piątek, 20 listopada 2020

Sztafeta indywidualna

W niedzielę początkowo nie planowaliśmy biegać w dalszej części WOM, bo myśleliśmy, że startować mogą tylko sztafety, ale kiedy okazało się, że indywidualnie też można, to oczywiście nie mogliśmy przepuścić okazji. Agata tym razem odpuściła i nawet się jej nie dziwię:-)
Już na miejscu kilka osób chciało skaperować mnie do swoich sztafet, ale wolałam pobiec niezobowiązująco i bezstresowo.

Trzeba się rozeznać w sytuacji.

Ja wybrałam trasę A - krótszą, a Tomek oczywiście dłuższą - B. Startowaliśmy kiedy tylko pierwsze zmiany sztafet ruszyły w las. Okazało się, że po odbiciu startu trzeba było jeszcze spory kawałek dobiec do miejsca z mapami, a potem jeszcze ze dwa razy tyle do miejsca zaznaczonego na mapie trójkątem. Tym sposobem na starcie byłam już zziajana i totalnie wykończona.
Do jedynki postanowiłam nie ścinać, tylko pobiec drogami. Tak na dobry początek. Jeszcze nie dotarłam do punktu, a już dogonił mnie Tomek, który wystartował chwilę po mnie. Mi się tam w sumie niespecjalnie spieszyło, ale jednak drobna zadra zawsze jest. Na osłodę mam fajny filmik z tego miejsca:-)

 
Do piątki szło dobrze, choć pojawiły się przeszkody terenowe w postaci górek i obniżeń. No, nie powiem - wyglądało to ładnie, tylko było zabójcze przy mojej kondycji (w sumie jej braku). 
Szóstka to dołek pośrodku zielonego. Od razu wiedziałam, że nie będzie łatwo i wcale nie zdziwiłam się, kiedy zamiast dołka trafiłam na ścieżkę, której nie powinno być, a między drzewami zobaczyłam jakieś większe skrzyżowanie. Przynajmniej mogłam się zlokalizować i namierzyć od pewnego miejsca. Z siódemką w sumie wyszło podobnie - zamiast punktu - niezapowiadana ścieżka. Tradycyjnie zniosło mnie w prawo. Jeszcze przy ósemce miałam drobne wahnięcie, ale potem poszło już bezbłędnie. 
Pod względem technicznym największy problem miałam z dojściem do PK11 i 12, tam gdzie były rowy. Bo wiecie, ten półdupek to urwałam sobie właśnie przeskakując rów i teraz do rowów mam uraz, unikam ich, a jak już muszę, to bardzo, bardzo ostrożnie.
Na metę wbiegłam z poczuciem kompletnej porażki, ale to raczej przez porównanie z sobotnim bezproblemowym przebiegiem, bo jak mówią wyniki, uplasowałam się mniej więcej w połowie stawki biegających bezsztafetowo. 
A w końcu i tak najważniejsze, że pobiegane!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz