piątek, 23 marca 2018

Helikopterem na OrtInO

Coś dawno nie byliśmy na normalnych porządnych marszach. Jakoś tak się nie składało, bo albo jakieś BePeKi, albo GeoBePeki, albo maratony, albo normalne BnO. Nastał i czas na OrtInO. 54. OrtInO. Z tego co na szybko policzyłem, to dla mnie okrągła 33 impreza z tego cyklu!
OrtInO zawędrowało na Powiśle, tam gdzie był start Zlotu Mazowieckiego Aktywu InO i trasa, która nie doczekała się do tej pory wyników! Na szczęście z OrtInO wyniki zwykle pojawiają się sprawniej;-)
Na start zdążyłem przed czasem, razem z pierwszymi uczestnikami, którzy szukali miejsca, gdzie by ten start zorganizować. Organizatorzy przybyli prawie równocześnie z nami. Czekając na Moją Drugą Połowę postanowiłem zasunąć kurtkę, bo wiadomo jaką to wiosnę mamy tego roku. Niestety – zamek błyskawiczny mojego ulubionego ciucha wydał cichy jęk i odmówił współpracy. Tak po prawdzie to chyba się obraził i poszedł sobie w świat. Zostałem więc w rozpiętym ubraniu i miałem zacząć już szczękać zębami z zimna, gdy dotarła Renata. Szybko załatwiliśmy formalności i ruszyliśmy w trasę, by nie marznąć. Jako że dostaliśmy mapę w formacie obrusu, chwilę zajęła walka z niesfornym papierem, by jakoś to ułożyć w sposób umożliwiający zapoznanie się z treścią. Treść… no cóż, była jakaś oporna. Jakoś wszyscy stali z dziwnymi minami nad swoimi mapami, a na ich twarzach malowała się co najmniej bezradność. Próbowaliśmy grupowo odpytać autora „co miał na myśli”. Tłumaczył coś, ale nie powiem by to tłumaczenie dużo nam powiedziało. Może poza jednym, że mniejszy labirynt jest bez przekształceń. Nie zostało nic innego jak zaliczyć PK z tego mniejszego labiryntu. Wprawdzie wystarczyło zaliczyć ich 6, ale skoro to był jedyny jako taki przejrzysty kawałek mapy, poszliśmy także na te najdalsze. W jednej chwili przeżyliśmy chwilę grozy, gdy w okolicy Pałacu Prezydenckiego rzucił się na nas uzbrojony funkcjonariusz BOR z karabinem w dłoni krzycząc STOP! Zamarliśmy w pół  kroku, ja wychowany na przygodach Janka Kosa i Hansa Klosa odruchowo zacząłem podnosić do góry ręce. Z plecaczkami, w czołówkach i z wielkimi powiewającymi mapami w dłoniach wyglądaliśmy jednak co najmniej podejrzanie! Na szczęście okazało się, że to rutynowe zatrzymanie ruchu na wyjazd jakiejś rządowej limuzyny. Uff, odetchnąłem i poszliśmy dalej.
Mały labirynt zaliczyliśmy bez problemu. Niestety brakowało jeszcze masy PK. Na dużym labiryncie zauważyłem wjazdy do tunelu. Gdzie jest tunel - wiadomo, tyle, że na mapie coś za dużo tych wjazdów było. Nic, poszliśmy czesać. W ten sposób udało się zidentyfikować wszystkie PK nad Wisłą. Doszliśmy do północnego końca mapy. Postanowiliśmy iść po obrysie obrazka, bo tam powinny być gdzieś dalsze „rogi” labiryntu. Nawet udało się znaleźć lampiony tam, gdzie być powinny. Obskoczyliśmy tak wszystkie fragmenty, które  udało nam się połączyć. Został jeszcze do zaliczenia dopasowany koło mety wycinek z PK 25, ale brakowało nam jeszcze jednego. Rzutem na taśmę dopasowaliśmy PK 18 przy Muzeum Chopina. Udało się zebrać komplet, choć lekko po czasie. Gdybyśmy się pospieszyli… a tak 3-cie miejsce przegraliśmy o minutę! Za to z trasy wyszedł nam ładny helikopter;-)

1 komentarz: