A do tego medale. Medale gotowe jak są tanie, to są na ogół obrzydliwie brzydkie, a jak są ładne, to są obrzydliwie drogie. Poza tym ostatnio zrobił się trend medali hand made, więc i my nie mogliśmy przecież być gorsi. Z miesiąc przed Nieposlipką wymyśliliśmy, że zrobimy ceramiczne. I co? I okazało się, że miesiąc na ich wykonanie to za mało, bo procedura jest długotrwała, a do pieca do wypalania jest kolejka. Odpuściliśmy. Na drugi rzut poszła modelina. Zamówiliśmy stempel do odbijania wzorku i już po pierwszej reklamacji nadawał się do użytku. Po dwóch tygodniach testów, butelce nalewki i wielu kieliszkach wina osiągnęliśmy w miarę zadowalający rezultat. Tyle tylko, że skończył się nam wolny czas i nie było kiedy zająć się produkcją. W końcu trzy dni przed imprezą, przy pomocy ćwiartki naleweczki naprodukowałam trochę tych medali, Tomek je wypalił i dzień przed godziną "zero" wziął się za malowanie. Bałam się, że nie wyschną, bo prototypy malowane pierwszą zakupioną farbą schną do dziś.
Ten jeszcze sobie dosycha.
Chciałam tę formę do medali wykorzystać jeszcze do ciastek i zrobić takie z Niepoślipeczką, ale miałam wybór - upiec ciastka, albo wykąpać się i uczesać. Nooo, dla kobiety to był dramatyczny wybór: pokazać zdolności kulinarne, czy podkreślić urodę. Uznałam, że moje zdolności kulinarne większość osób już zna, a mojej urody to jeszcze nikt nie widział, więc padło na urodę. Cóż, lepszy efekt byłby jednak gdybym upiekła ciastka... I nawet napić się już nie mogłam, bo za chwilę zaczynała się impreza, co dla mnie oznaczało tysiąc pińćset kursów samochodem.
Ale ja to sobie kiedyś odbiję....
c. d. n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz