poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Rocznica


Rok temu na Orientiadzie zaliczyłem moją pierwszą pięćdziesiątkę. Zaliczyłem i niestety okupiłem to totalną kontuzją podeszw. Po prostu zeszła mi skóra z połowy podeszw i każdy krok okupiony był cierpieniem. Jako twardziel, oczywiście na środkach przeciwbólowych, wystartowałem dwa dni później w BnO na Forcie Bema – ale wiadomo, na takim wspomaganiu to człowiek się miota, a nie biega z głową ;-)
Orientiada 2017
Tym razem miałem wygrać. No może być drugi (wiadomo, Ani S. nie dogonię, co najwyżej mogę nawigacyjnie ją pokonać). Niestety, „po terminie” zaczęły się zapisywać same gwiazdy, z którymi jak wiadomo nie mam szans. Rzutem na taśmę zapisała się Barbara (dziwnie niechętna była imprezie do której sama logo wymyśliła) – więc wiadomo było, że lecimy razem (bez Barbary planowałem się zarżnąć i lecieć na 150% mocy, więc przy prostej nawigacji zbliżyć się znacząco do 7 godzin).
Tradycyjnie startuję z Barbarą - do tej pory tylko 2 pięćdziesiątki pokonałem samotnie
Problem pojawił się dzień przed startem. Pojechałem zbierać lampiony z czwartkowego treningu na ZPK-ach i kilkadziesiąt metrów przed furtką rower za 199zł odmówił mi posłuszeństwa (no dobra chciałem przekroczyć 30 km/h i stanąłem na pedały), łańcuch przeskoczył i jak długi wyrżnąłem na nowiutki asfalt sprawdzając jego odporność na uderzenia. Dobrze, że miałem kask (i tak mam guza na skroni), bo asfalt okazał się wytrzymały ponad miarę. Obtarte kolano i łokieć, poobijane łydki i jakaś przeciążona (lub obita) prawa strona torsu - ból ramienia i obojczyka. Do tego boląca głowa. Słowem – poważnie uszkodzona wiara w dobre jutro. W piątek wieczorem już nie mogłem znaleźć wygodnej pozycji - wszystko mnie bolało. Na wszelki wypadek obrabowałem małżonkę ze środków przeciwbólowych, bo wiadomo – zapłacone, więc nie można odpuścić.

W sobotę rano ledwo zwlokłem się z łóżka. Oczywiście robiąc dobrą minę do złej gry (widomo Moja Druga Połowa pewno by mnie nie puściła na zawody) i ruszyliśmy do Mrozów. Udało się sprawnie dojechać i zapisać (Barbary jeszcze nie było). W bazie od razu łyknąłem jakiś apap, bo w moim stanie biegać się nie dawało (zrobiłem próbę i nie szło – przy każdym kroku bolał tors i głowa ).

Patrzę sobie, a tu w bazie pojawia się Hubert z PKŻ! Oni wcale nie byli zapisani! Także Andrzej Krochmal na TP 50. I Robert Kamela! Normalnie galeria sław – znaczy mój wynik będzie kiepski w porównaniu ze zwycięzcą. „ Na szczęście” nie widzę Mateusza Komorowskiego – on mógłby wyśrubować wynik niebotycznie!
Odprawa
Na ostatnią chwilę dociera Barbara.  Tabletka zaczyna działać i ręka i głowa zaczynają powoli funkcjonować bez objawów ubocznych. Odprawa i dostajemy mapy.
Analiza mapy
Zero rozjaśnień, a w opisach przeważają „bajorka”. Jak nic trasa zapowiada się „bajorancko”;-)Odliczanie i lecimy. 
Dynamiczny start!
Większość wybiera nasz wariant, czyli jak przykazał budowniczy, od PK 1. Wiadomo, że nasz wariant jest lepszy;-) I decyzją Barbary lecimy „ na około” pewnym asfaltem. Przy dobiegu do pierwszego PK jakoś zmienia się całkiem moja orientacja – i próbuję zmusić Barbarę do podążania w przeciwną stronę niż powinniśmy. Na szczęście jej wrodzony upór i dar przekonywania załatwia sprawę pozytywnie.
Czołówka biegająca niknie gdzieś za horyzontem, a za nami majaczą marszerzy. Nasz „świński trucht”  - tak ciut powyżej 7 min/km nie pozwala zbliżyć się do czołówki (odskakuje coraz bardziej), ani urwać się tym co tylko chodzą i czasem podbiegają (utrzymują w miarę stałą odległość). Punkty okazują się ustawione tak, że jedyne sensowne dojście, to odbicie od drogi (głównej) 500-1000 m w bok i powrót z powrotem na drogę główną, by dojść do następnego PK. Dzięki temu co chwila mijamy się z czołówką i z tymi co za nami. W efekcie wydeptane ścieżki do PK (bo nie ma innej alternatywy dojścia), widać dokładnie gdzie jest dojście po zawodnikach wypadających z bocznych dróg. Słowem -  zero zabawy dla nawigatora.  Gdzieś koło drugiego PK spotykamy biegnącego z naprzeciwka Przemka (pruje jak rakieta), a potem Arka z trasy Mix z części biegowej. Dzięki sprytnemu manewrowi udaje nam się także wyprzedzić Huberta z PKŻ – oni mają tendencję szybkiego podbiegania krótkiego odcinka i przejścia do marszu – idzie im to coraz wolniej (znaczy więcej marszu niż biegu), a my jak już zaczynamy biec, to praktycznie biegniemy od PK do PK niezależnie czy to jest kilometr czy pięć. Nie biegamy tylko po nierównych/trawiastych drogach (bo tam można skręcić nogę i wysiłek włożony w bieg jest nieproporcjonalny do zysku czasowego) i pod górę. A że trasa prowadzi asfaltami, czy dobrze bitymi drogami…
Jakoś nie lubię wczołgiwać się pod przepusty...
Właściwie co chwilę mijamy się z Wojtkiem Zającem (życzliwie wczołgał się pod przepust na PK 14 i podbił nam karty) oraz „różową” zawodniczką z Mińska. Wojtek dobrze nawiguje, choć czasem wybiera warianty minimalnie wolniejsze i wyraźnie nie chce mu się zbyt szybko biec. Różowa zaś nagminnie „przestrzela punkty”, albo nie skręca we właściwe drogi i nadrabia sporo kilometrów. Niestety, biega znacznie szybciej niż my i nie możemy jej zgubić.
I gdzie jest lampion? Tak wyglądało czesanie  na PK 4
Źle rozstawiony PK 4, ponad 15 minut czesania powoduje, że cała stawka się komasuje – powinniśmy być tam pierwsi na PK, bo wyszliśmy „idealnie” i na skróty oryginalnym wariantem, ale dobijają do nas ci, co byli wcześniej i nie mogli trafić na PK i ci co za nami, bo szukaliśmy bezskutecznie lampionu na zachodnim brzegu zbiornika. Śmiem zaryzykować twierdzenie, że przez to Barbara przegrała 2 miejsce w klasyfikacji K50 (no cóż „Różowa”, która dobiła do nas przy PK 4 wyraźnie miała problemy nawigacyjne, biegała bardzo chaotycznie miedzy PK, same lampiony przebiegała i sporo PK znalazła tylko dzięki nam, obserwując gdzie zbaczamy w krzaki, a na koniec wiadomo wypaliła sprintem i tyle ją widzieliśmy;-)
PK 8
Przy PK 8 zmoczyliśmy nogi - jedyny raz w czasie całej trasy!
Pysio mi się cieszy na widok namiotu żywieniowego!
Przy PK 9 (znowu mapa nie zgadzała się z rzeczywistością) prawie „przebiegliśmy” namiot żywieniowy. Zresztą wszystko już nam wyjedli i tyle, że przywitaliśmy się za znajomą harcerską obsługą punktu. Tam także dopadła nas rowerowa ekipa 5-ciu Paprochów (trasa TR 50 miała te same punkty, tyle że wystartowali 1,5 h po nas).
Na drugiej części trasy zacząłem wymiękać. Musiałem zażyć ketonal, bo wracały bóle „wszystkiego” . Zresztą Barbara zachęcona moim przykładem łykała swoje tabletki przeciwbólowe.
Przy PK 10 zdziwiła nas „Różowa” biegnąc w stronę przeciwną niż nakazywała logika. Pierwsza (i jedyna) wpadka nawigacyjna przy ambonie na  PK 16 – szukaliśmy drogi prowadzącej na północ zaznaczonej na mapie na zachód od ambony. Nie znaleźliśmy i wróciliśmy się kilkaset metrów z powrotem. Analizując ślad okazało się, że… PK był źle postawiony. Nie mierzyliśmy dokładnie odległości od drogi głównej do ambony tylko od ambony do potencjalnej drogi leśnej (ambona była prawie o 200 m za wcześnie).
Przy PK 13 źle zaznaczony PK (niezgodnie z opisem) w efekcie dobre 200m na północ od miejsca wskazanego na mapie, a czesanie „wielkiej dziury z wodą i śmieciami” nie należy do najprzyjemniejszych.
Malowniczy i drapiący PK 18
Po ostatnim PK 18 zryw by dobiec do mety przed „Różową”. Próba skrótu przez stację i szaleńczy bieg pod górę do mety (finisz rzędu 4,5 min/km). Niestety, nie udało się wyprzedzić rywalki.
Na mecie dwa zestawy zimnej Coli (no dobra, jedna to była Pepsi) – to jest to, co cieszy najbardziej. Organizatorzy pamiętajcie – butelka zimnej coli dla uczestnika na mecie! A także tradycyjne zdjęcie ze startu i drewniany medal.
Zimna Cola - to ratuje życie po upalnej 50-tce!
Takie zdjęcie każdy uczestnik dostaje na mecie, razem z medalem!
Barbara nie doczekała medalacji (zresztą podobnie jak Darek za TR 50), więc w zastępstwie odbieraliśmy nagrody.
Ten ekologiczny puchar niestety nie dla mnie - tylko dla Barbary.
A właściwie czemu nie było pucharów dla kategorii MW???
Swojej klasyfikacji w PMnO wprawdzie nie poprawię, ale rocznicę jak nic uczcić było trzeba!

Dla dociekliwych nasz przebieg w postaci obrazka:

i link do 3DRerun:
http://3drerun.worldofo.com/2d/index.php?idmult%5B%5D=-441062&idmult%5B%5D=-441072


5 komentarzy:

  1. Można by odnieść wrażenie, że "Różowa" bezczelnie czaiła się za Waszymi plecami, żeby wyprzedzić Was na ostatnim punkcie i pomknąć do bazy po paru godzinach "wożenia się" na cudzej nawigacji. Tymczasem tak nie było więc fraza "sporo PK znalazła tylko dzięki nam, obserwując gdzie zbaczamy w krzaki" chyba nie jest tu na miejscu. Na wielu punkach byłam PRZED Waszym tandemem. A moja nawigacja? Cóż, wciąż się uczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biegasz znacznie szybciej i tu nie mamy żadnych szans Ciebie dogonić;-). Z takim tempem powinnaś wygrać K50 bo spokojnie byś o pół godziny wcześniej na metę byś przybyła, zaś bez naszych częstych "spotkań" na trasie pewnie z pół godziny później. Jak najbardziej na kilku punktach byłaś sporo przed nami, na kilku niezależnie zupełnie, na kilku wyprzedziłaś na ostatnich metrach, a na kilku wręcz tak szybko przed nami, że nawet ich (tych punktów) nie zauważyłaś przebiegając obok;-)

      Usuń
  2. Panie Tomaszu,Różowa ma imie,podobnie jak Przemek W. czy inni i nie spotykamy się pierwszy raz,owszem różowa popełnia błędy,startuje rzadko i jak większość"amatorów"wywodzimy się z biegów ulicznych. Cieszy nasz bardziej udział w zawodach,atmosfera,miłe towarzystwo,piwko(różowa nie pije piwa),dobre jedzenie i tym się bawimy.Jak wspomniałem w komentarzu do wpisu Pana żony nie wszyscy jesteśmy cyborgami nawigacyjnymi,są biegacze,początkujący i słabi nawigacyjnie,którzy właśnie wolą zawody nudne,zaczynając od Ełckiej,porzez RDS,Jatki,Orientiadę i podobne zawody,to myślę że nudzicie się często,jest wtedy czas na częstochowskie rymy. A różowa,ja i wielu innych nie nudzimy się,jest super a bardzo trudnych imprez unikamy ale szanujemy oczywiście zwolenninków trudnych imprez i tego żczę,panu,pańskiej żoniei pani Prezes abyście mniej się nudzili na łatwych imprezach. Można pobiegać,zrzucić boczki,fałdki i biegać szybciej albo wziąć sobie książkę na droge,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam bardzo ale mam kiepską pamięć do imion i twrazy, a tekst powstał zanim w wynikach dopatrzyłem się tych danych. Kolor - szczególnie charakterystyczny zaś łatwo wpada w oko i łatwo zapamiętać. A jak człowiek się przebierze po mecie to już dopasowanie twarzy do koloru nie zawsze się udaje;-)
      A różowy kolor lubię (nawet mam plecaczek w takim kolorze)!

      Oj nie należy tych relacji traktować "śmiertelnie poważnie". Owszem można napisać " 10 minut na N z tempem 6:45 km/min, skręt w prawo, przeskok przez zwalone drzewo, wciągniecie 100ml żelu energetycznego marki X..." - ale to opisują ślady z GPS-u. W zabawach na orientację nigdy nie wiadomo co czeka nas za zakrętem: bagno? rów z wodą, a może rodzinka dzików? I nigdy nie wiadomo skąd wybiegnie rywal (i gdzie pobiegnie dalej). Fajne jest to, że przy PK spotykają się nagle Ci co maszerują i Ci co biegają w tempie olimpijskim i powinni być już 5 punktów dalej. Oczywiście jest rywalizacja. A potem pamięta się z imprezy bagno w którym się utopiliśmy, źle rozstawiony PK którego się długo szukało, czy konkurenta, który twierdzi, że PK jest w lewo i nie daje siebie przekonać, że jest w prawo;-)
      Zdaję sobie sprawę, że moje relacje są pisane z punktu widzenia osoby, która zaczynała od MnO (czyli precyzja w namierzaniu i czytaniu mapy), a nie biegania (i to bieganie idzie mi jak idzie) - zwracam więc uwagę na dobre ustawienie PK przez organizatora i wyboru "najlepszego" wariantu przez uczestnika. I oczywiście dobre podejmowanie właściwych decyzji przy silnym zmęczeniu. Staram się zawsze opisywać wrażenia z imprezy "na gorąco" - a wiadomo wtedy emocje są najsilniejsze. Oczywiście "przekaz literacki" to rzecz w pełni subiektywna i często koloryzowana;-)

      I to że "było za dużo asfaltu" czy inne takie "nudy" nie zrażają mnie przed kolejną odsłoną, na którą chętnie przyjdę jak tylko zdrowie i czas pozwolą. Bo niby na każdej imprezie są takie same lampiony, taka sama karta startowa, ale za każdym razem jest coś innego i to jest fajne!

      Usuń
  3. Wracając jeszcze na chwilę do wątku "Różowej". Na trzynastu punktach byłam jednoznacznie przed Wami (1,2,14, 15, 8, 9, 10, 16, 11, 12, 13, 17, 18). Przestrzeliłam dwa (3 i 7) mając Was za plecami. O pierwszym błędzie poinformował mnie kolega biegnący za mną, o drugim zorientowałam się sama. Pech chciał, że akurat w tym momencie, kiedy się odwróciłam, żeby wrócić Wasz duet właśnie go podbijał. Z punktem numer 4 historia jest wiadoma (kilkanaście minut poszukiwania i w efekcie punkt znaleziony na innym bajorku). Na 6 dotarłam przed Wami ale miałam problem ze zlokalizowaniem owego świerka co to "50 od krzyża" w efekcie znowu się spotkaliśmy. No i 5, tam byliście przede mną. Punkt umieszczony został w taki sposób, że już z daleka można było dostrzec jego lokalizację orientując się po natężeniu ruchu.

    OdpowiedzUsuń