niedziela, 15 września 2019

Powakacyjny Szybki Mózg

Brakowało mi już biegania na Szybkim Mózgu, W ogóle ostatnie BnO, na jakim byłam to Wawel Cup, ale to trochę inna jakość. No to cieszyłam się jak głupia. Nie zapomniałam wziąć czipa, kompasu i lampki - głównie dlatego, że Tomek zgromadził mi je do kupy i ułożył na widokowym miejscu. Nie zapomniałam też zabezpieczyć kolana opaską, chociaż miałam dylemat na które ją założyć, bo bolały mnie oba, a opaskę mam jedną. Wygrało kolano prawe.
Wyjątkowo tym razem mieliśmy z Tomkiem niemal tę samą minutę startową (tylko na różnych trasach), a nie jak zwykle w odstępstwie kilkudziesięciu minut.
Już w blokach startowych sprawdziłam gdzie jest północ, wbiłam sobie do głowy jak mam mapę ustawić, popatrzyłam gdzie biegną inni, a potem i tak coś poszło nie tak. Kompletnie nie wiem jak ja to zrobiłam, ale ze startu pobiegłam w jakimś abstrakcyjnym kierunku. Już po chwili otoczenie przestało mi się zgadzać z mapą i w końcu stanęłam zdezorientowana. Ale jak to? Gdzie te bloki? Gdzie ja jestem? W końcu jednak ogarnęłam się, ułożyłam mapę jak trzeba i wszystko zaczęło się zgadzać. Ale czasowo już byłam ponad minutę w plecy.
Do czwórki szło już dobrze, a potem znowu doznałam zaćmienia. PK 5 był przy jedynym okrągłym ogrodzeniu i nawet dobiegłam do niego, ale nagle mi się odwidziało, zrobiłam w tył zwrot i poleciałam gdzieś w krzaki. Trzy minuty zajęło mi przekonanie samej siebie, że jednak zaczynałam szukać w dobrym miejscu. Jak to człowiek sam sobie nie dowierza...
Kolejny kłopot miałam z jedenastką, ale już innego rodzaju. Nie mogłam znaleźć numerka na mapie, bo oznaczenie kompletnie zlało się z szarym tłem. Biegłam więc kierując się linią łączącą punkty i mając nadzieję, że jednak na końcu będzie właściwy punkt. Ufff.  Był.
Tak specjalnie to się w tym biegu nie wysilałam, bo po ostatnich pięćdziesiątkach oba kolana powiedziały mi: dość! basta! Opaskę miałam jedną, ale w połowie drogi zaczęłam się zastanawiać, czy nie skorzystać z rad jakie ktoś mi dawał przed startem i nie przełożyć jej na drugą nogę, ale szkoda mi było czasu. To już wolałam sobie wolniej truchtać. Na metę wcale nie dobiegłam taka ostatnia, bo za mną było jeszcze kilkanaście osób. Może nie jest to wielki sukces, ale nie ma co marudzić. Następnym razem będzie lepiej:-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz