:

  1. Zapomniałem ostrzec przed startem: jak ględzi - natychmiast uciszać przy użyciu dowolnego rodzaju perswazji! Dzięki jeszcze raz - następnym razem knebel dołączę w pakiecie! Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Knebel koniecznie, inaczej nawet za próg nie wyjdę!

      Usuń
    2. Dostarczę, I promise! Podobno z gadustwa się wyrasta, ale ja zaczynam tracić nadzieję.

      Usuń