wtorek, 27 czerwca 2023

10 x SOLO, choć częściowo w duecie.

Na drugi dzień po "morderczym" biegu Władysławiaka pojechaliśmy na 10 x SOLO - takie zakapiory jesteśmy (he,he). Już na dzień dobry, zanim zdążyłam czegokolwiek dokonać, dostałam puchar. Fajnie jak ktoś tak mocno we mnie wierzy, że najpierw daje nagrodę, a dopiero potem ruszam w trasę. Oczywiście puchar był za zaległości, gdzie zresztą też nic wielkiego nie pokazałam, ale jak widać wystarczyło, że w ogóle byłam i dotarłam do mety.

Wręczanie pucharu.

 Puchar pucharem, ale do lasu trzeba iść, więc ruszyliśmy w stronę startu.

Znaleźliśmy start.

Ruszam

Zaczęłam na azymut mając w planach przecięcie dwóch ścieżek i szybkie znalezienie lampionu. Po pierwszej ścieżce dogonił mnie Tomek, który miał ten sam punkt na swojej trasie. Po przecięciu drugiej ścieżki chciałam zacząć szukać, ale Tomek przekonał mnie, że tamta pierwsza ścieżka to się nie liczy, nie ma jej na mapie i trzeba lecieć dalej.

 
Są ścieżki i ŚCIEŻKI.

Był bardzo przekonujący, więc pobiegliśmy do kolejnej ścieżki. zaczęliśmy szukać. Dłuuugo i namiętnie. Długo, namiętnie i niestety bezskutecznie. Okazało się, że "moja" ścieżka jednak się liczy, jesteśmy za daleko i trzeba wrócić. Po tej korekcie trafiliśmy już bezbłędnie.

PK 1 zdobyty!

Kolejny raz potwierdza się, że najlepiej biegać samemu i liczyć tylko na własne umiejętności.  Dwie osoby popełniają dwa razy więcej błędów i całe szczęście, że nie było z nami nikogo dodatkowego.

O jedną drogę za daleko.

Po jedynce rozstaliśmy się, bo dalsze punkty już nam się nie pokrywały. Dwójka, trójka i czwórka weszły gładko. Do czwórki nie pchałam się na azymut, tylko obiegłam sobie drogą. Przed piątką trochę mnie zniosło w prawo, a ponieważ na mapie nie było wrysowanej drogi, na którą wyszłam, stanęłam zdezorientowana i już się zaczęłam zastanawiać, czy może z czwórki nie poleciałam w przeciwnym kierunku niż powinnam. Ale nie, poza drogą reszta mniej więcej się zgadzała. Namierzyłam się dopiero ze skrzyżowania, które na mapie nie było skrzyżowaniem, tylko zakrętem drogi.

Podchwytliwy PK 5

Kolejne dwa punkty poszły dobrze i znowu przed ósemką odbiłam za bardzo w prawo. Na szczęście wyszłam na charakterystyczne skrzyżowanie, więc było się od czego odbić.

Dramatu nie było, ale sukcesem tego nie nazwę.

Po ósemce trochę oklapłam - i fizycznie, i mentalnie. Nie dość, że ze zmęczenia praktycznie większość trasy szlam, to jeszcze ta nawigacja strasznie szwankowała. Czułam się jak totalny cienias i ofiara lasu. Na szczęście ostatnie dwa punkty nie sprawiły większych problemów, bo już chyba bym się całkiem załamała.

I wreszcie meta.
 
Powiedzmy sobie szczerze - jest słabo i chyba trzeba się trochę ogarnąć. Biegowo to niekoniecznie da radę, ale walić takie błędy nawigacyjne to już obciach.  A dawniej tak mi pięknie azymuty wychodziły. i w ogóle... A może trzeba zmienić kompas na lepszy model?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz