Święta nadeszły, a tu jeszcze "z mapą na spacer" zaległy czeka na opisanie. Tym razem zapisałam się na trasę nienormalną, bo ostatnio normalna była taka krótka, że w ogóle nie opłaciło mi się przyjeżdżać na zawody. Startowałam w dwudziestej czwartej minucie, a tuż przede mną leciał Paweł. Tomek jakieś dziesięć minut przed nami. W swej naiwności planowałam, że będę się trzymać Pawła, ale przez minutę dzielącą nasze starty, zdążył mi zniknąć z oczu. Na szczęście trasa nie okazała się przesadnie trudna, trzeba było tylko dobrze liczyć bloki i osiedlowe uliczki. Co mi się przypomniało, że trzeba się spieszyć (bo na trasie nienormalnej to taka lepsza konkurencja startuje), przyspieszałam niemal do granic możliwości i prułam przed siebie z całych sił. Wydawało mi się więc, że wynik powinnam mieć całkiem porządny, a tu po ogłoszeniu wyników okazało się, że tradycyjnie jestem na szarym końcu. A dodatkowo w ogóle nie zostałam sklasyfikowana, bo podbiłam nie ten punkt co trzeba.
Wszystko rozegrało się na PK 26.Wybiegłam z dwudziestki piątki, minęłam plac zabaw, dopadłam bloku i zaczęłam okrążać go wzdłuż ogrodzonego zielonego terenu, szukając stojaka z czipem. Wlazłam między jakieś krzaczory, czy żywopłoty i nic. Jakiś metalowy pręt wbity w pasującym miejscu znalazłam, ale bez stacji i odblasku. Czyżby ktoś ukradł? Odsunęłam się nieco od ogrodzenia żeby spojrzeć z szerszej perspektywy i wtedy zauważyłam odblask i stację - w zupełnie abstrakcyjnym miejscu. Stowarzyszy przecież nie ma, więc to musi być właściwy - pomyślałam. Widocznie ktoś źle rozstawił, ostatecznie czasem się zdarza. Niestety, najwyraźniej musiałam pomylić bloki i szukać przy sąsiednim, chociaż w tamtym momencie dałabym sobie głowę uciąć, że szukam tam, gdzie trzeba. Na metę wpadłam w dobrym nastroju:
... i dopiero sczytywanie czipa mi go zepsuło. Chociaż też tak nie do końca, bo co sobie pobiegałam, to moje. I nikt mi tego nie odbierze!
I tego się trzymam.
Kurczowo:-)
O, tyle sobie wybiegałam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz