piątek, 5 lutego 2016

Strzelam focha.

W tłusty czwartek pączek się należy każdemu jak psu kość, więc Kusaki były obowiązkowe. Co nie znaczy, że wskazane, zwłaszcza w okolicach talii (jak ktoś jeszcze ma).
Organizatorzy niestety nie zadbali o mnie i nie zrobili kategorii TU. Ponieważ bojkotuję TZ, nie pozostało mi nic innego jak iść na trasę dla początkujących. D. M. wyszedł z tego samego założenia, więc znów mogliśmy stworzyć zespół.
Dwie żyrafy i belka od razu nam się złożyły w kompletną mapę (chociaż belka początkowo na odwrót) i ruszyliśmy. Szło dobrze aż do Wisły. Przy PK C mieliśmy wątpliwości czy bierzemy dobry, bo stał tak na widoku, łatwo dostępny, a w pobliskich krzalach buszowały jakieś światełka. Ponieważ po ciemku i tak trudno było ustalić położenie wszystkich bajor względem siebie, stwierdziliśmy, że w krzaki nie idziemy i bierzemy co jest, bez względu na wzgląd. Ale najwięcej kłopotów sprawił nam PK E. Już zbliżając się do niego usłyszeliśmy ostrzeżenia od innych uczestników, żeby uważać na stowarzysze. No to zaczęliśmy uważać. Uważaliśmy trochę w prawo, trochę w lewo, trochę w głąb, trochę z kraja. I nic nie pasowało. Wyleźliśmy z powrotem na alejkę i postanowili po pierwsze ustalić skalę mapy, po drugie namierzyć się od budynku.  Po tych wszystkich czynnościach znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, czyli tam gdzie zaczynaliśmy szukać. Ponieważ nic się w terenie nie zgadzało, wzięliśmy to co było najbliżej miejsca wychodzącego z obliczeń i jak się potem okazało - całkiem słusznie. Natomiast do teraz pozostaje dla mnie tajemnicą idea przyświecająca budowniczce trasy, żeby tam stawiać punkt.  Ale może to miała być taka dodatkowa atrakcja. 
Kolejny punkt - M - na mapie był blisko, ale dostać się do niego nie było łatwo. Gdzie byśmy się nie ruszyli, wszędzie natrafialiśmy na ogrodzenie i kłódki zawieszone na bramkach i bramach. Ile myśmy się tam nachodzili! Widzieliśmy też człowieka, który poszedł prosto na ogrodzenie, a potem pojawił się od drugiej strony. Górą przelazł? Podkop zrobił? Myśmy coś przegapili?
W końcu udało się pozbierać wszystkie punkty i zostały nam tylko zadania. Jeśli nie pączek, to wiadomo co, ale azymut trzeba było solidnie wyznaczyć. Przy żyrafie każde z nas przycupnęło przy osobnym stoliku i robiło własne obliczenia, żeby je potem porównać. Ja oczywiście pomyliłam punkty i namierzałam się nie na ten co trzeba, bo B i P są takie podobne. Może mam opóźnioną dyslekcję? W końcu wyliczyłam na ten punkt, co trzeba, wyszło mi to samo co D. i szczęśliwi ruszyliśmy do mety, ciesząc się, że wyrobiliśmy się przed czasem. A na mecie? Bulwers totalny! Po pierwsze wcale nie zmieściliśmy się w czasie, bo D. myślał, że mamy 120 minut, a ja nie myślałam w ogóle, bo skoro on pilnował czasu, to ja już nie. Po drugie azymut miał być zupełnie, ale to zupełnie inny niż nam wyszedł.
- Ale jak to? - dopytywałam samą siebie i po powrocie do domu od razu wzięłam się za mierzenie. Dla pewności że punkty dobrze poukładałam względem siebie popatrzyłam  na mapę googlowską i okazało się! Na mapie północ nie była na północy!!!! Od dwóch lat wszyscy mnie okłamują!!!
- Jak na mapie TP nie jest narysowana północ, to znaczy, że mapa jest zorientowana. - taki właśnie kit wszyscy mi wciskali i w końcu przyjęłam to za pewnik. Oszukali! Oszukali mnie!
W związku z powyższym strzelam focha i aż do soboty nie idę na żadne InO!

8 komentarzy:

  1. PK nadwiślańskie - tak miało być :) W kóncu nieczęsto zdarza się możliwość nocnego pobuszowania po krzakach nad rzeką i to z widokiem na Starówkę w drugiej strony :) A pomiędzy wszystkimi tymi PK była wygodna ścieżka (nawet trochę utwardzona, bo przystosowana dla rowerzystów) i płotów na niej nie uświadczysz - nie wiem gdzie Was zapędziło ;)
    W kwestii pączków: przecież stowarzyszone w biodra nie idą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pączkami mnie uspokoiłaś, ale tylko z pączkami:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja potwierdzam spostrzeżenie z ogrodzeniami i kłódkami - idąc "wygodną ścieżką" w stronę południową w kierunku PK M/5 dochodziło się do zamkniętej bramy, co gorsza, żeby wrócić na ulicę trzeba się było całkiem sporo cofnąć. Potem od ulicy znowu szukanie dojścia do Wisły, bo siatka, brama, kłódka, itp... Leśny D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, ciekawe rzeczy piszecie, ja tam płotów nie kojarzę. Musiały wyrosnąć w tzw. międzyczasie :) Ale skoro żeście widzieli, to pewnie były :)

    Swoją drogą, to ominęło Was ciekawe wydarzenie na mecie, kiedy to suczka husky chciała nauczyć młodego psa tegoż samego gatunku jak się robi szczeniaczki ;)
    A do tego oczekiwanie do 22 na zagubionego właściciela jednego z powyższych psiaków - bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I takie atrakcje mnie ominęły,buuu :-(

    OdpowiedzUsuń
  6. eeee tam na noc bramę zamknęli to wydawało się ze nie ma przejścia. ale była dziura w płocie obok dla chętnych;-)
    Ale ja sobie strzelę focha za zadanie gdzie każde przymiotnikowe rozwiązanie jest dobre (bo co odpowiedzieć na pytanie "jakie" jeśli nie przymiotnikiem;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, trzeba było zostać do końca :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały post! Naprawdę pomocne treści przedstawione na Twoim serwisie. Podziwiam Twoją pracę w tworzenie takich dobrych materiałów. Chciałby dodatkowo zachęcić odwiedzenie własnego strony internetowej, gdzie również znajdą pomocne materiały na temat trendów. Polecam do odwiedzenia link mój blog. Przyjemnego czytania!

    OdpowiedzUsuń