czwartek, 12 maja 2016

Majowy szlemik

Zepsuło mi się myślenie.
Najpierw nie mogłam pojąć zasad deklarowania ilości punktów planowanych do wzięcia (że niby coś na kształt brydża), potem nie mogłam ogarnąć mapy. Obiektywnie patrząc - mapa była dość łatwa i mniej więcej wiedziałam gdzie iść, ale jak dochodziło do szczegółów nie nadążałam za Darkiem z odnajdywaniem się w rzeczywistości. Za szybko jak na mój nadwątlony tygodniem InO umysł. Na Polu Mokotowskim byłam już kilka razy na zawodach i teoretycznie wiedziałam gdzie co jest, ale jakoś nie szło mi wykorzystanie tej wiedzy w praktyce. Szczytowym osiągnięciem było przejście między dwoma lampionami wiszącymi niemal na wyciągnięcie rąk i stwierdzenie:
- Nic nie znalazłam.
W związku z powyższym kolejny dzień chodziłam na sępa i czuję, że wciąż trwam w letargu. Nie wróży to dobrze następnej imprezie.
Tomek chyba też chodził jakiś zaćmiony, bo wszyscy z jego trasy wracali przed czasem, on - tradycyjnie - po czasie. Chociaż może to i nic dziwnego, bo oprócz patrzenia w mapę, ciągle nas śledził. Sam przyznał się, że cztery razy nas sprawdzał! Tyle czasu już chodzę z Darkiem, a Tomek wciąż nie wierzy w nasze czyste intencje ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz